Wszystko się rozmywało. Strzępy słów, urywki myśli, pojawiające się i znikające w rozbłyskach światła twarze. Mrok połykał ją i wypluwał. Świadomość drwiła, podsuwając cudaczny kalejdoskop obrazów i zdarzeń, wyzutych z sensu i logiki. Otaczała ją czarna toń - noc, w którą koziołkowała niczym wypchnięty eksplozją odłamek, bezrozumny byt oderwany siłą od macierzy, która nadawała mu sens i kontekst. Sunęła w głąb bezkresnej i bezwymiarowej, nieznanej otchłani. Nie istniał czas ni kierunek, początek ni koniec podróży. Trwała, a obce, wszechwieczne siły targały nią wedle swej nieodgadnionej woli.
Ból powracał stopniowo. Najpierw falami. Zjawiał się gdzieś na krawędziach jaźni i cofał, zanim jeszcze zdołała go rozpoznać. Potem, coraz mocniejszy, rozbijał się o nią jak o skałę. Przybierał na sile jak sztorm, niosąc w swej kipieli tumany wzbitego wraz z nim smutku, który osiadał na niej gęstym, lepkim osadem. Nie mogła złapać tchu. Protestowała. Strząsała go z siebie, zrzucała, szarpała się, lecz ból i rozpacz tężały coraz grubszą i twardszą skorupą. Unieruchamiały ją, pętały groźne i nieustępliwe. Nie było odwrotu.
W jej ducha wsączył się cień – wściekłość, nieproszony gość, głuchy i ślepy na jej rozkazy. Cichy asasyn. Piętno. Zapragnęła uciec.
***
Uchyliła powieki i ujrzała gruby sierp księżyca oświetlający jasno wielką połać lasu poniżej. Obniżyła lot, a feeria dźwięków natychmiast wypełniła jej uszy. Słyszała go. Las wzywał ją odgłosami wiosennego, budzącego się życia. Zrozumiała głód i prędko zanurzyła się między splątane gałęzie. Wiedziała, że mysz przyczaiła się tuż pod drzewem. Słyszała jak szybko tłucze się jej małe, smakowite serce. Przysiadła na konarze i przez chwilę obserwowała, jak nieświadoma zagrożenia zdobycz podgryza świeży pęd. Bezszelestnie zerwała się do uderzenia i już niemal w tym samym momencie między szponami poczuła ciepło miękkiego, soczystego posiłku. Łupnęła dziobem i szalone bicie ustało. Przełknęła i poczuła się lepiej, lecz żołądek domagał się więcej. Znów zrozumiała głód. Przysiadła nieco wyżej, na gałęzi i przechyliła głowę. Niedaleko chrobotała mała ryjówka. Wzbiła się do lotu i bezdźwięcznie nadleciała nad swą nową ofiarę. Jeszcze tylko precyzyjne uderzenie dziobu i znów rozlewające się po ciele przyjemne uczucie sytości.
Zaabsorbowana pogonią za powracającym głodem zatracała się w prostocie tej egzystencji. Wchłonęła ją bezpieczna powtarzalność codzienności, kojący cykl dnia i nocy, polowania i odpoczynku. Instynkt wskazywał kierunek niczym kompas, sankcjonował jej naturę, nadając prawowite miejsce w kontinuum istnienia. Bez refleksji. Bez konsekwencji. Nieskomplikowany, krzepiący los drapieżnika. Życie. Syte zadowolenie.
O zmierzchu wzlatywała ponad szczyty drzew. Szybowała, zataczała ciche kręgi, nasłuchiwała po czym bezlitośnie spadała prosto na kark stworzenia, które miało stać się jej kolejnym łupem. Nigdy nie wracała w to samo miejsce. Byle tylko mieć pod sobą zieloną połać. Obojętnie obserwowała następujące po sobie kolejne wschody i zachody słońca. Życie płynęło spokojnym, jednostajnym, znajomym rytmem.
Aż nagle niepokój. Wśród znajomej melodii lasu – dysharmonia, obcy ton, niebezpieczeństwo. Nadstawiła uszu i wzbiła się wyżej. Gdzieś z drugiej strony górskiego łańcucha cichy pomruk, jak bzyczenie tysiąca pszczół. Zaciekawiona podążyła w tamtym kierunku. Leciała tak jakiś czas, wabiona frapującym odgłosem, lecz gdy raptem bezpieczna, dobrze znana gęstwina puszczy urwała się, a pod nią rozpostarły się nagie, śnieżnobiałe szczyty, zawahała się. Tu zaczynało się nieznane. Zrozumiała strach, lecz coś kazało jej przeć dalej naprzód. Wzmogła czujność. Było pusto i tylko od czasu do czasu widziała w dole przemykające chyłkiem pożywienie.
Pod nią stopniowo odsłaniała się nowa kraina. Bezdrzewna i jałowa, usiana tysiącami nagich, stojących jedna przy drugiej gór stołowych, które razem tworzyły gigantyczny, bezkresny płaskowyż, zbryzgany gęsto plamami zielonego mchu i bladych porostów. Dziwne miejsce.
CZYTASZ
Żywiołucha. Proroctwo
FantasiaWażą się losy królestwa Regirionu i jego zniewolonej mniejszości, nieludzi. Po wielu latach od Wielkiej Wojny, w świecie wyrugowanym z magii, władza nielegalnie panującej Rady zaczyna w końcu chwiać się w posadach. By powstrzymać apetyty państw ości...