Jak tam wasze zakończenia roku? Moje wyszło wspaniale, tak samo jak mój występ...Ale boli serduszko, troszkę...Będzie brakowało kilku osób... ༺♡༻
***
Lipiec
POV: Kylie
Odwróciłam się, aby przytulić Nicholasa. Ale jedyne co przytuliłam, to powietrze... Zmarszczyłam czoło, po czym podnosiłam się. Rozejrzałam po pokoju, lecz nigdzie go nie było. Wstałam, oraz poszłam zobaczyć w łazience.
Tam też go nie było.
Stanęłam na środku pokoju, i zastanawiałam się gdzie mógł pójść o szóstej nad razem.
Spojrzałam w stronę biurka, a tam...Tam leżała czerwona koperta z czarną różą na środku. Zrobiłam krok do przodu, oraz chwyciłam kopertę.
Już wiedziałam od kogo mogła być...
Delikatnie wyciągnęłam list. Oparłam się o biurko, i zaczęłam czytać.
„ Maleńka,
Te dwa tygodnie, które spędziliśmy w Rzymie były cudowne, ale...Ale w tym momencie, teraz, kończy się nasza przygoda.Z dniem pierwszego lipca miałem wyjechać do Włoch, chodzi o brudne interesy. A ty coś już na ich temat wiesz - mowa tu o mafii i o innych bzdetach.
Nie chciałem się z Tobą tak żegnać, ale gdybym użył innej formy zapewne nie chciałabyś mnie wysłuchać, odepchnęła byś mnie. Co było by zrozumiałe, lecz bolesne dla mnie.
Chciałbym w tym liście przekazać, napisać dwa proste słowa...Które wypowiedziałem do Ciebie gdy byłaś w szpitalu, w śpiączce - Kocham Cię, maleńka i zawsze będę Cię kochał. Nawet jak będę od Ciebie siedem tysięcy dwieście pięćdziesiąt jeden kilometrów dalej. Moja miłość nie zmaleje przez to.
Wiem, że byłaś jedyną kobietą jaką kocham, oraz którą pokochałem. Czuje, że nigdy już się nie zakocham, bo ty zajęłaś te miejsce już na zawsze.
Nie było nam dane, co jest totalnie nie sprawiedliwe...
Nie było mi dane wypowiedzieć w Twoją stronę dwóch prostych słów, ponieważ nie miałem na tyle odwagi aby je wypowiedzieć Ci prosto w twarz, tak bez okazji.Sam nie wiem dlaczego stchórzyłem... Czułem miłość, ale uciekłem od niej. Lecz dlaczego? Tego sam nie wiem.
Proszę, nie czekaj na mnie.
Ułóż sobie życie z kimś innym, mimo iż wiem jak bardzo mnie kochasz, znajdź sobie kogoś kto będzie godny Ciebie, jak i Twej miłości. Bo ja nie niestety nie jestem...Sprowadzam na Ciebie same nieszczęścia i ciągle jesteś w niebezpieczeństwie...
Wybacz,
Nicholas."Po przeczytaniu tego listu, z moich ust wydobył się głośny szloch. Oczy zaczęły łzawić, a łzy spływały jedna za drugą, mogłabym się w nich wykąpać.
Podeszłam do komody zrzuciłam wszystko z niej, łącznie ze zdjęciem z Nicholasem.
Krzyczałam, płakałam...
Lecz ból nie mijał.
Nie chciałam dopuści myśli, że Nicholas zostawił mnie...Bo bał się miłości, zaangażowana w naszą relację.
Chwyciłam za prześcieradło i wraz z kołdrą rzuciłam na podłogę. Następnie zaczęłam wywalać rzeczy z szafek.
Wydarłam się na cały dom, krzycząc jak mantrę, tylko te dwa słowa:
Nienawidzę Cię!
Upadłam na podłogę w tym bałaganie, a do pokoju wleciała Tamara.
Podbiegła do mnie, wzięła w swoje ramiona. A ja zaczęłam szlochać, nie przestając krzyczeć.- Nicholas, mnie zostawił...- wyszlochałam. Tamara pogodziła mnie po głowie. - Tym razem na dobre...- burknęłam po chwili.
Zaczęłam się dusić własnymi łzami.
Już nic nie sprawiało mi radości...
Teraz czułam tylko ból, żal oraz pustkę.Ból - bo mnie zranił, kolejny raz wbił mi nóż w poranione serce.
Żal - ponieważ uciekł od uczuć, a ja byłam wyrozumiała. Nie naciskała bym na niego w tej kwestii. Każdy czuje miłość w innym tempie oraz momencie.
A pustkę - bo...Nicholas zostawił mnie. Zostawił mnie z głupim listem. Który miał mi wyjaśnić wszystkie pytania, które zebrały się w mojej głowie.
- Kazał mi szukać kogoś innego, bo on nie jest mnie wart...- kątem oka zauważyłam stojącego w drzwiach przyjaciela Whisker'a.
- Już spokojnie - uspokajała mnie kuzynka.
- Ja kocham tego idiotę! A on każe mi szukać innego, bo sam boi się zaangażowania! - krzyknęłam.
- Już spokój - powiedziała, gładząc mnie po głowie.
- Co ja takie zrobiłam? Nie chce tak żyć...Nie bez niego - wyszeptałam. Dziewczyna przytuliła mnie do siebie jeszcze bardziej, lecz ja ją odepchnęłam.
Podnosiłam się, i chwyciłam kawałek szkła.
Przyłożyłam sobie do nadgarstka.- Kylie...Jezus Maria...Proszę nie rób tego - powiedziała zdenerwowana brunetka. Patrzyłam na nią wypruta z jakichkolwiek emocji w tym momencie.
- Kylie, usiądźmy, porozmawiajmy na spokojnie...Tylko odłóż to - czarnowłosy zaczął się do mnie zbliżać. Zrobiłam krok do tyłu.
- Odejdź, albo zrobię sobie krzywdę! - krzyknęłam. Do pokoju wparował Zack. Gdy zobaczył w jakim jestem stanie...
Wiedział o co chodzi, oraz o kogo.
- Młoda, nie rób tego, proszę - poprosił spokojnym tonem głosu. Spojrzałam na niego, mężczyzna powoli do mnie podchodził.
- Nie podchodź Zack! - warknęłam. Tamara go cofnęła.
- Proszę, nie bo ona zrobi sobie krzywdę - powiedziała Tami. Czarnowłosy zmarszczył czoło. Zignorował brunetkę i mnie.
Zaczął się do mnie zbliżać.
- Oddaj mi to, proszę - wyciągnął ręke po szkło. Przez chwilę się zawahałam, ale...Ale ostatecznie oddałam mu szkło. Podał je James'owi, a on poszedł je wyrzucić. Rzuciłam się w ramiona Zack'a. Mężczyzna bez zastanowienia, przytuli mnie.
- Przepraszam...- wyskomlałam w jego bluzę. Pogłaskał mnie po głowie.
- Nie masz za co. Już spokojnie, młoda. Jestem tu - powiedział.
Czekał mnie trudny czas w moim życiu, i kolejna trauma do przepracowania...Nicholas miał jakiś plan, który chciał zrealizować. Tyle, że ja nie wiem czy jeśli kiedyś się spotkamy będzie jak dawniej.
Poczułam się z tym źle...
Poczułam się jak dziwka, którą ktoś się zabawił, a potem porzucił jak psa.
Taka prawda. Whisker pobawił się mną, a jak mu się znudziłam to wymyślił sobie jakiś "wyjazd" do Włoch, który był zaplanowany na pierwszego lipca.
Nigdy mu tego nie wybaczę...
Koniec części pierwszej!
***
Aaa płacze koniec części pierwszej...ಥ‿ಥ
Kocham Was, i dziękuję Wszystkim którzy byli lub są ze mną tu i teraz <3
Pamiętajcie o gwiazdkach!!!
CZYTASZ
I don't want to love you #1 [18+] (W TRAKCIE KOREKTY)
RomantikCzy to będzie prawdziwa miłość, czy raczej przelotny romans? Przeznaczenie czy zbieg okoliczności? Będą szczęśliwi? Czy stracą dla siebie głowy? Czy Kylie wyprze się uczuć którymi go darzy? ~ Dylogia LOVE #1~ 27.12.2022r.