Rozdział 3

10 3 0
                                    


                         ... Sen...

Soję w ciemnym, wilgotnym od nadmiaru deszczu lesie. Dookoła panuje mrok. Istnieje tylko mrok. Próbuję coś zobaczyć, lecz niczego poza mroczną aurą tego miejsca nie dostrzegam, bądź nie jest mi to dane. Biegnę, tylko to przychodzi mi do głowy. Nie wiem po czym, nie wiem gdzie, ale biegnę. I tak nic nie widzę.

Biegnę ile tchu, w końcu upadam, zahaczając się o coś twardego. Ledwo Podnosząc się z ziemi, dostrzegam białe światło, bijące w oddali jakiegoś pomieszczenia. To jakiś dobry znak.

Biegnę. Podążam za łuną światła, które widzę. Z każdym krokiem, dostrzegam je coraz bardziej, aż w końcu jestem w środku, choć nie czuję się lepiej. Jest za cicho. Nie lubię, kiedy jest tak głucho. Każdy ruch w takiej ciszy może wywołać różne, przerażające dźwięki. Przełykam ślinę. Znam to miejsce. Byłem tu. To opuszczony dom, w głębi lasu. Nikt tu nie przychodzi. Chcę stąd uciec, lecz nigdzie nie dostrzegam drzwi, ani okien, choć niedawno wydawało mi się, że je widziałem. Krzyczę, błagam o pomoc, ale nic się nie dzieje. To wszystko na nic. Kiedy przestaje, z progu, wyłania się cień, przybierający kształt czaszki. Ludzkiej czaszki...

Zrywam się, omal nie spadając z łóżka. To tylko zły sen. Powtarzam sobie w myślach. Ręką, błądzę po szafce nocnej w poszukiwaniu włącznika od lampki nocnej. W pokoju panuje ciemność. Po wciśnięciu guzika, białe światło rozpromienia pokój, dzięki temu czuje się lepiej. Usiłuje zapanować nad rozszalałym sercem, które omal nie wyskoczy mi z piersi. Ocieram krople potu, które co chwile spływają po moim czole. Odgarniam mokre włosy i zaczesuję je byle jak do tyłu, aby zwiększyć widoczność. Ocieram zaspane oczy.

-Co to było?! - Zadaje sobie to pytanie w duchu. Nigdy przedtem nie miewałem takich koszmarów, aż do dziś. Może jeden, ale nie był tak przerażająco realistyczny, jak ten. Nie wiem, czy zasnę, choć wątpię, by to było możliwe, po tak żywym śnie. Czułem się tak, jakbym właśnie tam był, widział na własne oczy ludzką czaszkę. - Wzdrygam się.

Czyżby to jakaś karma, że postanowiłem zostawić tak matkę?

Sięgam po komórę. Zegar na wyświetlaczu smartfona wskazuje trzecią w nocy. Ponoć o tej porze śnią się najgorsze scenariusze, tak kiedyś słyszałem, jak byłem małym chłopcem.

"Tomi, pamiętaj, nigdzie nie wychodzi się, kiedy na zegarze widnieje krwawa godzina." - Przypominają mi się słowa mojej zmarłej babci.

Z tego, co wiem, też nie można spoglądać o tej porze w lustro. Nie wiem, czy te przesądy są prawdziwe, lecz wolałbym ich nie sprawdzać na własnej skórze.

Co bym zrobił, gdyby okazały się realne? Nie wiem.

Kładę się z powrotem do łóżka. Nie gasząc lampki. Boję się, że w ciemności znów ujrzę to, co widziałem we śnie. Przerażające, ludzkie kości. Nie mogę zasnąć. Choć kto po czymś takim by potrafił spokojnie zamknąć oczy i udać się w krainę snu?

Wpatruję się w biały jak śnieg, sufit. Wewnątrz siebie, czuję, że zrobiłem źle, pozostawiając matkę w takim stanie samą, choć z drugiej strony sama sobie na to zasłużyła. Jest mi jej żal. Nie wiem jak mam jej pomóc. Prawda jest taka, że jeżeli sama nie zechce pomocy to nic się nie zmieni.

Czuję się fatalnie. Nasze życie niedawno uległo zmianie na lepsze, a teraz wraca na stare tory. Problemy matki zaczynają mi ciążyć na barkach. Ona nie ma pojęcia, że ludzie patrzą jej na ręce, w szkole już krążą plotki, choć staram się tego nie słuchać. Johny i Bill nie dadzą mi żyć. Szczególnie po incydencie zawieszenia w prawach ucznia. Oni są bezwzględni, będą uprzykrzać mi życie na każdym kroku. Co gorsza, plotki o matce są aż nadto prawdziwe, nie jakieś wyssane z palca. Nie rozumiem, po co ona wlecze się po osiedlu, kiedy inni ludzie zawsze mogą zobaczyć ją w fatalnej kondycji.

Nie igraj z diabłem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz