2. -AB

51 6 10
                                    

Następny dzień polegał na wyposażeniu mojej łazienki, ponieważ był to mój pomysł, który narodził się dopiero po przyjeździe, nie mogli tego zrobić wcześniej.

Za to następna doba była ciekawa, zaskakująca i zdecydowanie przesiąknięta jakimś żartem. Tak przynajmniej myślałam i chciałabym myśleć do tej pory, jednak każde kolejne zdarzenie uświadomiło mi, że mogłabym jedynie o tym pomarzyć. O tym, żeby okazało się to jakimś kawałem.

Zbierałam się na rozmowę do nowej pracy. Wstałam godzinę wcześniej, by mieć pewność, że się nie spóźnię, jednak poszło to na nic, ponieważ całą godzinę stałam przy garderobie, wybierając odpowiednie ciuchy. A bo ta sukienka za krótka, za duży dekolt, bluzka za bardzo odsłania brzuch, wieje wiatr, więc spódniczka odpada, a może jednak ta sukienka? Trampki za mało eleganckie, ale w szpilkach nie dam rady prowadzić. Przecież to tylko mała księgarnia, ubiorę dresy.

To były moje myśli, przez całą godzinę stania w garderobie.

-Mogę wiedzieć, co robisz? - zapytał Alexander, który nagle wparował do mojego pokoju.

-Próbuję wybrać ciuchy na rozmowę
o pracę, ale nie ma tu nic, co by się nadawało - jęknęłam.

Chłopak cicho prychnął pod nosem, po czym podszedł do mnie i wbił swój wzrok w moją garderobę.

-Rany! Tyle ciuchów to ja na oczy nigdy nie widziałem! I ty mi mówisz, że nic nie masz? Zaraz ci coś wybierzemy - mówił, kręcąc głową z niedowierzaniem.

Zapewne trochę przesadzał, ale fakt, miałam sporą ilość ubrań. Tylko nic się nie nadawało, a przynajmniej tak myślałam, dopóki nie przyszedł mój brat bliźniak. Wyciągnął z szafy czarną sukienkę, która sięgała do moich kolan, więc nie było widać ran, które zrobiłam sobie dość nieudolnie dwa dni temu. Nie miała wyciętego dekoltu, więc stwierdziłam, że może się nadawać.

-Masz - powiedział, rzucając we mnie sukienką.

-Dziękuje - odparłam, uśmiechając się do niego delikatnie.

Wyszedł z mojego pokoju, a ja zaczęłam się jak najszybciej przebierać, by mieć pewność, że zdążę. Udało mi się wyjechać pół godziny wcześniej, przewidując, że wpadnę w jakiś korek.

Koniec końców dotarłam do księgarni jeszcze pięć minut przed ustaloną godziną.

-Punktualność. To się ceni - rozległ się nagle głos młodej dziewczyny, która jak sądziłam, była tutaj pracownicą.

Była średniego wzrostu czerwonowłosą dziewczyną o czarnych oczach, które dopasowywały się do jej koszulki rockowego zespołu AC/DC. Znałam większość ich piosenek, ponieważ Gabriel jest istnym fanek rock 'n rolla.

Zauważyłam, że na swojej koszulce miała również przypiętą tabliczkę, ze swoim imieniem, nazwiskiem oraz stanowiskiem, który tu zajmowała.

Alisha Jones - kierownik.

Uśmiechnęłam się szeroko do dziewczyny, po czym wyciągnęłam do niej rękę.

-Alisha - rzuciła szybko, ściskając moją dłoń.

-Maya - odparłam prędko, szeroko uśmiechając się do czerwonowłosej dziewczyny.

-Przejdźmy do mojego biura.

Udałam się za nią na zaplecze, które było oddzielone dziwnymi koralikami, zwisającymi z sufitu.

Trzeba przyznać, że jej gabinet był intrygujący. Na ścianach były rozwieszone czarno-białe fotografie oraz plakaty zespołów rockowych. Przy samym oknie stało biurko, które jednak było trochę odsunięte, by móc za nim usiąść. Wokół stało mnóstwo szaf,
w których zapewne była przechowywana jakaś dokumentacja. Gdzieniegdzie były postawione doniczki z roślinami, głównie kaktusami.

Dream of the hellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz