Rozdział 20 Dziedzic fortuny

190 29 249
                                    

Sarah

Przebudziłam się wystraszona. Zimny pot oblał całe ciało, spychając mnie na skraj rozbuchanej dezorientacji. Usłyszałam przeraźliwe uderzenia serca, które dudniły w moich uszach niczym oślepły łomot. Instynktownie obróciłam głowę w prawą stronę, po czym wyjątkowo się uspokoiłam. Zrozumiałam, u kogo dziś nocowałam, a ten widok okazał się najprzyjemniejszą ulgą, jakiej kiedykolwiek doznałam. Obudziłam się obok ukochanego mężczyzny, z którym poprzedniej nocy spędziłam najpiękniejsze chwile w życiu. Czułam się zupełnie tak, jakbym lewitowała w przestworzach. Moje serce wypełniła wdzięczność za możliwość delektowania się tchnieniem wspólnego poranka. Spojrzałam na Charlesa i przyjrzałam mu się wnikliwie. Analizowałam senne oblicze kawałek po kawałku, tak abym mogła utrwalić ten obraz w zaułkach pamięci, po powrocie do codziennej gehenny.


Wyglądał, jakby bezwolnie dryfował po niewzburzonym oceanie. Usta miał lekko rozchylone, a oczy intensywnie błądziły we śnie pod zamkniętymi powiekami. Moją uwagę przykuły długie rzęsy, idealnie wkomponowujące się we wgłębienie oczodołu. Zauważyłam też uroczy, delikatnie odrastający zarost, który pojawił mu się po nocy. Podziwiałam zgrabny, francuski nos, na którym widniało kilka prawie niewidocznych piegów, co dodawało mojemu mężczyźnie młodzieńczego polotu. Na policzku spoczywało kilka pieprzyków, które były wyjątkowym szczegółem unikatowej fizjonomii. Nadzwyczajna atrakcyjność i wyraźnie zaznaczone rysy przyciągały mój wzrok. Fatalne zauroczenie za każdym razem zmętniało racjonalne myślenie. Tak miło było na niego popatrzeć. Był po prostu piękny, o ile można tak powiedzieć o mężczyźnie. Uparcie zapamiętywałam postać pogrążoną w uścisku Morfeusza, który powoli opuszczał jego ciało. Mozolnie rozszerzył powieki, mocno przetarł oczy dłońmi, po czym spojrzał na mnie.


– Dzień dobry, kochanie – odetchnął ciężko, przeciągając się.

– Dzień dobry, najdroższy – westchnęłam rozmarzona.


Wpatrywał się we mnie jak w drogocenne dzieło sztuki. Nie miałam siły powiedzieć mu, że powinnam już sobie pójść. Tym bardziej nie miałam odwagi, by się z nim pożegnać. Płochliwie spojrzałam na zegarek, a następnie na Charlesa. W jego oczach ujrzałam wracającą świadomość rzeczywistości, która zaraz miała nas dopaść. Okrutne sidła realnego życia czekały tuż za rogiem, aby znów zrównać wspólne nadzieje z ziemią. Wiedziałam, że pragnie powiedzieć mi tyle rzeczy, tak samo, jak ja jemu, jednakże gorycz w naszych gardłach na to nie pozwoliła. Zamiast wyrazów miłości, próśb zostania i wymyślania złudnych rozwiązań, bez słowa wstałam z łóżka. Moje nagie ciało przeszyło chłodne powietrze, więc szybko okryłam się jego koszulą, która leżała najbliżej. Spojrzałam na Charlesa i od razu zauważyłam, że jego wyraz twarzy stał się łagodniejszy. Obadał mnie namiętnym wzrokiem i dzięki temu jeszcze przez chwilę poczułam się przyjemnie. W końcu przerwał wnikliwą obserwację mojego ciała, podniósł się z łóżka, założył bokserki i podszedł blisko.

– Cholernie seksownie wyglądasz w mojej koszuli. – Zagryzł wargę. – W samej koszuli – dodał ściszonym głosem.

Natychmiast moje poliki pokrył rumieniec. Rozkoszny ucisk w podbrzuszu rozpalił świeży płomień pożądania. Charles zacisnął dłonie na mojej talii, a mięśnie jego szczęki wyraźnie zadrgały. Przełknęłam głośno ślinę, czując, jak nachodzi mnie kolejna ochota na bliższe spotkanie z jego ciałem. Nie pomagał fakt, że znajdował się przede mną w samych bokserkach. Lustrowanie z niewielkiej odległości tak ponętnej klatki piersiowej mieszało mi w głowie, a przecież musiałam doprowadzić się do porządku.

Golden CageOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz