Darzenie uczuciem kumpla miało zdecydowanie więcej minusów niż plusów - zwłaszcza kumpla, któremu dobrodusznie pomagało się zdobyć serce mającej go głęboko w czterech literach dziewczyny. Przeklinając siebie samą na pięć pokoleń w przód, przekonana o beznadziejności sytuacji w jakiej oboje właśnie trwaliśmy, beznamiętnie przejechałam kleistym błyszczykiem po ustach, wpatrując się we własne odbicie w wiszącym na toaletce lusterku. Stojąca za moimi plecami Julia jedynie ścięła usta w wąską linię, ale nawijając kolejne pasma moich włosów na prostownicę nie skomentowała tego w żaden sposób, a ja dawno nie byłam jej tak za to wdzięczna jak wtedy.
– June, przestań kręcić się jak smród po gaciach, bo zaraz przypalę ci ucho - syknęła jedynie, rozczesując palcami wypuszczonego z dłoni loka. – Nadal nie mam pojęcia co o tym myśleć. Jezu, ja chyba zaraz wykorkuję! Co byś zrobiła na moim miejscu?
Gdybym była małostkowa, pewnie zapisałabym ten dzień w kalendarzu i wspominała przez kilka kolejnych lat, bo nieczęsto zdarzało się, że Julia, prawdopodobnie najbardziej przekonana o swojej wiecznej nieomylności osoba na świecie raczej rzadko pytała kogoś o radę, a jeśli już tak się działo, to zwykle była to tylko Gabrielle. Wysłuchując jednak litanii o zbliżającej się wielkimi krokami osiemnastce młodszego brata Soler i jej nieuniknionym starciu ze swoimi starymi, poczułam się jakbym była właśnie w gabinecie psychologa. Z tym, że to ja byłam tym psychologiem.
Mogłabym powiedzieć, że dziwiłam się dlaczego moja przyjaciółka tak uparcie nie chce wracać do domu, utrzymuje się sama i gdybyśmy tylko nie interweniowały z Gabrielle, zapewne nawet święta spędziłaby zamknięta w czterech ścianach sam na sam z miską chipsów i jednym ze swoich ulubionych seriali. Jednak sprawa z rodzicami Julii była bardziej niż skomplikowana. Dzieląc z nią najpierw internat w liceum, później pokój w akademiku, aż wreszcie mieszkanie, zdążyłam poznać ich aż za dobrze i utwierdzić się w przekonaniu, że mówiąc wiedźma o swojej matce, Soler wcale tego nie wyolbrzymiała. Jej starsi posiadali własną firmę transportową, srali pieniędzmi na prawo i lewo, na wakacjach byli trzy razy do roku, ale ich córka, mogąc mieć na skinięcie palca każdą pojedynczą zachciankę, postanowiła odciąć się od nich wraz z osiągnięciem pełnoletności. Czasami współczułam jej z tego powodu, bo nie wyobrażałam sobie chociaż raz na jakiś czas nie wracać do domu rodzinnego, gdzie czekała na mnie mama, Esteban i zgraja ich psów, ale z drugiej strony naprawdę rozumiałam decyzję mojej przyjaciółki, bo gdyby to mi wytykano każdy najdrobniejszy błąd w swoim życiu i bycie nieidealną w idealnym świecie Alexy i George'a, pewnie sama dałabym sobie spokój z pozorowaniem idealnych relacji.
– Rany, nie wiem - zrobiłam dzióbek z ust udając, że naprawdę się nad tym zastanawiam, chociaż w mojej głowie już dawno zakiełkował pewien pomysł. – Może zaproś Pablo?
– Gaviego?! Zdurniałaś! - fuknęła. – Tego przykurczonego koszykarza?
– Jezu, miałam na myśli Torre - teatralnie wywróciłam oczyma, omal nie wybuchając szczerym śmiechem na samo wspomnienie lubującej się w horrendalnie wysokich szpilkach Julii i stojącego przy niej, sięgającego jej ledwie do brody Gaviry. – Hej, czemu wszyscy fajni chłopacy są tacy niscy?
– Ty też ledwo wystajesz głową znad stołu - przypomniała mi przyjaciółka, żartobliwie trącając mnie w ramię, po czym okręciła sobie zdjętego z prostownicy loka na palcu. – A wracając do...
– Uważam, że powinnaś wreszcie dać mu szansę.
– Vazquez, rozmawiałyśmy już o tym - w odbiciu lustra zauważyłam jak mocno zacisnęła szczękę, choć ton jej głosu wcale nie wyrażał zdenerwowania. – Przyjaźnimy się, a poza tym to naprawdę słaby pomysł.
CZYTASZ
how to be a heartbreaker | pedri
Fiksi PenggemarJune zawsze schlebiało to, jakim zainteresowaniem cieszyła się w oczach płci przeciwnej, ale nawet ten fakt nie sprawił, że kiedykolwiek zdołała pokochać jakiegoś mężczyznę tak bardzo, jak kochała siebie, choć wcale nie znaczyło to, że zasypiała sam...