Czy kiedykolwiek daliście się oszukać swoim znajomym, którzy proponowali wam niezobowiązujący wypadzik na jedno (słownie - je-dno) piwko twierdząc, że dzisiaj to tak na spokojnie?
Tak? Obstawiam, że na pewno.
Moim zasadniczym problemem był zupełny brak asertywności, więc kiedy tylko Torre zadecydował na naszym grupowym chacie, że widzimy się za dwie godziny w jednym z pubów przy plaży w Castelldefels byłam pierwsza, która zareagowała serduszkiem na jego wiadomość, tym samym potwierdzając swoją obecność. Chwilę później zrobiła to także Gabrielle i Pedro, a przekonanie Julii o słuszności tego pomysłu zajęło mi całą drogę do domu.
Ale ten plan miał jeszcze jeden, bardzo ważny dla mnie benefit. Na początku Carol z jakiegoś powodu opierała się jak tylko mogła, ale czym dłużej namawiałam ją na wyjście z nami na szybkiego browara, tym bardziej brakowało jej argumentów przeciw. Ostatecznie się zgodziła zapowiadając, że pojawi się tam na moment razem z Diego, a odczytawszy tę wiadomość na Messengerze Gonzalez aż pobladł z szoku. Spoufalanie się z tą jędzą oczywiście nie było moim głównym celem, ale dla powodzenia tego przedsięwzięcia Carol musiała być wszędzie tam, gdzie był Pedro - nie było innej opcji, niż tylko przeboleć jej towarzystwo i znosić zażenowane spojrzenia członków naszej paczki, którzy raczej niekoniecznie za nią przepadali.
Kiedy więc razem z Gabi wpadłyśmy jak torpeda do mieszkania potykając się o postawione przez Julię w progu buty, słysząc nasz wspaniałomyślny plan Soler od razu zapowiedziała, że nie ma zamiaru brać udziału w tym cyrku, ale skoro i tak ogoliła już nogi to wyskoczy z nami na piwo lub dwa.
– Och, super - sarknęła zatem, pakując się razem z Gabrielle na tylne siedzenie zielonej strzały Gonzaleza, który cierpliwie czekał pod naszym blokiem aż Gabi doklei mi sztuczne rzęsy, w których teraz wyglądałam i czułam się jak nowonarodzony, nie do końca kumaty cielak. – Jeszcze ciebie tu brakowało.
– Ciebie też miło widzieć, Juls.
– Zawsze mogłaś jechać z Torre - uniosłam brew, a policzki mojej przyjaciółki przybrały kolor jej włosów. – Zdaje mi się, że proponował ci to co najmniej ze sto razy.
– June, dawno nie lizałaś chodnika, co?
– Jest całkiem uroczy - potwierdziła Gabi, wciągnięta przeze mnie wcześniej w wyśpiewywanie chwalebnych pieśni ku czci Pablo w obecności naszej koleżanki. – Powinnaś się z nim umówić.
– Prędzej wydłubię sobie własne oko!
– Myślę, że jako cyklop też byś się mu spodobała - mruknęła Gabi, za co Juls tylko zmroziła ją złowrogim spojrzeniem. – Hej, to był świetny mecz, Pepi - dodała szybko z szerokim bananem na twarzy, zapinając swoje pasy. – Zabrakło tylko szczęścia.
– Lub rozumu - wtrąciła Soler, jak zwykle niechętna wobec Bogu ducha winnemu Pedro.
– Przemiła - westchnął ten kręcąc głową ze śmiechem, bo docinki naszej przyjaciółki już dawno przestały robić na nim wrażenie.
Bar, który zaproponował Pablo mieścił się w jednej z wąskich, odchodzących od promenady uliczek i raczej nie należał do tych, w jakich ciężko o wolny stolik, co było głównym powodem dla którego od dawna chętnie odwiedzaliśmy to miejsce. Nie, żeby specjalnie przeszkadzały mi spotykane w Barcelonie na każdym kroku, szczególnie w samym środku sezonu turystycznego tłumy, ale skoro moi przyjaciele wzbudzili poruszenie gdziekolwiek tylko się pojawili, to i ja nie zamierzałam szczególnie rzucać się w oczy, przemykając u boku Gonzaleza z parkingu w okularach przeciwsłonecznych, zupełnie jakby ostatnimi dniami moja twarz nie gościła na większości katalońskich portali plotkarskich.
CZYTASZ
how to be a heartbreaker | pedri
FanfictionJune zawsze schlebiało to, jakim zainteresowaniem cieszyła się w oczach płci przeciwnej, ale nawet ten fakt nie sprawił, że kiedykolwiek zdołała pokochać jakiegoś mężczyznę tak bardzo, jak kochała siebie, choć wcale nie znaczyło to, że zasypiała sam...