8. Dzieńdoberek.

1.1K 33 30
                                    


Jako dziecko często zastanawiałam się nad tym kim w przyszłości będę. Swoją karierę zawodową już w wieku trzech lat wiązałam z byciem lekarzem. Później przeradzało się to w strażaka, policjanta, tajną agentkę oraz weterynarza. Wszystkie te marzenia nawet jak na mnie były przeciętne i nie do końca sądziłam że się w tym odnajdę. Od zawsze byłam przeciwieństwem mojej siostry Stephanie, gdy zamiast lalki i pikników wybierałam pistolet oraz zwalczanie pokrzyw.

Ten światopogląd został mi w pewnym momencie zaburzony i to nie ze względu na coś co wydarzyło się w moim życiu a kogoś. To ta osoba zaczęła nazywać mnie księżniczką i mimo mojej odrazy do nich, polubiłam to. Bycie jego ulubioną i chronioną osobą, która miała wszystko i mogła ukazać przed nim każdą słabość.

Niestety życie to nie bajka a ja szybko i boleśnie się o tym przekonałam. A morałem tej historii było to że księżniczki nie są pisane mi a ja im.

Pamiętajcie jednak że nie musicie być księżniczkami by nosić koronę. Wystarczy unieść głowę by nam ona nie spadła a resztę pieprzcie. Mówię serio, gdybym przejmowała się innymi nie wyszłabym z domu a takim oto sposobem mogłabym wypieprzyć połowę kraju. Tylko widzicie, nawet oni nie są warci mojej uwagi w momencie, gdy moje ego przewyższa cholerną wieżę Eiffla. I szczerze? Jest mi z tym zajebiście.

Westchnęłam widząc przed sobą ogromny wieżowiec, który wyglądał przez pociemniałe szyby jak jedna wielka czarna bryła. Wcale nie byłam zaskoczona gdy okazało się że spotkanie znajduje się na najwyższym piętrze i przez kolejne minuty będę uwięziona w metalowej puszcze z Peterem, który zachowywał się gorzej niż nie jedna opiekuńcza matka z powołania.

- Zapalenie tam papierosa będzie równało się z cudem. - skwitowałam próbując dostrzec szczyt budynku.

- Myślisz że będzie tam jakikolwiek taras? - zagadnął Peter.

- Jest. - do dyskusji wciął się Chase, który zaraz potem nas wyminął podchodząc do ochroniarza.

- Imprezę uważam za otwartą. - mruknęłam idąc w jego ślady.

Dreszczyk adrenaliny zagościł w moim wnętrzu. Uwielbiałam to. Tą niepewność pomieszaną z ciekawością. To był dla mnie test, który mogłam tylko zdać. Nie brałam pod uwagę innej opcji i myślę że Fosterowi zdawali sobie z tego doskonale sprawę.

Przemierzając puste korytarze zastanawiałam się czy ktokolwiek oprócz mojej tych kilku rodzin w ogóle tutaj jest, jednak szczerze w to wątpiłam. Gdy zobaczyłam że zmierzamy do windy nie szczędziłam sobie przewróceniem oczami wiedząc jaki dramat w stylu trzech braci zaraz się rozegra.

- Jeśli poczujesz się źle od razu używasz czerwonego kodu. - zaczął Peter. - Jaki on jest? - zerknęłam na niego upewniając się że skierował to pytanie do mnie i nie myliłam się.

- Naplucie ci na mordę? - uśmiechnęłam się kwaśno a Chase kaszlem starał się zamaskować śmiech. No proszę nasz pan gbur potrafił się śmiać.

- Takie fantazje zostaw sobie do momentu aż nie wrócimy do domu. - odparł równie chamsko rozumiejąc chyba że nie chce gadać o tych pierdołach.

- Proponujesz seks na zgodę? - prychnęłam.

- Może być i trójkąt jeśli Chase się zgodzi. - parsknęłam śmiechem podobnie jak chłopak widząc minę wspomnianego bruneta.

- Niestety muszę zniszczyć wasze marzenia i chociaż zgrywajcie pozory normalnych. - powiedział i w tym samym czasie drzwi się rozsunęły.

Czarny marmur i minimalistyczna recepcja po mojej lewej stronie to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Gdzieś w oddali słyszałam szum wody pochodzącej być może z jakiegoś źródełka jednak szybko myślami powróciłam do tego co się aktualnie działo.

Deux TombesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz