Rozdział 2: Co jeżeli tak będzie?

366 11 13
                                    

   Zastanawiałam się co odpowiedzieć. Chciałam powtórzyć słowa mężczyzny z telefonu ,,Jutro przyjedzie kilka osób by odebrać Liama Turner" . Nie wzięłam się na odwagę, jak to ja. Chciałam wyjaśnić całość babci, lecz nie przy moim braciszku, o którym była mowa.

-Nie teraz... - zaniepokoiłam się.

-Dlaczego? - zapytała Isabelle.

   Chwilę myślałam "Dlaczego?", no właśnie, dlaczego? Dlaczego znalazłam się w takim stanie? Dlaczego... Dlaczego opieka społeczna chce zabrać Liama? Dlaczego rodzice tak nas nie kochają?" Pytań z tym słowem na początku wymyśliłabym mnóstwo, choć najbardziej pasuje tu "Dlaczego opieka społeczna chce zabrać Liama?". No tak, mężczyzna sam mi to wyjaśnił, ale ja naprawdę się starałam opiekować braciszkiem jak najlepiej. "A może... może moja babcia się nim zajmie?" pomyślałam sobie. Skoro spędzimy tutaj zapewne, cały dzień, to może gdy nie będzie Liama to z nią porozmawiam.


   Dzień leciał cudownie, okazało się że Isabelle przepysznie gotuje. Cały czas coś nam dawała, raz obiad, raz deser. Super nam się tam żyło. Oczywiście w mojej głowie cały czas były rozmyślenia i słowa które dzisiaj słyszałam, bądź sama mówiłam.

   Zaraz, zaraz. Jesteśmy w Pensylwanii. Przecież... to kilka godzin jazdy od mojego rodzinnego miasta, w którym żyliśmy wcześniej razem z Liamem. Musiałam o to spytać babci, lecz przez kilka następnych minut wymyślałam całe zdanie w głowie. W końcu wstałam z kanapy i odłożyłam miskę z deserem, po czym ruszyłam do kuchni. Było to równie przytulne pomieszczenie. Ściany pokrywały białe kafelki w kształcie kostek, a na podłodze wyłożone były duże, szare płyty. Wszystkie ściany pokrywały białe szafki z czarnymi uchwytami, a pod oknem umieszczono biały stół z krzesłami. Oczywiście nie zabrakło tutaj piekarnika i lodówki, oraz zlewu. Dodatki urozmaicały całe pomieszczenie, dzięki czemu miało ono swój specyficzny charakter.

-Babciu? - zapytałam, po czym zajęłam jedno krzesło.

   Isabelle odłożyła gazetę i spojrzała na mnie spod swoich okularów.

-Tak słońce? - odpowiedziała.

-Bo... - zaczęłam - jesteśmy w Pensywalnii, prawda?

-Mówiłam ci już Valerciu, tak jesteśmy w Pensywalnii - odpowiedziała.

-No to... - wymamrotałam - na ile my tu zostaniemy? W końcu... to dosyć daleko od Ellesami.

-Zostaniecie ze mną na zawsze - powiedziała - zapisałam cię już do liceum.

-Oh, naprawdę?

-Tak - odpowiedziała - jest to prywatna, dosyć bogata szkoła.

-Bogata? - zapytałam.

-Jasne skarbie, nie zarabiam mało.

   Nie zastanawiałam się ile może zarabiać, zazwyczaj na emeryturze zarabia się z... 10 tysięcy? A bycie bogatym zaczyna się od mniej więcej... miliona? Sama się już pogubiłam, dzisiaj przeżyłam sporo wrażeń, i wydaje mi się że zasługuję na odpoczynek. Taki 5 godzinny minimum. 

   Wstałam z krzesła i podążyłam w stronę małego pokoiku, w którym będę mogła odpocząć w samotności. Jak każde pomieszczenie w tym domu, było  tutaj bardzo przytulnie. Kanapa stojąca tuż przy oknie, sprawiała wrażenie sporego pojedynczego łóżka. Na przeciwko znajdowała się zabudowana szafka, zajmująca całą ścianę. Na niej postawiony był telewizor,  obok umieszczone były zdjęcia rodzinne i kwiaty. Koło kanapy też znajdowała się duża roślina, zakrywająca biurko z laptopem. Ściany w tym pomieszczeniu były beżowe, tylko jedna, ta za kanapą, miała imitację ciepłego drewna.

   Wzięłam pilot i włączyłam playliste na spotify, a następnie złapałam za książkę o nazwie "Green Grass and my life". Dostałam tę książkę od mamy, gdy miałam 7 lat. Tęsknię za tamtymi czasami.

   Czytałam bardzo długo, gdy usłyszałam głos babci. Wołała mnie.

-Już idę! - odpowiedziałam odkładając książkę.

    Otworzyłam piękne białe drzwi i wyszłam na długi korytarz. Jak zwykle, było tutaj przytulnie. Ciepłe drewniane ściany w połączeniu z białymi kafelkami ułożonymi na podłodze robiły cudowny klimat. Przy drzwiach wejściowych znajdowały się długie schody, a w ich boku wbudowana była spora szafa. Na jednej z długich ścian znajdowały się drzwi do łazienki, a tuż obok doniczka z rośliną która sięgała aż do sufitu. Za schodami znajdował się długi łuk do kuchni, do którego właśnie ruszyłam. 

   Babcia nie siedziała jak zwykle czytając gazetę, tylko siedziała wpatrując się w przejście. Kiedy się tam pojawiłam jej wzrok padł na mnie. Zdziwiłam się zbiegiem sytuacji, ponieważ babcia nie zachowywała się nigdy podobnie. "Choć znałam ją kilka godzin" dodałam.

-Coś się stało? - zapytałam wpatrując się w jej blado-niebieskie oczy.

-Robię coś nie tak? - zapytała wyraźnie zaniepokojona moim wzrokiem - nic ważnego skarbie, chciałam ci tylko powiedzieć, że u góry mam pokój gościnny, który przeznaczam tobie.

-Oh, babciu - zaczęłam - nie musisz.

-A właśnie że muszę - powiedziała, po czym wstała i pogłaskała mnie po włosach - potrzebujesz kogoś takiego jak ja w życiu, a nie tylko tej wrednej Ellie.

-Co prawda, to prawda - wymamrotałam zgadzając się z nią.

-Prawe drzwi tuż przy schodach - powiedziała po czym opuściła swoją dłoń z mojej głowy.

   Żwawym krokiem podążyłam na górę, ale przypomniałam sobie o mojej książce którą zostawiłam w małym pokoiku. Zabrałam ją z kanapy i podążyłam schodami na 2 piętro. Weszłam do drzwi wyznaczonych przez babcię. Ten pokój był najpiękniejszy z wszystkich. Cały był w roślinach i białych kolorach. Po prawym boku od drzwi  znajdowało się okno, a pod nim duże podwójne łóżko. Miało przepiękną roślino-zieloną pościel. Po lewym boku od łoża postawiona była szafka nocna, a na niej paprotka w doniczce. Również od prawej strony łóżka  ściana była lekko wklęsła i umieszczono tam szafę. Koło niej było piękne białe lustro oplątane bluszczem. Na przeciwko szafy przyczepiono do ściany wiszącą szafkę na książki i ozdoby. Po lewej stronie od drzwi znajdowało się biurko z rośliną i dosuniętym krzesłem. Cały pokój wyglądał cudownie, był idealny dla mnie. 

   Położyłam książkę na szafkę nocną i rzuciłam się na łóżko. Byłam bardzo zmęczona całym dniem, przez co zasnęłam w sekundę.

Obudziłam się i zmieniłam pozycję na siedzącą. Spojrzałam na zegar który wisiał nad biurkiem i zobaczyłam równą godzinę 5:30. 

   Poszłam spać o 17:00.

   Spałam 12 godzin i 30 minut. Nigdy aż tyle nie odpłynęłam od świata. O dziwo przykryta byłam kołdrą, a rolety zostały zamknięte. Podejrzewam że babcia tu była, i wszystko załatwiła by dobrze mi się spało. 

   Pierwszy dzień oraz noc minęła mi tutaj świetnie. Isabelle była cudowna, i bardzo ją polubiłam. Dzisiaj był ostatni dzień listopada, i nie mogłam doczekać się z świąt spędzonych z nią. Pysznego indyka którego nam zapewne ugotuje, barszczu lub pierogów. To już tylko 24 dni, pomyślałam. 

   Czyli niedługo.



Oni traktują mnie inaczej.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz