Rozdział 4.1 Ku czci Dionizosa

44 10 3
                                    

Ułamek sekundy później jednak oderwał spojrzenie z mojej twarzy, zacisnął szczękę i pociągnął mnie do góry. Zdecydowanie za szybko i za mocno, aż żołądek podszedł mi do gardła. W jednej sekundzie stanęłam na nogi. Takie gwałtowne ruchy nie były wskazane w moim stanie.

Puściłam jego rękę i dopadłam do stołu, gdzie stały puste miski po ponczu i jedzeniu. Wzięłam jedną z nich i zwróciłam wcześniej wypitą wodę. Nic więcej nie miałam w żołądku po ostatniej wizycie w łazience.

— Na litość boską... Emma, jeśli ona zwymiotuje w moim samochodzie zapłaci za profesjonalne czyszczenie.

Mogłam sobie tylko wyobrazić, ile by to kosztowało w miejscu, do którego oddawał na ten proces swoje auto.

— To twoja wina, mogłeś podnieść mnie wolniej — wymamrotałam, odsuwając od siebie miskę i oparłam czoło i blat drewnianego stołu.

— Lepiej już ją zawieź, musi się położyć. — Usłyszałam głos Emmy. — Zaprowadzę ją zaraz do samochodu. Erin przynieś jej kurtkę.

— Się robi.

Uniosłam powoli głowę znad stołu i ujrzałam plecy Erin, gdy poszła nieco chwiejnym, ale lekkim krokiem w stronę stojaków. Podskakiwała radośnie w rytm muzyki.

— Jak się czujesz? — zapytała Emma, podchodząc bliżej.

Zerknęłam na nią i miałam ochotę uderzyć czołem o stół. Dlaczego wcześniej się nie zorientowałam, że są rodziną?

Mieli oboje jasną karnację oraz takie same, jasne, platynowe włosy. To był rzadki odcień blondu i nawet jeśli Emma miała oczy ciemnoniebieskie, to jednak widać było między nimi podobiznę. Mieli także takie same wysokie kości policzkowe, których zawsze zazdrościłam Emmie.

— Jak jesteście spokrewnieni? — zapytałam, wstając powoli i oparłam się biodrem o stół.

— Nasze mamy były siostrami — odpowiedziała Emma z lekkim, nieco zgaszonym uśmiechem.

Nie umknęło mi jej „były" oraz ten słaby uśmiech, nawet w stanie w jakim byłam.

Wiedziałam, że matka Emmy nie żyła i mieszkała sama z ojcem, ale ani Emma ani Erin nigdy nie zdradziły mi nic więcej. Nie przyjaźniłyśmy się pewnie na tyle długo, by Em czuła się swobodnie, aby mi o tym opowiedzieć. Ja także nie wyznałam im wszystkiego o mnie. Nie wiedziały właściwie nic o moim życiu w Australii poza tym, że moja matka jest lekarzem, ale miała problemy z uzależnieniem i dlatego z Kay wyjechałyśmy.

Niektóre tematy mimo zaufania i przyjaźni były zbyt ciężkie, by ot tak je zacząć. To musiało wyjść samo, bez nacisku.

Nic nie wiedziałam o matce Sorschy i Tristana, ten temat nigdy nie wypłynął przy mnie. Słyszałam tylko o ich ojcu, tyranie, którego oboje nienawidzili chyba jeszcze mocniej niż ja moją własną matkę.

Na odpowiedź Emmy Tristan się spiął i zaplótł ramiona na torsie, patrząc ponad moją głową za mną, gdzie Erin szperała wśród kurtek i szukała mojej.

Erin wzięła ze stołu jedną z ostatnich butelek wody niegazowanej i podała mi ją.

— Spróbuj wypić jeszcze trochę.

Tristan o dziwo nie zaczął protestować. Spodziewałam się czegoś w stylu „to wykluczone" z obawy, że ta woda później przeniesie się z mojego biednego żołądka na tapicerkę siedzenia w jego aucie, ale zamiast tego tylko mocniej zacisnął usta w wąską kreskę i wbił przenikliwe, szare spojrzenie w Emmę, zabijając ją wzrokiem.

— Już się tak nie najeżaj, przecież Ari nie zrobi ci fontanny w twoim ukochanym mercedesie.

— Nie możesz tego wiedzieć. Nie powinniście tyle pić, Emmo.

Wbrew MojromOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz