Wieczorem tego dnia zjedli obfity obiad w przybudówce chaty. Elize siedziała przy drewnianym stole pomiędzy Lilą a Podrickiem, zajadając się prażoną w kotle rzepą i ziemniakami. Spoglądała przy tym uważnie na zgromadzonych, każdemu poświęcając dłuższą chwilę. Próbowała zapamiętać szczegóły ich twarzy, takie jak kolor oczu czy włosów.
Zbyt zajęci zajadaniem się mężczyźni zbytnio nie zwracali uwagi na zachowanie wieśniaczki, jedynie się uśmiechali gdy studiowała ich twarze. Za to Malcolm wbijał w nią natarczywe i karcące spojrzenie, a gdy ich oczy się spotkały, Eliza spłonęła rumieńcem wstydu.
Już zdążyła zauważyć, że stary uzdrowiciel przewodzi tej zgrai kalek niczym głowa rodziny, gotów był też bronić ich własną piersią. Ten ojciec marnotrawny siedział teraz na podwyższonym stołku, głowę podparł lewą ręką, w prawej zaś dzierżył widelec którym grzebał w ziemniakach.
— Elize. - rzekł na tyle głośno by jego głos przebił się przez stukot ponad dwudziestu par sztućców i talerzy. — Pozwolisz, że o coś zapytam?
Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu, ciekawe treści owego pytania. Lila intensywnie żuła przy tym kawałek kiełbaski, którą skrupulatnie podrzucono jej do posiłku, bo przecież jeszcze rosła.
— Słucham panie Malka... Malcolmie. - poprawiła się szybko Elize.
— Widzę że już trochę przywykłaś do towarzystwa moich pomocników.
— Cóż... - speszyła się, gdy wzrok wszystkich przeniósł się na nią. — Wydaje mi się... To znaczy jestem już pewna, że nie zrobią nam krzywdy. Ani mi ani Robertowi.
Malcolm pokiwał głową w zamyśleniu. Za to Lila uśmiechnęła się pokazując braki w uzębieniu.
— A mówiłam Babusiowi, że kuma jest swoja. Mówiłam!
— Jeszcze raz nazwiesz mnie babusiem, a przełożę cię przez kolano i spiorę laską. - pogroził jej palcem Malcolm ku uciesze zebranych.
Tylko Elize siedziała jak na szpilkach, oczekując na pytanie. Bała się go, niemal tak bardzo jak śmierci syna. Ale przecież Robert spał teraz snem spokojnym w izbie obok, gdzie przeniósł go Trobar. Gorączkę udało się okiełznać, a delikatne rumieńce wykwitły mu na policzkach. Skąd więc ten lęk, skoro jej dziecko było w najlepszych możliwych rękach?
A jednak Elize się bała. Bo czyż Malkallam nie był w końcu czarnoksiężnikiem?
— Ekhm, wracając do tematu. - Malcolm odchrząknął. — Pozwolisz Elize, że spytam prosto z mostu. Chodzi o tą rzekomą klątwę rzuconą na twojego syna. Kto twoim zdaniem mógł to zrobić?
— Czarownica. - odpowiedziała pewnie Elize. — To na pewno ona.
Malcolm zachował kamienną twarz. Odłożył widelec, westchnął i splótł dłonie pod brodą. Wpatrywał się w Elize.
— Jaka czarownica? Dlaczego myślisz, że rzuciła na ciebie klątwę?
— Chce mojej zguby. Nienawidzi mnie i teraz mści się na moim synu.
Malcolm ukrył twarz w dłoniach. Podejrzewał co prawda, że rozmowa będzie trudna, ale Elize wydawała się święcie przekonana, że padła ofiarą czarnej magii. Wieśniakom trudno było wyłożyć zupełnie nowy obraz świata, chętniej wierzyli w zabobony i klątwy.
— Kobieto, konkrety. - wycedził Malcolm zimno i stanowczo. — Podaj mi jej imię, skąd jest, jakie macie relacje. Potrzebuje tego.
Elize zmarszczyła brwi, widać było że na samo wspomnienie wiedźmy robi się jej niedobrze. Mimo to zacisnęła zęby i odetchnęła głęboko. Malcolm czekał cierpliwie aż będzie gotowa.
CZYTASZ
Zwiadowcy (ONE-SHOTY TOM 2) [PUBLIKOWANE]
FanficDruga część moich one-shotów ze Zwiadowców, pierwszą część znajdziecie na moim profilu.