14. na linii ognia

1K 85 151
                                    

– Daj mi spokój, Gavira - warknęłam, nakrywając się kołdrą po same uszy, choć mój głos został stłumiony przez poduszkę, do której usilnie przyciskałam głowę kiedy ten wypierdek próbował ściągnąć ze mnie pościel. – Poważnie, nigdzie nie idę.

– Idziesz!

– Pablo, daj jej spokój - westchnęła gdzieś z drugiego końca pokoju Julia.

– Nie, dopóki June nie podniesie tego swojego chudego tyłka z wyra i nie wyjdzie do ludzi zamiast oglądać durne filmy - z niechęcią spojrzał na leżący obok mnie laptop, na którego ekranie wyświetlała się zapauzowana przeze mnie w połowie druga część Zmierzchu. – Chcesz spojler? Bella wybierze Edwarda, a teraz spieprzaj pod prysznic, wciągaj kieckę na dupę i lecimy na imprezę.

– Kiedy ja naprawdę nie mam ochoty - jęknęłam, dobrze wiedząc, że moje lamenty zdały się na nic, bo mina stojącego nade mną jak na tureckim kazaniu Pablo wyrażała jedynie upór i absolutną desperację.

– Obiecałaś mi! - oburzył się, lecz po chwili ton jego głosu znacznie złagodniał. – Hej, nie będziemy tam długo, przysięgam.

Prawda była taka, że od paru dni byłam cieniem samej siebie, większość czasu spędzałam włócząc się od ściany do ściany w swoim pokoju i wcale nie dziwiłam się dlaczego Gaviemu tak bardzo zależało na tym, żebym wyszła ze swojego bagna i przypomniała sobie jak to jest być istną duszą towarzystwa na przyjęciu zaręczynowym jednego z jego dobrych przyjaciół. Ten marazm życiowy utrzymywałby się u mnie jeszcze przynajmniej przez jakiś czas gdyby nie ten irytujący dzieciak w szerokich portkach i uśmiechem zawijającym mu się na uszach, który tego dnia wpadł do naszego mieszkania jak burza, zbijając przy tym literatkę i omal nie gubiąc zębów na śliskiej wycieraczce.

Na moje słabe samopoczucie składało się kilka czynników, lecz dominujący był widok Pedro i Carol żyjących swoim najlepszym życiem na wszystkich portalach społecznościowych, na jakich tylko miałam konto. Byli już dosłownie wszędzie, artykuły o nich mnożyły się jak pieprzona zaraza, a media zdążyły słusznie okrzyknąć ją najpiękniejszą barcelońską WAG. Niech was nie zwiedzie mój sarkazm - Ramos faktycznie wyglądała tak, jakby haratał ją dłutem sam Michał Anioł, ale nawet ten fakt nie był w stanie zatuszować tego, jak paskudną osobą była.

A że powszechnie wiadomą sprawą jest to, że kto z kim przystaje, takim samym się staje, to nie było nic dziwnego w tym, że Gonzalez nagle zaczął zachowywać się tak, jakbyśmy się nie znali. Mające miejsce dokładnie dwa tygodnie temu urodziny Stelli były zdaje się ostatnim razem gdy wymieniliśmy między sobą jakiekolwiek słowa nie licząc zdawkowego cześć, choć sposobności do tego było wiele. Nie czułam się zbyt dobrze przebywając w towarzystwie tej zakochanej, spijającej sobie z dzióbków parki, a to, że mieliśmy spore grono wspólnych znajomych, tylko działało na moją niekorzyść.

Dawanie szansy nieśmiałemu chłopakowi, jak się okazuje, bywa naprawdę zdradliwe. W jednym momencie uczysz go oswajać się z własnymi uczuciami, bo typ boi się własnego cienia tylko po to, by w kolejnym stać się pierwszą ofiarą jego galopującej pewności siebie. Zakochiwanie się było do dupy, ale jeszcze gorsza była świadomość bycia tą drugą. Bardziej niż serce bolało mnie moje ego, bo nowy Gonzalez był moim własnym tworem, a to z kolei sprawiało, że za zaistniałą sytuację nie mogłam winić nikogo więcej niż samą siebie.

– Nie zamierzasz wstać po dobroci, prawda? - Pablo zmrużył oczy, a oparłszy się rękoma o materac mojego łóżka spojrzał na mnie złośliwym wzrokiem.

– A jak myślisz?

– Cóż, sama wybrałaś przemoc - mruknął pod nosem.

Nawet nie zdążyłam zareagować kiedy przerzucił mnie sobie przez plecy i biegiem ruszył w kierunku łazienki, omal nie zderzając się w korytarzu z zszokowaną Gabrielle. Kwestią sekund było gdy trafiłam do wanny w piżamie i grubym szlafroku, a natychmiast odkręcona przez szatyna woda była prawie tak samo lodowata jak moje relacje z Carol. Metoda ta była dość brutalna, lecz widocznie wyjątkowo skuteczna, bo niesamowicie z siebie dumny Gavira tuż po tym jak wycelował we mnie ręcznikiem, na odchodne obrzuciwszy mnie pełnym pogardy spojrzeniem oznajmił, że za pięć minut widzimy się w kuchni.

how to be a heartbreaker | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz