Rozdział 1: Plany.

456 17 11
                                    

Późno wieczorem pani Domallie, nasza pokojówka, zawołała mnie oraz moją siostrę na dół do jadalni. Przy stole czekali nasi rodzice z pewnie "ważną" sprawą. Melody już zajmowała miejsce gdy ja czołgałam się do stołu.

-Witajcie Melody oraz Valerie - odezwała się Domallie - usiądźcie.

Tata położył rękę na ramieniu macochy, całując ją w tym samym czasie.

-Siema rodzice! - niemal krzyknęła moja siostra.

-Uważaj jak się do nas odzywasz - powiedział ojciec - chcemy porozmawiać o waszych planach na przyszłość.

,,Jak ja bym tak powiedziała do rodziców, to dostałabym karę do końca życia" pomyślałam.

-Ja wiem, ja wiem! - krzyknęła Melody - chciałabym zostać... naukowcem!

-Naukowcem? - zapytała zdziwiona macocha.

-Tak! chciałabym pracować w laboratorium i wynaleźć super eliksiry!

-Bardzo oryginalne - odezwał się tata - a ty Valerie?

-Hm... - rozmyślałam się - nie wiem.

-Jak to nie wiesz? - wyśmiała mnie bliźniaczka - haha.

-Zamknij się! - krzyknęłam.

-Jak ty się odzywasz do siostry?! - powiedziała macocha po czym wstała - marsz do pokoju! Masz szlaban na wychodzenie z domu!

Szybko wstałam z krzesła które z hukiem zasunęłam. Niemal pobiegłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko i wybuchłam płaczem mocząc przy tym pościel.

-Siostra? - powiedział Liam.

Zapomniałam że tu jest, więc szybko ruszyłam do biurka po chusteczkę.

-Czemu płaczesz? - zapytał mój braciszek, który zrobił smutną minkę.

-Pokłóciłam się z rodzicami... - wymamrotałam ocierając łzy.

-Przecież nie mamy rodziców - westchnął Liam.

-Mamy... - powiedziałam.

-W jakim sensie? - zapytał.

-Bo oni nas uro.. bo tata z mamą, nie macochą, nas urodził.

-Chciałbym znowu zobaczyć mamusię - rozmarzył się.

Bardzo długo rozmawialiśmy, jednak było już późno więc Liam zasnął.

Wtedy zabrzęczał mój telefon, po którego szybko pospieszyłam. Wyszłam z pokoju i zamknęłam się w łazience by móc spokojnie porozmawiać.

-Halo? - zapytałam do słuchawki.

-Pani.. Ellie Turner, prawda? - odpowiedział ktoś z drugiej strony.

-Nie, nie - wyjąkałam - jestem jej pasierbicą.

-Ah dobrze, właśnie z panią chciałem się skontaktować - powiedział mężczyzna.

-W czymś mogę pomóc?

-Jutro przyjedzie kilka osób by odebrać Liama Turner.

-Liama?! - wykrzyknęłam - po co?!

-Ma złe warunki do życia, jak mi wiadomo.

-Przecież się nim opiekuję!

Zapadła chwila ciszy, gdy głos znów się odezwał:

-Rozumiem, ale nie ma on rodziców i własnego pokoju - powiedział - nie mylę się?

-Nie ma... - wymamrotałam - dobrze, weście go.

-I nic więcej?

-Nie wiem gdzie, ale na pewno będzie tam lepiej niż tutaj, w "naszym" domu.

-Rozumiem, proszę go spakować, jutro 8:00 na pewno ktoś się pojawi - odpowiedział mężczyzna po czym się rozłączył.

Odstawiłam telefon na umywalkę i upadłam na podłogę. Mój płacz nie chciał ustać, choć bardzo się cieszyłam, bo może ktoś się nade mną zlituje, pomoże mi, i w końcu będę mieć kogoś więcej niż tylko Liama.

Zasnęłam.

Obudziłam się okryta kołdrą w odtąd nie znanym mi pokoju.

-Gdzie ja jestem..?- zapytałam samą siebie rozglądając się po pomieszczeniu.

Było tutaj bardzo przytulnie. Kanapa na której leżałam ustawiona była na przeciwko drzwi, a za nią znajdowało się okno oraz balkon. Koło drzwi umieszczony był fotel, a po jego lewej stronie duża szafa. Po środku znajdował się stolik kawowy, a za nim szafki z telewizorem.

Przez drzwi zauważyłam Liama który siedział przy jakimś stole. Odwrócił się i mnie dostrzegł.

-Val! - wykrzyknął po czym pobiegł w moją stronę.

-Gdzie tak pędzisz? - zapytał jakiś nie znajomy mi głos.

Mój kochany braciszek mocno mnie przytulił, a jakaś starsza pani podążyła za nim.

-Cześć kochanie - powiedziała po czym pogłaskała mnie po włosach.

-Kim pani jest? - zapytałam gdy uwolniłam się od uścisku Liama.

-Twoją babcią, słońce - odpowiedziała kobieta.

-Ze strony mamy?

-Tak skarbie, od strony waszej mamy Gabrysi.

Mimo że była to dla mnie obca dziewczyna, to rzuciłam się jej w ramiona. Jest moją babcią którą zawsze chciałam poznać, a dzisiaj, wydarzyło się to przez przypadek.

-Jakim cudem jestem tutaj? - zapytałam.

Babcia popatrzyła na Liama, a on na nią.

-Liam.. - zaczęła - chciał skorzystać z toalety kiedy zobaczył tam.. - urwała - ciebie. Twój telefon był włączony a twój kochany braciszek zadzwonił na losowy numer, który okazał się moim numerem. - zakończyła.

Miałam ochotę mocno wyściskać Liamka, za to że tak dobrze sobie poradził. Na jego miejscu rzuciłabym się na daną osobę i czekała aż się obudzi. Chciałam pogratulować mu w najlepszy sposób, lecz coś mi się przypomniało.

-W jakim jesteśmy mieście? - zapytałam - i która godzina?

-W Pensylwanii! - wykrzyknął mój brat.

-Tak, jesteśmy w Pensylwanii - odpowiedziała babcia - jest.. godzina 12:47.

Chwilę milczałam przypominając sobie słowa mężczyzny: ,,jutro 8:00 na pewno ktoś się pojawi".

-Ktoś was widział? - wymamrotałam.

-Nie - odpowiedziała kobieta - było to o 23:58.

-Rodzice o tej godzinie chodzą na koncerty...

-No właśnie - powiedziała kobieta. - dlatego nie masz co się przejmować, kochanie.

-A jak masz na imię, babciu?

-Isabelle! - wykrzyknął Liam.

-Isabelle - powtórzyła - jestem Isabelle.

Chwilę siedzieliśmy w ciszy, gdy babcia znowu się odezwała:

-Jak to się stało że znalazłaś się w takim stanie?





Oni traktują mnie inaczej.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz