– Twoje przyjaciółki to idiotki, June.
Kątem oka rzuciłam na Gabrielle i Julię kręcące tyłkami przed kumplami Pedro i parsknęłam śmiechem, unosząc do ust swojego drinka. Sex on the beach był czymś, czego w tamtym momencie potrzebowałam bardziej niż tlenu i wcale nie miałam tu na myśli romantycznych uniesień na którejś z barcelońskich plaż, choć tym także bym nie pogardziła.
– Być może, ale twoim półmózgim kolegom raczej to nie przeszkadza.
– Masz rację - wywrócił oczyma, przysiadając się do mnie przy barze. – Jak się bawisz?
– Jest całkiem przyjemnie - odparłam zgodnie z prawdą, bo płynące z głośników Love is gone Davida Guetty było jednym z kawałków, do których mogłabym twerkować na suficie. – A ty?
– Bywało lepiej.
– Kłopoty w raju?
– Jak bardzo będziesz się śmiała, jeśli ci o tym opowiem?
– To zależy, jak bardzo żenujące to będzie - zagryzłam policzek od środka, bo wysłuchiwanie o rozterkach miłosnych mojego kumpla było ostatnio jedną z moich ulubionych rozrywek.
– Carol wolała przyjść tu ze swoim byłym niż ze mną.
No i szach mat, Pedri.
Nie wiem, jak można być kimś aż tak zaślepionym, by nie zrozumieć przekazu, ale Gonzalez odkąd tylko pamiętam łamał wszystkie stereotypy kochliwego piłkarzyka, niejednokrotnie dając wykorzystywać innym swoje dobre serce. Sądzę, że Pedro po prostu zawsze chciał przeżyć swoją wielką miłość, a nigdy nie został nauczony tego, że czasami po prostu nie da się dogodzić wszystkim i nie warto przekładać czyjegoś szczęścia ponad własne. Było mi go szkoda, tak po ludzku, bo nie zasługiwał na takie traktowanie, ale później przypominałam sobie, że było to przecież tylko i wyłącznie jego winą. To, że dawał się dymać na kasę jakiejś nowobogackiej niuni wcale nie było moim problemem i nie czułam się osobą kompetentną do wypowiadania się na ten temat.
– O, stary - westchnęłam jednak, kręcąc głową z powątpieniem, bo skoro już postanowił mi się zwierzyć, to wypadało okazać się choćby odrobiną empatii. – Tak mi przykro.
– Niepotrzebnie - wzruszył obojętnie ramionami. – Chyba już się do tego przyzwyczaiłem.
W jego ustach zabrzmiało to naprawdę smutno, a ja poczułam się, jakby ktoś właśnie przyłożył mi w żołądek pięścią. Z Pedro nigdy nie łączyła mnie na tyle dobra znajomość, jaką za sprawą Julii i Gabrielle miałam z Gavim czy Pablo Torre, jednak w tamtym momencie wydawał mi się bliższy niż kiedykolwiek. Wtedy, opierając się o blat baru, przesuwał z ręki do ręki klucze od swojego auta, a jego ciemne oczy były pełne smutku, choć to zwykle właśnie on był tym, który jako pierwszy rwał się do głupich żartów.
Poczułam, jak moja komórka wibruje i wyciągnęłam ją z tylnej kieszeni moich jeansów, a moją twarz niemal od razu rozjaśnił szeroki uśmiech. Zdjęcie, jakie wyświetliło się na ekranie mojego telefonu, przestawiało nogi Erica razem z trójką jego ukochanych psów rozłożonych wzdłuż niego na kanapie. Wieczór znów spędzał samotnie, chociaż nie zliczę ile razy proponowałam mu wspólne wyjście do klubu.
– Brakuje tylko ciebie - Gonzalez zagwizdał z uznaniem, zaglądając mi przez ramię. – Ty i Eric to już coś poważnego? - uniósł brew, nawet nie racząc mnie spojrzeniem.
– Um, nie. Po prostu się przyjaźnimy.
I właśnie dlatego regularnie lądujemy ze sobą w łóżku - dokończyłam w myślach, uśmiechając się pod nosem. - June, jesteś wstrętną kłamczuchą i kiedyś usmażysz się w piekle.
CZYTASZ
how to be a heartbreaker | pedri
FanficJune zawsze schlebiało to, jakim zainteresowaniem cieszyła się w oczach płci przeciwnej, ale nawet ten fakt nie sprawił, że kiedykolwiek zdołała pokochać jakiegoś mężczyznę tak bardzo, jak kochała siebie, choć wcale nie znaczyło to, że zasypiała sam...