#15 Slava Polania! (bardzo pojebany one-shot na podstawie snu XD)

109 18 16
                                    

Słuchajcie, dzisiejszy one - shot będzie mocno porąbany, bo jest na podstawie snu mojego znajomego, który jest fanem zwiadowców i historii XD Dlatego dziś opowiem wam co by było, jakby zwiadowcy żyli w epoce Mieszka I XD

Traktujcie tę historię z przymrużeniem oka ;)


Przywit siedział na zwalonym pniaku, pochylony nad mapą okolic Cedynii. Wokół zgromadzili się już inni Zwiadowcy, wszyscy w charakterystycznych płaszczach w kolorze soczystej zieleni, zapewniającej im niewidoczność wśród wysokich traw. Czerwcowe słońce mocno przypiekało, ale wśród cieni drzew grupa specjalna znalazła ochłodę. Koledzy patrzyli na Przywita z widocznym oczekiwaniem, ale przywódca zatracił się zupełnie w studiowaniu mapy. 

Dlatego gdy z zarośli wynurzył się starszy wojownik w kolczudze i charakterystycznym słowiańskim hełmie, nikt nawet na niego nie spojrzał.

— Panie Miodowniku... - zaczął zlęknionym głosem woj, czyniąc za plecami znak ochronny poprzez złożenie palców.

Wszakże we wsi gadano od dawna że leśni dziadowie lub miodownicy, drzewoludźmi również zwanymi, parają się demoniczną magią. Kumoszki na straganach powiadały że sam Weles, słowiański pan podziemi, błogosławi miodownikom w zamian za ofiary z ludzi. Inni twierdzili, że druhowie Przywita Tatara potrafią stawać się niewidzialni, że zaklinają zwierzęta i nawet rozumieją ich mowę. Chodziły słuchy że piją dekokty z trucizn, że przez ściany widzą i słyszą z odległości kilku kilometrów.

— Panie Miodowniku... - rzekł po raz drugi woj, próbując zwrócić na siebie uwagę dowódcy. 

— Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a zakończę twoją karierę woja książęcego. - wysapał Przywit znad mapy.

— He? Czyli?

— Czyli strzała w kolano.

Woj zastygł w miejscu, bowiem koledzy Przywita uśmiechnęli się makabrycznie bawiąc się cięciwami łuków. Tymczasem dowódca przerwał studiowanie mapy okolic Cedynii i odwrócił się twarzą do wojownika. 

— Miodownicy, leśne dziady, drzewoludzie... Co wioska to głupsza nazwa. Zwiadowcy jesteśmy panie Dzieżbog i tak nas proszę nazywać. 

— Ciebie to chyba jeszcze Koniokradem nazywają. - wtrącił zwiadowca którego wszyscy nazywali Wilkiem.

— I Tatarem, boś czarniawy po matce swojej z tatarskiej ordy. - dodał ze śmiechem Lares, jednooki kolega Wilka.

— Cisza tam! Nie moja wina że ten tatarski hodowca nie chciał koni sprzedać! - odparował wściekle Przywit. — Zostawiłem mu mieszek złota, a ten mnie haniebnie o kradzież posądza! Czcze gadanie, konie uczciwie zakupiłem! A od matuli mojej odpierdolta się, moja to wina że się ojcu chędorzyć zachciało na kupieckiej wyprawie?

— A tyś tych koni przypadkiem samemu tatarskiemu chanowi nie uprowadził ze stajni? - dopowiedział jeszcze Wilk z łobuzerskim uśmiechem. 

Zwiadowcy jeszcze chwile śmieszkowali z dowódcy, aż wreszcie posłyszeli wołania z drugiego końca lasu. Przywit obejrzał się i ujrzał na horyzoncie wymachującego ręką wikinga. Odmachał szybko w odpowiedzi, a drużyna 30 Normanów szybko zaczęła maszerować w ich kierunku. 

Wilk spojrzał jeszcze na mieszkowego wojownika, ciągle stojącego w krzakach i czekającego na coś.

— A ty czego tu jeszcze chcesz? 

 — No... Ja żem chciał zapytać pana Miodow... znaczy się waszego dowódcy! Dowódcy chciałem spytać gdzie wojsko ustawiamy, bo się książę Czcibor denerwuje, że brat jego Mieszek na północy wojuje, a my ino w polu stoimy jak ciołki jakieś albo się przed Niemcami cofamy jak tchórze.

— Poślę posłańca do księcia jak już coś ustalimy, na razie Szwaby się nie spieszą z przekroczeniem mostu. - wycedził Przywit, a jego bujna czarna czupryna zatrzepotała na wietrze. — Niech się jaśnie pieprznięty księciunio wstrzyma, bo to ja tu rządzę w zastępstwie jego brata. 

Woj pokiwał szybko głową na potwierdzenie że zrozumiał, a potem wycofał się z powrotem w krzaki. Tymczasem na polanę wyszli Normanowie w liczbie 30, dowodzeni przez Mageira Kaprawe Oko, przyjaciela Przywita. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie starym zwyczajem, przy czym Mageir był wyższy od Przywita o ponad głowę. 

 — Rad jestem że cię widzę w zdrowiu. 

— Ja też się cieszę, Mageir. Ale później będziemy się dzielić opowieściami. Teraz czas spuścić profilaktyczny wpierdol somsiadowi, temu złodziejowi ziem. 

 — A jużci, mam ze sobą 30 chłopa co śmierci się nie boją. Prowadź, Przywit!

Normanowie zakrzyknęli radośnie, a Wilk nachylił się do dwóch innych zwiadowców: Świętopełka i Prokuja.

— Ja tam się zastanawiam jak to jest, że Przywit zawsze na pomoc 30 Normanów wzywa? 

— Nie wiem, mnie tam dziwi fakt że oni zawsze na Wiśle statek rozbijają. Jakby specjalnie przed jakąś bitwą. - odparł Prokuj.

Wszyscy zwiadowcy wzruszyli w końcu ramionami i poszli za Normanami i Przywitem na pole bitwy.

Tego dnia wysadzili most na Wiśle, odcinając Szwabom drogę ucieczki. Mageir wraz z resztą oddziałów siał zamęt w wojsku najeźdźcy, a Przywit podczas bitwy ustrzelił podobno przypadkiem jednego z dowódców wikingów, niejakiego Ragnara. Wszyscy jednak wiedzieli że Ragnar córce Mieszka śmierci życzył, a że Świętosława królową wikingów została poprzez małżeństwo, to Ragnar wielce jej nienawidził za wydawanie mu rozkazów. A ze Przywit rozkazy Mieszka bez mrugnięcia okiem wykonywał, to słuchy chodziły że zastrzelił Ragnara na księcia wyraźne polecenie. 

Jaka była prawda - nikt nie wiedział. Mageira wybrano na nowego oberjarla, toteż pokój zapanował między Polanami a Normanami. Na cześć podpisanego traktatu Mieszek nawet nadał nazwisko uczniowi Przywita. I tak mały Witt został Wittem Traktatem, a Przywit mógł ucznia swego oficjalnie usynowić.

Szwaby, a właściwie ich niedobitki, potopili się w bagnach wokół Cedynii, choć postronni mówili że wymordowały ich niedźwiedzie, które zwiadowcy fletami specjalnymi zaklinali, żeby posłuszne im były. Przywit posłyszawszy te plotki z ust Mieszka jedynie tajemniczo się uśmiechnął, ani nie zaprzeczył ani nie potwierdził domysłów. 

I tak Zwiadowcy, zwani Miodownikami, odnieśli kolejne zwycięstwo na chwałę Imperium Polan. A, byłbym zapomniała. Miód z pasiek dostali w zamian za służbę, niech was głowa nie boli. A frankońskie kurierki, sprowadzone przez Prokuja do Gniezna, jeszcze długo zabawiały naszych bohaterów w cieple słowiańskich chat i gęsich pierzyn. 



Zwiadowcy (ONE-SHOTY TOM 2) [PUBLIKOWANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz