Tom
"Dryń, Dryń, dryń."
Budzik rozbrzmiewał w całym moim pokoju, jakby to był alarm straży pożarnej. Nie znoszę tego okropnego dźwięku, z uwagi na to, że za każdym razem oznacza to samo. "Szykowanie się do szkoły". Niechętnie wstaję z łóżka, po czym kieruję się do mojej małej łazienki, umieszczonej kilka kroków od mojego wyra. Staję przy lustrze i patrzę na swoje odbicie w nim. Przeczesuje rękoma, moje gęste, rude włosy, którymi obdarowała mnie, nieszczęsna matka natura, choć są też plusy tej bujnej czupryny. Moja przyjaciółka, Emilly ma zupełnie odmienne zdanie na ich temat. Wręcz uważa, że są urocze, choć ja absolutnie się z tym nie zgadzam. Na dodatek mam zadarty nos a na nim co kilka milimetrów znajdują się ohydne piegi, żeby tego było mało, mam nieszczęsną wadę wzroku, przez co jestem zmuszony do noszenia okrągłych okularów. Kiedyś próbowałem ich nie nosić, zdając się na soczewki, lecz za długo to nie potrwało, więc wróciłem do rzeczy, którą na co dzień noszę na nosie. Jedynym plusem mojego wyglądu jest to, że jestem wysoki o szczupłej posturze i właśnie to ratuje mnie przed tym, aby inni nie uważali mnie za totalnego "ćwoka". Choć John i Bill, zapewne znajdą sobie jakiś argument, aby tylko się do mnie przyczepić. Nie byliby sobą, gdyby tego nie zrobili.
Po ogarnięciu szybkiej higieny wychodzę z pokoju, zabierając ze sobą plecak i komórkę, po czym schodzę na dół do naszego, przestronnego salonu, z nadzieją, że zobaczę się z mamą i zdążę zamienić z nią, chociaż kilka słów. Ostatnimi czasy, zdaje się bardzo nieobecna, choć ciałem jest ze mną, lecz jej myśli biegną zupełnie w innym kierunku. Domyślam się tylko, że jej myśli krzątają się wokół ojca. Szkoda tylko, że na jego temat nigdy nie chce ze mną porozmawiać.
"Gdy miałem pięć lat, mój tata bez słowa spakował swoje wszystkie rzeczy, po czym wyszedł z domu. Od tamtej chwili ani razu nie próbował w żaden sposób się ze mną skontaktować. Mama od tamtej pory popadła w głęboką depresję, która z dnia na dzień odbijała się na naszym życiu, z biegiem czasu dołączył do tego również alkohol. Z roku na rok, staczała się jeszcze bardziej, a ja nie wiedziałem jak mam jej pomóc, gdyż sam jeszcze byłem dzieckiem. Przez alkohol, popadaliśmy w coraz większe kłopoty, z czym wiązały się rosnące długi, które nie miały końca. Przez nałóg, mama straciła pracę, więc żyliśmy z oszczędności, które miała zachowane w banku. Niestety, zaskórniaki w końcu też się kończą. Mama zaczęła uczęszczać do psychiatry, który przepisał jej specjalne leki na chorobę, w której tkwiła. Jej stan co prawda po regularnym zażywaniu leków, uległ diametralnej zmianie na lepsze, choć czasem miewałem wrażenie, że przez nie jej umysł nie pracował prawidłowo. Jak się okazało, po krótkim czasie znalazła pracę, a raczej nasz sąsiad Pan Robert zaoferował jej pracę u siebie w kwiaciarni. Odkąd mama poszła do pracy, zaczęła częściej wychodzić do ludzi, a jej samopoczucie było o wiele lepsze. Zaczęła się częściej uśmiechać, od czasu do czasu żartowała, czasem jej nie poznawałem, lecz cieszyłem się taką zmianą. Z biegiem czasu, nasze sprawy finansowe również uległy zmianie i nie musieliśmy żyć z pieniędzy, które nam jeszcze zostały, aż w końcu wyszliśmy na plus. W trakcie naszego kryzysu, po szkole dorabiałem, rozwożąc gazety. Byłem już na skraju wyczerpania. Nieszczęśliwie, w tym okresie miałem mnóstwo egzaminów do napisania i nie raz musiałem zarywać nockę, by móc się do nich odpowiednio przygotować. Z matematyką na szczęście, nigdy nie miewałem żadnych problemów, lecz dużo gorzej radziłem sobie z chemią. Niestety, z tym przedmiotem miałem nie lada wyzwanie, ale wszystko na szczęście zaliczyłem. Dobrze, że jednak szybko mogłem zrezygnować z tej pracy dorywczej, kiedy mama zaczęła nową pracę u naszego sąsiada, więc miałem więcej czasu, by skupić się na nauce co szybko poprawiło moje samopoczucie."
Dźwięk gwizdka od czajnika wyrwał mnie z moich rozmyślań. Tak jak myślałem wcześniej, mamy nie było na dole, zapewne wyszła dużo wcześniej do pracy. Odkąd pracuje, stała się dokładniejsza i bardziej punktualna. W ciągu kilku minut wypiłem malinową herbatę, zjadłem szybkie śniadanie i w między czasie, spakowałem kanapki do plecaka. Dziś postanowiłem nie wydawać pieniędzy na zakup biletu autobusowego, tylko przejść się na piechotę do szkoły, ze względu na ładną pogodę. Świeże powietrze, na pewno dobrze mi zrobi, przewietrzy szare komórki, które pod wpływem takiej pobudki, obudzą się do prawidłowej pracy. Na pewno dobrze mi to zrobi, szczególnie że dziś odbywa się w szkole międzynarodowy konkurs matematyczny, w którym biorę udział, a bardzo chciałbym wykazać się swoją wiedzą i dzięki temu zająć pierwsze miejsce. Jestem bardziej niż pewny, że tym razem też wygram, ale istnieje zawsze taka możliwość, że może też znaleźć się ktoś lepszy ode mnie. Osoba, która wygra, dostanie karnet do Instytutu z badaniami naukowymi, którymi akurat się interesuję. Bardzo chciałbym go zwiedzić, choć wcześniej myślałem, by kupić do niego bilet, lecz niestety nie było mnie na to stać. Teraz nadażyła się ku temu idealna okazja, więc muszę się dokładnie skupić i wygrać konkurs, aby spełnić swoje małe marzenie.
CZYTASZ
Nie igraj z diabłem
HorrorNa pozór niewinna gra... skomplikowane zadania i zagadki.. mroczne, trudne do zrozumienia tajemnice, skrywane w opuszczonym budynku środku lasu. Czy czwórce przyjaciół uda się zakończyć grę bez żadnych komplikacji? a co jeśli za grą, kryje się coś b...