Wolne Stany Aralanu, rok 1300 Wspólnej Ery
Nazywam się Leo DuFran, lat 39, pracownik handlowy po przejściach, stary kawaler. I jakby tego było mało, niemal zostałem pracownikiem organizacji terrorystycznej. Ale po kolei...
Urodziłem się w zapyziałym miasteczku górniczym w Republice Celtii, mój ojciec był kierownikiem brygady, matka pracowała na targu rybnym w porcie.
Byłem najmłodszym synem, oczkiem w głowie rodziców. Zawsze dostawałem to czego chciałem, bo ojciec sporo zarabiał, a matka miała wtyki w zarządzie portu i potrafiła sprowadzić z zagranicy nawet najbardziej trudno dostępną w Celtii rzecz. I tak udało mi się dostać aparaturę alchemiczną, rzadkie zioła i podręcznik Alchemii zakazanej, spisanej jeszcze w VIII wieku Wspólnej Ery czyli jakieś pięć wieków wcześniej. Spytacie po co? No cóż, dość powiedzieć że jako nastoletni gówniarz byłem uczestnikiem spotkania z pewnym sławnym alchemikiem i dosłownie wyprało mi wtedy mózg.
Myślałem że jeśli dorwę się do aparatury, ziół i podręczników, to sam nauczę się alchemii i zostanę wielkim naukowcem. Będę zarabiać miliony, zdobędę sławę i poważanie, a moje nazwisko będzie w każdym podręczniku historii. Myliłem się.
W Alchemii zakazanej, grubym tomiszczu ze stronami z cielęcych jelit, chyba zaklętych jakimś urokiem by przetrwały lata bez uszczerbku, znalazłem recepturę na dziwny napój. Nazwano go Prawdą Objawioną. Nie widziałem jeszcze tak skomplikowanego przepisu w żadnej z książek, więc zacząłem studiować recepturę. Wkrótce znałem ją na pamięć, aż wreszcie kiedy moje zdolności odmierzania składników, warzenia półproduktów i suszenia ziół osiągnęły zadowalający poziom, zabrałem się do stworzenia tej spędzającej mi sen z oczu mikstury.
W nowo zakupionym woluminie z sąsiedniego Aralanu dokonałem dwóch zaskakujących odkryć. Po pierwsze figurowała tam dziwna legenda o nawiedzonym lesie Grimsdell, wczesnośredniowiecznej puszczy gdzieś na północy Aralanu, który jeszcze wtedy nosił nazwę Araluen. Podobno mieszkał tam wielki alchemik i czarnoksiężnik - niejaki Malcallam. Była też notka o niepotwierdzonej reinkarnacji tego wielkiego maga. Podobno odrodził się jako uzdrowiciel noszący imię Malcolm, który następnie w tajemniczych okolicznościach został zdemaskowany i wygnany do owego lasu przez wieśniaków aralueńskich. Tam miał oddać się eksperymentom i nawiązać kontakt z innym wielkim alchemikiem tamtej epoki.
Nie wiadomo jak naprawdę miał na imię, ale w historii alchemii zapisał się jako Solny Piotr. Podobno poza nauką i magią zajmował się też rozbojami i prowadzeniem zorganizowanej grupy przestępczej. Oskarżano go o współpracę z jakimś baronem, który próbował przejąć władzę w kraju. Ba, nawet miał mieć powiązania z aslavskimi wielmożami i szachować cały Korpus Zwiadowców. Mimo tych ekscesji mnie interesowało tylko jedno - Solny i Malcolm opracowali szybszą metodę destylacji składników alchemicznych. I właśnie to pozwoliło mi stworzyć moją miksturę znacznie szybciej niż początkowo zakładałem.
Problem pojawił się w momencie, gdy rodzice przestali wspierać mnie finansowo. Uznali że ponad dwudziestoletni chłopak powinien wreszcie pójść do pracy i zacząć utrzymywać się sam. Nie miałem wyboru, coś trzeba było w końcu jeść i mieć nieco grosza na opłatę czynszową. Zacząłem pracować w handlu portowym, matka załatwiła mi współpracę z kilkoma dostawcami leków, które następnie sprzedawałem po lazaretach i prywatnych lecznicach. Miałem nawet kilku uzdrowicieli, których zaopatrywałem w mocniejsze substancje, chociażby w syrenie ziele czy cieplaka. W robocie tej spędziłem prawie 18 lat, ale nigdy nie dorobiłem się chociaż małego domku. Wszystko wydawałem na jedzenie, opłaty za wynajem niewielkiego mieszkania i kolejne zakupy do mojej pracowni.
Kilkukrotnie udało mi się uwarzyć Prawdę Objawioną, ale natrafiłem na kolejny problem - mikstura psuła się już parę godzin po przygotowaniu i zakorkowaniu w buteleczki. Próbowałem różnych sposobów, ale przez kilkanaście lat na nic się to zdało. Aż wreszcie kompletnym przypadkiem spotkałem w celtyckiej karczmie owego znanego alchemika, który zainspirował mnie do nauki. Odbyłem z nim obiecującą rozmowę i to właśnie on zdradził mi sekret Prawdy Objawionej - by mikstura się nie psuła, musisz zaraz po ostygnięciu dodać do niej fragment ciała osoby, o której chcesz się dowiedzieć prawdy. Dodatkowo wspomniał mi o organizacji, która chętnie zatrudni alchemika do przygotowywania tego eliksiru. Nawet oferowali godziwą zapłatę za te usługi. To był przełom w mojej karierze, a przynajmniej tak pomyślałem w tamtej chwili.
W trybie nagłym przeprowadziłem się do Aralanu, założyłem tam pracownię i zabrałem się za przyrządzanie Prawdy Objawionej. Sama destylacja składników trwała około 3 dni, ale udało mi się na czas skontaktować z rekruterem owej organizacji. Kurier dostarczył mi po kilku dniach dziwny proszek w flakoniku, informując że mam go dodać do mikstury. Zrobiłem to i ledwie dzień później udałem sie do siedziby organizacji.
Na wejściu powitał mnie kolorowy transparent z napisem KOPWIK, a w pomieszczeniu dla rekruterów siedziała sama prezeska! Spociłem się jak głupi, siadając na fotelu naprzeciwko kobiety. Na szyi miała identyfikator z napisem Mała Adminka, a obok ikonkę facebooka. Domyśliłem się, ze to zapewne admin ich grupki na facebooku, gdzie rekrutowali nowych członków.
— Panie DuFran, jestem zaszczycona i zachwycona! Długo czekaliśmy na kogoś takiego jak Pan! Czy ma Pan przygotowaną miksturę, o którą prosiliśmy?
— Tak, tak. Oczywiście, oto ona. - wyciągnąłem wtedy fiolkę na stół, a oczy kobiety rozbłysły dziwnym blaskiem. — Jeśli mam być szczery, to nie spodziewałem się, że wyjdzie tak dobrze. Musze jednak spytać, do czego Państwu ta miks... - nie dokończyłem zdania.
Na moich oczach kobieta podskoczyła na krześle, wdrapała się na stół, przebiegła po nim i chwyciła fiolkę w dłonie z makabrycznych uśmiechem. Następnie zaczęła tańczyć jak opętana.
— Tak, wreszcie! Nadszedł nasz czas! Wreszcie świat pozna prawdę o zbrodniach Halta O'Carricka! - kobieta pluła przy krzyczeniu tak bardzo, że aż po jej brodzie zaczęły ściekać krople śliny. Wyglądała jak szalona. — Korpus Zwiadowców zostanie osądzony za wybicie Kalkarów i Wargali! Wygraliśmy!
Dopiero wtedy do mnie dotarło. KOPWIK był w rzeczywistości skrótem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i dostrzegłem jedną z ich ulotek. ,,KOPWIK - Komisja Obrony Praw Wargali i Kalkarów". O cholera. To oni! Ekoterroryści głoszący domniemaną winę Korpusu Zwiadowców w wyginięciu tych starożytnych istot!
— P-proszę Pani, ja się na to nie zgadzam! Nie po to zostałem alchemikiem, by pomagać w takiej niedorzeczności!
— MILCZ! - zagrzmiała kobieta na stole. — NIC NIE WIESZ! DZIĘKI TEJ MIKSTURZE, PODANEJ NASZEJ CZŁONKINI BĘDZIE ONA W STANIE POWIEDZIEĆ CAŁĄ PRAWDE O CZYNACH HALTA O'CARRICKA, ZBRODNIARZA WOJENNEGO! PROSZEK KTÓRY WRZUCIŁEŚ DO MIKSTURY TO JEGO SKREMOWANE CIAŁO! TERAZ NIC NAS NIE POWSTRZYMA, OGŁOSIMY ŚWIATU PRAWDĘ PODCZAS MATURY Z JĘZYKA ARALUEŃSKIEGO!
Uciekłem. Po prostu wybiegłem jak oparzony z siedziby KOPWIKu, z daleka od tych oszołomów.
Kazali mi zmieszać prochy jakiegoś Bogu ducha winnego zwiadowcy sprzed 500 lat z dziełem mojego życia tylko po to, by nagrać zeznanie wydobyte z przeszłości alchemią i puścić je nagrane na maturze?!? To szaleństwo.
Od tego czasu minęły 4 miesiące. KOPWIK dokonał przewrotu, puścili to nagranie na maturze oburzając całą Aslavę. Zostali ogłoszeni wrogami publicznymi, terrorystami. Ja wróciłem do Celtii i pracuję dalej jako handlowiec medyczny. Dołączyłem też do organizacji zwalczającej KOPWIK. Niech nie myślą że tak to zostawię. Nie zapłacili mi za miksturę. Wiec zapłacą swoją krwią.
Jesteśmy Komisją Eksterminacji Kalkarów i Wargali. W skrócie - KEKW. I zniszczymy KOPWIK w imię Halta O'Carricka, największego wśród zbrodniarzy aralueńskich!
CZYTASZ
Zwiadowcy (ONE-SHOTY TOM 2) [PUBLIKOWANE]
FanfictionDruga część moich one-shotów ze Zwiadowców, pierwszą część znajdziecie na moim profilu.