#14 Rozmowa o pierdołach nad kociołkiem z potrawką

147 16 22
                                    

Lasek nieopodal traktu kupieckiego, okolice miasteczka Brackett, lenno Marymonte na wschodzie Araluenu, jesień 692 roku Wspólnej Ery

Siwy zwiadowca uniósł powoli głowę znad kociołka z przygotowaną potrawką. Uważnie przyjrzał się zwiadowczym konikom, pasącym się nieopodal na niewielkie łące. Dafne, gniada klacz jego czeladnika, skubała energicznie jedną z wysokich kęp trawy, podczas gdy jej towarzyszka Bryza czujnie nadstawiała uszu. Zwiadowca cicho gwizdnął, a po kilku sekundach z drugiego krańca lasku dosłyszał odpowiedź. Gwizd jego czeladnika pozostawiał jeszcze wiele do życzenia, ale nie był najgorszy. Na pewno znacznie lepszy niż w dniu w którym przyjął go na termin.

Bryza dalej wypatrywała młodzieńca wśród drzew jak matka czekająca na swoje dziecko, aż wreszcie krzaki się rozstąpiły i wyszedł z nich dość wysoki jak na swój wiek chłopiec. W krótko przystrzyżonych brązowych włosach miał kilka liści, a na ramionach brud i mech. Widać było że jeszcze przed chwilą przedzierał się przez gęsto zarośnięty zagajnik.

Czeladnik z ulgą rzucił na trawę naręcze suchych gałązek, które zbierał przez ostatnie pół godziny. Mistrz spojrzał na niego z ukosa.

— Wyglądasz jakbyś wrócił z miesięcznej podróży po Skandii, a nie ze zwykłego spacerku po lesie.

— Zwykłego spacerku? - powtórzył kpiąco czeladnik, starając się usiąść na zwalonym pniu drzewa i jednocześnie nie wbić sobie drzazg w pośladki. — Przedarłem się przez istne piekielne wrota. Pająki, żaby, salamandry, mrówki, jeszcze ślimaki w dodatku! Mam ręce poharatane od kory, buty mokre a po plecach chyba łazi mi jakiś robak. Jeszcze kleszcza brakuje.

Mistrz uśmiechnął się, gdy Bryza podbiegła do chłopca energicznym kłusem i szczypnęła go w ucho na powitanie.

— Ała, ty końska franco! - zaśmiał się czeladnik, łapiąc konika za uzdę i spoglądając w wielkie, mądre oczy klaczki.

Konik prychnął przyjaźnie i wtulił łeb w ramię chłopca, poddając się jednocześnie pieszczotom czyli drapaniu po szyi.

— Lubi cię znacznie bardziej ode mnie. - słowa mistrza zdziwiły chłopca na tyle, że jego wargi rozchyliły się gdy na niego spojrzał.

— Co? N-nie... - natychmiast zaprzeczył czeladnik, jakby w obawie o reakcję starego zwiadowcy. — Nie sądzę by lubiła mnie bardziej od ciebie, to w końcu twój koń. Będzie ci wierna do śmierci, tak przynajmniej twierdził pan Robert.

— Robb może zna się na hodowli koni zwiadowczych, ale mało wie o mnie. - burknął mistrz. — Bryza jest ciężka do prowadzenia, a on dał mi ją bez świadomości moich nawyków jeździeckich. Moja poprzednia klacz była znacznie bardziej spokojna i ułożona, jak kazałem jechać stępa to od razu reagowała. Żadnych z nią problemów nie miałem. Natomiast ona... - tutaj łypnął okiem na Bryzę. — Ona z kolei miewa swoje humory, nieraz musiałem się z nią użerać na trakcie bo nie chciała mnie słuchać. Nie jesteśmy więc idealnymi partnerami, nic dziwnego że lgnie do ciebie skoro jesteś bardziej...

— Ruchliwy? - podpowiedział chłopiec. — Energiczny?

Starzec pokręcił głową i wydął usta w zamyśleniu.

— Raczej... męczący. - dopowiedział wreszcie.

— Mistrzuuu Niiiick, proszę cie. - burknął pod nosem czeladnik, wyraźnie niezadowolony z komentarza mistrza.

Siwy zwiadowca uśmiechnął się pobłażliwie, stęknął i zamieszał drewnianą łyżką w kociołku. Potrawka zabulgotała, a smakowity zapach poniósł się po polanie.

— No przecież żartuje. - zaśmiał się Nick, dosypując do kociołka nieco ziół. — Musisz się wreszcie nauczyć, że z racji wieku zdarza mi się czasami rzucić jakiś uszczypliwy komentarz. Starzy lubią sobie ponarzekać i pomarudzić.

Zwiadowcy (ONE-SHOTY TOM 2) [PUBLIKOWANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz