07. WARREN

46 8 49
                                    

rozdział zadedykowany najlepszej sekcie w twojej okolicy [aka radzie nadzorczej creepypast, ily]

rozdział zadedykowany najlepszej sekcie w twojej okolicy [aka radzie nadzorczej creepypast, ily]

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

1 kwiecień, 2016

               𝐋𝐈𝐔 𝐖𝐎𝐎𝐃𝐒 𝐖𝐄𝐒𝐓𝐂𝐇𝐍ĄŁ 𝐂𝐈ĘŻ𝐊𝐎, 𝐒Ł𝐘𝐒𝐙Ą𝐂 𝐂𝐇𝐀𝐑𝐀𝐊𝐓𝐄𝐑𝐘𝐒𝐓𝐘𝐂𝐙𝐍𝐘 𝐃Ź𝐖𝐈Ę𝐊 𝐙𝐀𝐊𝐎Ń𝐂𝐙𝐎𝐍𝐄𝐆𝐎 𝐏𝐎ŁĄ𝐂𝐙𝐄𝐍𝐈𝐀. Poranny telefon od granatowowłosej zdecydowanie pomógł mu się rozbudzić, przetarł swoje wciąż zalepione oczy powoli podnosząc się z łóżka. Nie wiedzieć czemu tej nocy złapała go jakaś bezsenność, która swoją drogą czasem wracała zwyczajnie nie pozwalając mu spać. Mimo tego, że położył się dość wcześnie to połowę nocy przeleżał na materacu patrząc się pusto w sufit, z tego też powodu czuł się jak żywy zombie a w jego głowie nawet zrodziły się pewne obawy czy aby na pewno równie żywy dojedzie na miejsce.

Podnosząc się z ciepłego materaca zdążył jeszcze spojrzeć za okno. Ciemne chmury wiszące na niebie nie zwiastowały niczego dobrego, wręcz czaiły się by uprzykrzyć życie osobom, które zdecydują się wyjść na spacer bez parasolki. Lekki wiatr poruszał liśćmi na drzewach, więc uznał, że tego dnia z pewnością powinien ubrać się cieplej. Wcale nie zapowiadało się, by pogoda miała się poprawić, ponura jak była tak będzie zupełnie jak jego humor. Przez małą ilość snu wstał ze zgorzkniałą miną i cud tylko mógłby sprawić, że coś się polepszy.

Jak o cudzie mowa, Woods automatycznie poleciał myślami do Lorelei, bo ta kobieta była zdecydowanie tego słowa przeciwieństwem. Nie miał pojęcia o co tej znów mogło chodzić, nie przekazała mu przez telefon żadnych informacji poza krótkim „Zbieraj się i przyjeżdżaj". Za dużo mu to nie nasunęło na myśl, a wręcz przeciwnie, jedynie co sobie pomyślał to to, że być może znalazła coś na jego brata i właściwie tylko to wydawało mu się najbardziej sensowne.

Jego stopy automatycznie powędrowały do łazienki, gdzie oparł się o umywalkę i mozolnie przetarł swoją twarz. Uniósł głowę i prawą dłonią rozwiązując szlafrok, pod którym miał jedynie czarne bokserki, spojrzał prosto w średniej wielkości lustro.

Parsknął widząc stare blizny na swojej twarzy. Minęło wiele lat podczas których zdążył się do nich przyzwyczaić, jednocześnie nienawidząc ich coraz bardziej. Prawdopodobnie przez to, że przypominały mu o jego marnym dzieciństwie.

Z dnia na dzień pragnął zemścić się na swoim bracie coraz to bardziej, i zwyczajną hańbą było to, że potrzebował do tego ręki obcej mu kobiety. Sam nie był na tyle wyćwiczony by złapać Jeffrey'a i choć próbował, naprawdę wiele razy, efekt był taki sam. Ciało jego brata powinno zostać oszpecone bardziej niż twarz i dusza Liu, tak przynajmniej on sam uważał.

Argument, że nie musiał się bardzo martwić o ukrywanie się przed policją czy choćby APC, bo fakt faktem nie był ściganym mordercą i żył raczej spokojnie, nie zmieniał tego, że było mu zwyczajnie wstyd. Czuł na sobie niekomfortowe spojrzenia przechodniów co jakiś czas, wcale im się też nie dziwił, bo choć nie znali jego przeszłości to wciąż czuł jak gdyby przeszywali mu duszę swoim oceniającym wzrokiem. Wydawało się jak gdyby miał to gdzieś, co w pewnym stopniu było prawdą, ale też siedziało mu gdzieś z tyłu głowy.

𝗜𝗧 𝗚𝗘𝗧𝗦 𝗪𝗢𝗥𝗦𝗘 ; homicidal liuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz