5. Scena pierwsza.

761 32 11
                                    

Nie sądziłam że jeszcze kiedykolwiek będę tak po prostu szła przez miasto należące do stanu Californii. Być może właśnie mijałam ludzi z którymi chodziłam do szkoły lub miałam jakiś kontakt. Zadziwiający był jednak fakt że nie zwracałam na otaczające mnie osoby uwagi. Nie taki był mój cel a wznawianie utraconych znajomości pogorszyło by moją sytuację.

Przeprowadzkę, którą odbyłam jakiś czas temu trzymałam w sekrecie. Nie chciałam rozgłosu, ponieważ moje plany zawsze uwielbiały ciszę. Fosterowie również przystali na tą opcję więc dla wielu ciągle przebywałam w Garden City.

W głowie miałam punktowy plan, który zaczynałam odgrywać od momentu przekroczenia budynku należącego do Lawrence'go. To z nim nawiązałam pierwsze biznesy i to on poza Fosterami wciągnął mnie w ten świat. Po niecałych dwóch latach aktywnej współpracy staliśmy się dla siebie osobami na, których możemy polegać.

Mogłam się zwrócić do niego z prośbą co działało również odwrotnie i przeważnie tylko tak. Nie byłam osobą, która zadłużała się na przysługi i stroniłam od tego z daleka wiedząc że takowe decyzje są w ciemno i nigdy nie będę do końca pewna na co się godzę.

Wodziłam wzrokiem po ciemnych wnętrzach biurowca w którym dane mi było być pierwszy raz. To tutaj miał on swoją główną siedzibę a przez mój krótki udział w tych interesach nie miałam możliwości jej odwiedzić. Używając odpowiedniego kodu weszłam do windy prowadzącej na najwyższe piętro i odwróciłam się w stronę lustra by ewentualnie się poprawić.

Na szczęście moja czerwona szminka trzymała się idealnie a włosy pozostawały wyprostowane. Mój strój natomiast przełamywał czerwień czarnym kompletem garniturowych spodni i marynarki oraz tego samego koloru koronkowego gorsetu. Lubiłam siebie w tym wydaniu choć ja z przed kilku lat wyśmiała bym mnie za szpilki, które aktualnie na sobie miałam. Czułam się ładna i pewna siebie czego kiedyś mi brakowało i wcale nie tęskniłam za osobą, którą kiedyś byłam, wręcz przeciwnie doceniałam to że już się jej pozbyłam.

- Dłużej się nie dało. - powstrzymałam się od przewrócenia oczami na komentarz mężczyzny gdy tylko weszłam do jego gabinetu.

- Przypominam że to ty coś ode mnie chcesz, nie odwrotnie. - uśmiechnęłam się chociaż uśmiech ten nie był ani trochę życzliwy. - Ładnie tu masz. - dodałam siadając naprzeciw niego.

Jak zwykle ubrany był w drogi czarny garnitur a na jego prawej dłoni odznaczał się złoty zegarek i kilka sygnetów. Mimo że dzieliło nas wiele lat różnicy i mógłby być moim ojcem, jako jedyny jak dotąd potrafił podejść ze mną czysto do biznesu bez dwuznacznych podtekstów lub proponowania mi randek.

- Victoria Williams jest miła i coś komplementuje? - zauważył skupiając na mnie wzrok. - Chyba muszę to gdzieś zapisać.

- Na dupie sobie zapisz. - poleciłam z pełną powagą. - Masz dwadzieścia minut i później się zmywam bo mój piesek ma podwieczorek.

Rozsiadłam się na fotelu, zerkając przelotnie na zegarek. Zawsze pilnowałam czasu i w takich sytuacjach byłam dobitnie szczera w tym co mówiłam. Chociaż byłam dla niektórych głupią osiemnastolatką to wiele bardziej doświadczonych osób jej potrzebowało a mój charakter i zasady tylko pomogły mi w utrzymaniu swojego stanowiska.

- No tak. - odchrząknął poprawiając się na fotelu. - Jak dobrze wiesz wiele razy pomagałaś mi w rabunkach. W zasadzie to ty ich dokonywałaś, ale pomijając tą kwestię chciałbym zaproponować ci coś całkiem nowego. Jesteś młodą osobą i do tego świetnie obeznaną w biznesie, który prowadzimy a ja potrzebuję osoby do pomocy w tym co robię. Kogoś kto będzie moją prawą ręką.

Deux TombesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz