Rozdział 9

2 2 0
                                    

                         Bradley

Coraz mniej czasu, mam na to, by znaleźć kolejne osoby, które przyłączą się do tej przeklętej gry. Muszę wymyślić cokolwiek, by ktoś zaczął już to, co się zaczęło. Inaczej, nie chce nawet myśleć, co się stanie ze mną, jak i z całym światem.

To nie jest zwyczajna gra. O nie. Trzeba zamknąć krąg, który został otwarty, a bez tego to nigdy się nie skończy.

- Gdyby, to jeszcze było takie proste.

Krążę, po ciemnym pomieszczeniu, który stał się od niedawna moim, nowym "domem". Straciłem moich kumpli i zaczął się ten cały, piekielny koszmar. Warunki, jakie tutaj panują, są ciężkie do opisania. Jedynie szczur, czułby się dobrze w takiej atmosferze. Niestety, nie mam innego wyboru. Muszę, ukrywać się przed wszystkimi, dopóki, nie znajdę kolejnych ludzkich dusz, by zakończyć ten cały syf.

Chodzę z kąta w kąt, zaczesując rękoma już za długie, tłuste, niechlujne włosy, które przybrały miedzianego odcieniu przez brud. Ciężko, dokładnie wymyć się w deszczówce. Przecieram zmęczone oczy i spoglądam w lustro. Brzydzę się własnego odbicia. Widzę człowieka, na skraju załamania nerwowego. Moje dotąd radosne, brązowe tęczówki, przybrały mętny wyraz, a usta, które zawsze były uśmiechnięte od ucha do ucha, zmieniły się w lekką podkówkę.

-Brad. Musisz się wziąć w garść. Jak będziesz tylko tak bezczynnie chodził w tę i z powrotem, to na pewno nic nie zdziałasz. Czas najwyższy stąd wyjść i konkretnie, poszukać ludzi do gry. - Już tyle czasu jestem sam, że zacząłem gadać sam do siebie. Ciężko, żyć w samotności, bez jakiejkolwiek żywej duszy, a robaki czy gryzonie w postaci szczura, to niekoniecznie zbyt dobre i zdrowe towarzystwo.

-Co ty bredzisz! Czy ty masz oczy, a może oślepłeś?! - Dawałem sobie reprymendę w duchu. - Przyjrzyj się dokładnie w lustrze. Jak inni ludzie cię zobaczą, to uciekną ze strachu w popłochu. To absurdalny pomysł!

Hmm. Sam już nie wiem co mam z tym robić. Wszystko się sknociło. Po co w ogóle brałem w tym udział? Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że muszę włączyć do tej gry, również inne osoby, tym samym, narażając kolejnych, niewinnych ludzi na niebezpieczeństwo. Jeżeli tego nie zrobię, to czeka mnie, straszna, powolna i bolesna śmierć. Usłyszałem kroki.

-O, nie! Idzie!. O...nie. Muszę się ukryć! Może tym razem mnie nie znajdzie! Tylko gdzie, mam się kurwa schować?! Gdziekolwiek pójdę, on wie, gdzie jestem! Boże! Tym razem, mi na pewno nie daruje!

Szybko odnalazłem, niewielki zakamarek w kącie. Przecisnąłem się przez wąską szparę w ścianie, licząc, że tutaj będę bezpieczny, choć na chwilę. On ma wrażliwy słuch, dlatego muszę zachowywać się bardzo cicho, ale ze strachu, ciężko jest mi zapanować oddech. Wszystko widzi, słyszy i czuje jednocześnie. Kto wpadnie w jego sidła, już nigdy nie zapomni. O, nie. Nie zapomni.

Czasem, zastanawiam się, czy śmierć nie byłaby lepsza od niego, lecz nie chciałbym zginąć z jego rąk. Słyszę go. Słyszę, że jest coraz bliżej. Stukot, jego kroków jest okropnie głośny, doprowadza do utraty słuchu. Oddech rzęzi jak wściekły byk, mający przed sobą czerwoną flagę. Wstrzymuję oddech, by jak najmniej oddawać, niepotrzebne dźwięki. W duszy mam nadzieję, że mnie nie zobaczy i pójdzie dalej, nie wracając tu z powrotem.

Cisza. Nie słyszę go i nie czuję. Powoli wypuszczam powietrze z płuc, ale robię to dyskretnie z łomoczącym sercem w klatce piersiowej. Z nerwów chce mi się wymiotować, dodatkowo jego odór, nieprzyjemnie drażni mi nozdrza. Moje modlitwy, jak zawsze nie zostały wysłuchane.

Gwałtownie, poczułem brutalne szarpnięcie do góry. Zamknąłem oczy. Nie chciałem na niego patrzeć. Odór, jaki się z niego wytwarzał był nie do opisania. Mieszanka zgniłego mięsa, wymieszana z wonią, zbutwiałej wody i siarki.

Nie igraj z diabłem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz