5. prawda czy wyzwanie?

1K 72 61
                                    

– Miałam cię za rozważną, June - sarknęła Julia, obserwując mnie uważnie w odbiciu lustra i przeciągnęła swoje usta bezbarwnym błyszczykiem. – Tyś jest jednak głupia jak stado pędzących imadeł.

– A co innego miałam zrobić? - uniosłam ręce w górę, demonstrując tym samym beznadziejną pozycję, w jakiej tkwiłam razem z Pedro. – Przecież to nie jest prawdziwy związek, idiotko!

– Och, tylko byś spróbowała związać się z nim na poważnie, a zamknęłabym cię na balkonie i napierdalała w ciebie kamieniami przez swoje okno, dopóki nie wybiłabym ci tego głupiego pomysłu z głowy! - wsadzając sobie palec do gardła, udała odruch wymiotny. – Popełniłaś duży błąd mieszając się w ich prywatne sprawy.

– Rany, daj jej już spokój - Gabi, stając w mojej obronie, rzuciła w nią pędzlem do pudru. – Po prostu jej zazdrościsz.

– Stara, kijem przez szmatę bym go nie tknęła - sarknęła Soler, wywracając oczyma.

Prawda była taka, że odkąd tylko podczas jednego z wielu wyjść do klubów Pedri niemal siłą musiał ściągać nawaloną jak stodołę Julię z samej góry wysokiego na dwa metry słupa, bo ta ubzdurała sobie, że zrobi salto do tyłu, stosunki między tą dwójką były raczej oziębłe. Ze względu na dobro reszty naszych przyjaciół ta ruda małpa zwykle powstrzymywała się od swoich niewybrednych komentarzy pod adresem Bogu ducha winnego Pedro, ale kiedy tylko za Torre czy Gavim zamykały się drzwi, jechała po nim jak po starej szkapie, więc wcale nie dziwiło mnie to, że nawet nie starała się ukryć swojego niezadowolenia z powodu mojej decyzji. Choć jeszcze dwa dni wcześniej gdy powiedziałam jej o naszym planie wyglądała na rozbawioną, przez minione czterdzieści osiem godzin jej stosunek do tego uległ drastycznej zmianie, a ja sama zaczęłam zastanawiać się czy podjęłam dobrą decyzję.

– Chociaż udawaj miłą - westchnęła Gabrielle, naczelna pocieszycielka strapionych i mój prywatny adwokat.

– Mogę was o coś prosić? - zapytałam, kładąc na stół dwie miski pełne chipsów paprykowych, za którymi wręcz przepadali nasi znajomi.

– Jeśli nie będzie to zrobienie ci zadania z analizy matematycznej ani przekonanie Alejandro, żeby puścił Bará Beré, to myślę, że możemy się zgodzić.

– Udawajcie przed chłopakami, że ja i Pedri... to tak na serio - wyparowałam, choć słowa te przyszły mi przez gardło z niemałym trudem, zupełnie ignorując wspomnienie o jednej z moich ulubionych pijackich piosenek. – To musi wypaść wiadygodnie, a Gavi ma długi jęzor i nie sądzę, żeby dochował tajemnicy.

– Chyba kpisz, June - mlasnęła Julia, patrząc na mnie z politowaniem.

– Nie ma sprawy - tym razem odezwał się głos otuchy w postaci Gabrielle. Poprawiwszy w lustrze swoje wściekle czerwone włosy jeszcze raz upewniła się, że wygląda fenomenalnie i posłała mi uroczy uśmiech w odbiciu lustra. – Raczej ciężko mi jest wyobrazić sobie ciebie z Gonzalezem, ale... czemu nie?

– Kolejna, która macała się z głupim przez ścianę - rudowłosa wywróciła oczyma, nawet nie starając się ukryć swojego zażenowania, choć jestem całkowicie pewna, że gdyby miejsce Pedro zajmował którykolwiek z naszych pozostałych kolegów, pomogłaby mi bez najmniejszego zająknięcia. – Zapomnij, Vazquez. Nie mam zamiaru przykładać swojej ręki do tego paskudnego kłamstwa.

– To wcale nie jest kłamstwo! - jęknęłam, kręcąc głową. – To po prostu... małe mijanie się z prawdą.

– To jak gówno w sreberku, June - zmierzyła mnie podłym wzrokiem. – Może z zewnątrz wygląda w porządku, ale w środku to totalny gnój.

how to be a heartbreaker | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz