Zamurowało mnie. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Wpatrywałam się z rozdziawioną buzią w ekran mojej komórki.
-Ty, młoda, co jest? - zapytał nagle Gabriel, który zauważył moje zmieszanie.
Przełknęłam ślinę i już miałam im powiedzieć, jaką wiadomość dostałam, gdy nagle postanowiłam się powstrzymać. Wzięłam głęboki wdech
i odparłam:
-Nic takiego.
-No przecież widzę. Wpatrujesz się w ten telefon jakbyś co najmniej dostała kolejne, dziwne zdjęcia naszych rodziców - zachichotał brunet.
-Nie, to nic takiego - zapierałam się, więc chłopak postanowił odpuścić.
Do końca naszego pobytu w restauracji niewiele się odzywałam. Co jakiś czas nerwowo zerkałam na telefon. Ale głównie sączyłam swój sok pomarańczowy oraz jadłam zamówione jedzenie, w akompaniamencie przedziwnych rozmów moich braci.
-Myślicie, że jakbym się zrzygał na kolejce górskiej, to poleciało by to w górę czy w dół? - zaczął nagle Gabriel.
Nie, nie dajcie się zmylić. On nie był pijany, żaden z nich nie był. Takie rozmowy, u nich, były na porządku dziennym, a ja każdego dnia ich wysłuchiwałam.
-W dół - stwierdził George.
-W górę - odparł mimochodem Alexander.
Westchnęłam głęboko, podziwiając idiotyzm mojego rodzeństwa. Naprawdę dziwiłam się, że jeszcze nie udzielił się on mnie.
Zadali sobie jeszcze kilka przedziwnych pytań, w ten sam kończąc jeść swoje posiłki.
Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy
w drogę powrotną do naszego auta. Miałam wrażenie, że powoli odlatywałam ze zmęczenia.
I wydaję mi się, że mogłoby to być możliwe, gdyby nie fakt, że w końcu zatrzymaliśmy się na podjeździe naszej rezydencji.
-Możecie wysiadać, ja zaparkuję
w garażu, bo z tego co ojciec mówił to już można korzystać - rzucił szybko Georgie, a my jak na rozkaz wysiedliśmy z auta.
Pobiegłam do swojej sypialni, w biegu ściągając trampki. Zignorowałam wszystkie wołania moich braci, bo jedyne o czym marzyłam, to znalezienie się w moim pokoju.
Walnęłam się na łóżko, a wszystko wydawało mi się takie wielkie. Nie wiedziałam, czy ten pokój powiększył się, czy może biały kolor ścian dawał takie wrażenie. Wydaje mi się jednak, że ta druga opcja była bardziej prawdopodobna.
Moje powieki stawały się cięższe
i mimowolnie opadały. Nie chciałam jeszcze zasypiać, ponieważ była ledwo godzina dziesiąta, a później obudziłabym się o piątej i chodziłabym po całym domu.
Na szczęście, moją walkę ze zmęczeniem, przerwał Gabriel, który wszedł do mojego pokoju. W porównaniu do mojego brata bliźniaka, zrobił to cicho
i spokojnie.
-Cześć młoda, śpisz? - szepnął.
-Tak.
Chłopak wziął głęboki wdech po czym przysiadł na brzegu mojego łóżka.
-Co się stało? - zapytał spokojnie.
Przysiadłam obok niego, zastanawiając się, czy mogę i powinnam coś zdradzić, czy lepiej zostawić to dla siebie. Z jednej strony to tylko jeden brat, którego pomoc może być niezbędna. Z drugiej strony zaraz wszyscy będą wiedzieć.
Zastanawiałam się chyba zbyt długo, ponieważ Gabriel zaczął się trochę irytować. Choć naprawdę dobrze mu szło nieokazywanie tego.
-Nie, nic takiego - wypaliłam w końcu.
Zajebiście, gratuluje ci Mayu. Teraz ze wszystkim będziesz musiała sobie radzić sama, jak zamierzasz cokolwiek zrobić? Głupia jesteś.
-Napewno? Wtedy, w restauracji, wydawałaś się czymś zaniepokojona - ciągnął.
Doceniłam fakt, że w ogóle zauważył, że coś się wydarzyło. Moich pozostałych braci niezbyt to zainteresowało - jak widać.
-Tak, spokojnie. Przecież, gdyby coś się działo, to bym ci powiedziała, prawda?
-Oczywiście, przecież jestem twoim ulubionym bratem - zachichotał, rozczochrując moje włosy. - Pchły na noc, młoda.
-Obyś miał same najgorsze sny w nocy - odparłam, uśmiechając się lekko.
Powiedziałam to kiedyś, gdy byłam bardzo mała i nie do końca rozumiałam wszystko. Ale tak się już przyjęło i nie zamierzałam tego zmieniać.
Wyszedł z mojej sypialni, zostawiając mnie samą. Pogrążoną w ciemności
i gonitwie własnych myśli. To było coś, co zdarzało mi się często. Lubiłam myśleć, jednak często myślałam odrobinę za dużo. Tworzyłam w głowie nieprawdopodobne scenariusze, które rzadko kiedy okazywały się prawdą. Zawsze wmawiałam sobie, że lepiej być przygotowanym, niż później zaskoczonym.
Nazajutrz obudziłam się o wczesnej porze, ponieważ musiałam zjawić się
w mojej nowej pracy. Nie wypadałoby się spóźnić pierwszego dnia.
Ponownie spędziłam godzinę na wybieraniu odpowiednich ubrań.
W końcu stanęło na jakieś letniej, czarnej sukience, która sięgała do moich kostek. Perfekcyjnie zasłaniała blizny na kolanach, które utworzyły się od mojego niefortunnego wychodzenia
z samochodu.
Dojazd, do tej księgarni, nie zajął mi tak wiele czasu, jak początkowo myślałam, że zajmie. Oczywiście wszystko to działało na moją korzyść.
-Witamy w naszej... - zaczęła mówić Alisha, ale gdy tylko mnie ujrzała, uśmiechnęła się o wiele szerzej. - A to moja nowa pracownica! Wybacz mi ten początek, nie sądziłam, że przyjdziesz tak wcześnie.
Wzruszyłam ramionami i podeszłam do lady, za która stała kierowniczka.
Swoje czerwone włosy związała w kitkę, z której wypadało wiele kosmyków włosów. Ubrana była w zieloną bluzkę na ramiączkach, dzięki której mogłam dostrzec jej tatuaż na lewym ramieniu. Jej spodnie to były zwykłe, czarne jeansy. Miała również na sobie trampki, jednak nie dostrzegłam z jakiej były firmy.
-Pracowałaś już wcześniej w księgarni? - zapytała mnie nagle dziewczyna.
Podejrzewałam, że może być ode mnie starsza o jakiś rok lub dwa.
-Tak, w Chicago - odparłam.
-Doskonale! Czyli to oznacza, że nie muszę ci tłumaczyć wszystkiego od nowa, prawda?
-Wydaję mi się, że ze wszystkim sobie poradzę - odpowiedziałam na jej pytanie.
Ton jej głosu wciąż brzmiał bardzo miło. Podziwiałam ją za to, że zawsze panowała od niej dobra energia. Taka, która udzielała się każdemu.
-A, właśnie, zapomniałabym - powiedziała cicho i zaczęła czegoś szukać, znikając za ladą. - Proszę bardzo.
Rzekła, gdy wyłoniła się zza stołu.
Podarowała mi małą tabliczkę. Taką samą, jaką miała przyczepioną na swojej koszulce.
Maya Willson.
-Mam nadzieję, że odpowiada - dopowiedziała od razu Alisha.
-Jak najbardziej - odpowiedziałam uśmiechnięta, przypinając tabliczkę do swojej sukienki.
Chwilę porozmawiałam ze swoją nową kierowniczką, po czym zniknęła ona gdzieś na zapleczu, a ja oczekiwałam na klientów.
Nie była to jakoś bardzo popularna księgarnia, ponieważ godzinę po otwarciu odwiedziła nas tylko jedna klientka. Była to starsza pani, która poszukiwała prezentu dla swojego wnuczka. Muszę przyznać, że ten widok roztopił pewien lód w moim sercu.
Siedziałam na małym krzesełku, wdychając zapach nowych książek.
Z nudów zaczęłam przechadzać się między półkami, by zapamiętać, co gdzie leży. Na wypadek gdyby ktoś tutaj przyszedł i potrzebował mojej pomocy,
w odnalezieniu jakiegoś konkretnego tytułu. I wtedy nagle rozbrzmiał dzwonek, który sygnalizował, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
-W czymś mogę pomóc? - zapytałam grzecznie, widząc nowego klienta, który stał przed ladą.
Z tyłu potrafiłam dostrzec jedynie kolor jego włosów. Były czarne. Ale nie takie jak węgiel, bardziej przypominały mi czekoladę. Gorzką. Tak właściwie to moja ulubiona, ale mniejsza z tym. A gdy się odwrócił spojrzałam w jego oczy, które były błękitne. Stanowiły niesamowity kontrast z jego kolorem włosów.
Przechyliłam głowę, ponieważ wydawało mi się, że już wcześniej go gdzieś dostrzegłam. Próbowałam odgadnąć kim jest ten tajemniczy mężczyzna, jednak nie potrafiłam sobie przypomnieć.
Wyrwałam się ze swojego małego „transu" i zaczęłam słuchać nieznajomego.
-Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć? - zapytałam, ponieważ momentalnie odcięłam się od świata.
-Poszukuję prezentu dla siostry - powtórzył spokojnie.
Mężczyzna ubrany był w garnitur, co dodatkowo podsycało moją ciekawość, by poznać jego tożsamość. Przecież nikt normalny nie chodzi w tak eleganckich ciuchach na co dzień. I już na pewno nie wchodzi w nich do księgarni, by poszukać prezentu dla siostry.
Żebym wyszła na dobrą pracownicę, pomogłam nieznajomemu. Właściwie to musiałam to zrobić, bo na tym polegała moja praca, którą dopiero co zdobyłam. Nie dobrze byłoby ją stracić po pierwszym dniu.
-Należy się siedemnaście dolarów - powiedziałam, wkładając egzemplarz do papierowej torebki z logiem sklepu.
-Kartą poproszę - odparł nieznajomy, przybliżając do terminala czarną kartę
z pozłacanymi elementami.
Nie udało mi się jednak dostrzec na niej nazwiska, bądź imienia, mężczyzny.
-Miłego dnia - rzekłam, gdy brunet odszedł od lady.
-Do zobaczenia - odparł.
Wydało mi się to trochę straszne, ponieważ do zobaczenia zazwyczaj oznaczało, że chcemy się spotkać z daną osobą raz drugi. Tutaj nie było o tym mowy.
Uśmiechnęłam się blado do bruneta,
a ten wyszedł ze sklepu. Odjechał spod niego srebrnym bugatti.
Pomyślałam, że musi być on bogaty i być może ma jakieś układy z moimi rodzicami. Pewne sprawy się rozjaśniły, gdy na ladzie ujrzałam małą karteczkę.Bardzo dobry z ciebie pracownik.
-AB
CZYTASZ
Dream of the hell
Teen FictionPrzecież każdy popełnia błędy, ona po prostu popełnia ich o wiele więcej. Maya to dziewczyna, która trzyma w sobie więcej sekretów, niż niejeden rodzic przed swoim dzieckiem. Choć z pozoru wydaje się być grzeczną, poukładaną dziewczynką z bogateg...