Rozdział 2.2 Dziesiąta Muza

53 10 14
                                    

Jej ton głosu mi się nie podobał, ani to jak patrzyła smutnym wzrokiem na klacz ponad niskim boksem.

— Wyjdzie z tego, prawda? Jeśli wdrożycie leczenie.

— Tak, jest w stanie z tego wyjść. Zgłosiłam to już mojemu szefowi i powinien już zadzwonić po weterynarza.

Piegus przypomniał o sobie cichym parsknięciem. Podeszłam do niego i pogładziłam powoli jego miękkie chrapy.

— Skoro to dla niej za wiele, to zmniejszcie po prostu czas jej pracy.

— To nie zależy ode mnie, ale od niego. I to nie takie proste, ona nie nadaje się do uczenia początkujących i nawet średniozaawansowanych jeźdźców, a doświadczeni nie bardzo chcą z nią dalej pracować — mruknęła pochmurnie.

Nie chciałam dopytywać, Lucille nie wyglądała na skorą do dalszej rozmowy na ten temat. Kobieta podeszła do mnie i poklepała Piegusa po szyi.

— Dobra, zabierajmy się do pracy. Oczywiście nasza lekcja wydłuży się o tyle, o ile się spóźniłam.

Jak obiecała, tak zrobiła, a ja przez całą naszą godzinę robiłam głupie błędy, bo miałam w pamięci słowa Lucille i pysk z wyrazem pełnym bólu. Odkąd pojawiałam się w stajni co tydzień zdołałam już dostrzec, że klacze miały naprawdę bogatą mimikę twarzy.

***

Było Halloween i jednocześnie osiemnaste urodziny Erin. W tym roku ten dzień wypadał w sobotę, więc miałam spotkać się z moimi przyjaciółkami po kolacji, z której mimo wszystko nie chciałam zrezygnować.

Ciocia zaproponowała zmianę godziny z dwudziestej na wcześniejszą, ze względu na mnie i to, że miałam iść po niej na przyjęcie do Erin, ale powiedziałam, że nie było takiej potrzeby. Wiedziałam, że Kay źle by to zniosła. Dla kogoś innego przesunięcie kolacji o spotkanie do tyłu nie byłoby wielkim problemem, ale dla niej już tak.

Moja siostra musiała mieć dokładny plan każdego dnia, od wstania aż do pójścia spać i każda, nawet najmniejsza zmiana była przez nią źle odbierana, nawet jeśli z całej siły starała się z tym walczyć. Wiedziałam, że mocno by to ją zdenerwowało i zestresowało. To później mogłoby przyczynić się do tego, że miałaby tej nocy ponownie problem z zaśnięciem. Wygrała długą i żmudną walkę z bezsennością. Nie chciałam jej tego zawalać, a dla mnie godzina czy nawet dwie w jedną czy drugą stronę niewiele zmieni.

Żeby jednak oszczędzić czas postanowiłam już się wcześniej wyszykować, bo samo zrobienie makijażu zajmowało mi wieczność.

Jako że to było Halloween, każdy miał przyjść w przebraniu i mógł się wcielić w postać lub rzecz zaczynającą się na tą samą literę imienia.

No naprawdę, Erin to miała pomysły. Dodatkowo zaprosiła chyba cały nasz rocznik na tę imprezę. Podobnie jak rodzina Emmy, jej rodzice byli nadziani i mieli ogromny dom. Czułam się tam nieswojo, ale nie dlatego, że czułam się onieśmielona. Sama wychowałam się w znacznie większej posiadłości. Po prostu wracały nieprzyjemne wspomnienia z matką w roli głównej w tejże posiadłości.

Naprawdę długo nie miałam pojęcia, w co się przebrać, bo ta durna zasada pierwszego imienia mocno mnie ograniczyła.

W końcu postanowiłam przebrać się za Alice z pierwszej części „Resident Evil". Udało mi się upolować w lumpeksie czerwoną sukienkę, niezwykle podobną do tej z filmu, ale nieco ją przerobiłam za pomocą nożyczek, by wyglądała jak tamta. Pod czerwoną sukienkę ubrałam czarną mini spódniczkę, która leżała na dnie mojej szafy już ponad rok, bo nie miałam okazji wcześniej jej założyć. Żal mi było jej nie kupić, bo dałam za nią tylko jednego funta i była śliczna.

Wbrew MojromOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz