OCZAMI LILY
Więc..minęły już dwa tygodnie odkąd Giselé...zapadła w śpiączkę. Przez cały czas ktoś obok niej jest i jej dogląda.
Gdy jej nie ma, ja doglądam dzieci i jestem przywódcą. Siedzę u niej bardzo często, nawet teraz. Patrzę na jej lekki uśmiech i zamknięte oczy. Wygląda jakby spała i akurat śniło jej się coś dobrego.
-Lily?- do sali weszła nagle Rose.
-Tak?- spytałam po czym szybko otarłam łzę, która spływała mi po nosie.
-Potrzebujemy cię. Dan naprawił radio. Musisz do nich pójść.- Pokiwałam głową i wstałam z krzesełka.
-Co z Gis?
-Silas czeka przed drzwiami.
-Okej- wyszłam z sali a były chłopak Amber od razu wbiegł do mojej przyjaciółki.Nie zważając na zniecierpliwionego Silsa (tak nazywamy Silas'a) poszłam powolnym i leniwym krokiem za Rose. Dziewczyna bardzo silnie ukrywała ból po stracie "siostry". Nie chciała pokazać Ophelie, że nie daje rady i za wszelką cenę próbowała, przynajmniej w jakimś niewielkim stopniu, zastąpić siostrę małej. Jednakże, każdej nocy, wymykała się z hali i przesiadywała z Giselé, wypłakując łzy. Wiem to dlatego, że często do niej dołączam. Rozmyślam o tym co mogłam zrobić by zapobiec temu co się stało. Mogłam temu zapobiec. To moja wina... Nikt mi tego nie powiedział, ale widze te oskarżenia w oczach innych, najbardziej Silas'a. Nienawidzi mnie. Od kiedy Kora powiedziała, że..nie wiadomo czy ta najlepsza osoba, która zawsze wszystkim pomaga się kiedyś obudzi, chłopak nie ukrywał swojej frustracji. Często słyszałam z jego strony obelgi, lecz nie przekazane mi prosto w twarz a mówił je blisko mnie tak głośno bym na pewno usłyszała.
Nie jestem na niego zła...bardziej na siebie. Rozumiem jego ból. Coś czuję, że gdybym znalazła się na jego miejscu, robiłabym tak samo.Zatrzymałam się przed drzwiami do sekretariatu szkoły. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka potykając się o próg. Embry, który od zawsze podkochiwał się w Giselé i tak jak Silsa mnie nienawidził, prychnął i zażartował złośliwie. No cóż...takie życie. Rose podała mi rękę i pomogła mi wstać. Otrzepałam nogawki z brudu, który zalągł się na podłodze i podeszłam bliżej do Dana, tym razem uważałam aby się nie przewrócić. Sekretariat dzielił się na dwa pokoje; pierwszy bliżej drzwi, gdzie zasiadywały dwie stare baby oraz drugi w którym znajdowało się radio, radiowęzeł i ekspress do kawy.
Pomieszczenie w którym aktualnie się znajdowałam, było w miarę duże. Beżowe ściany i dwa wielkie okna, za którymi świeciło piękne słońce.
Dan spojrzał w moim kierunku i bez emocji powiedział, że radio jest już sprawne.
-Super, kiedy możecie zacząć?
-Phy, myślisz, że to tak szybko idzie? Jak chcesz sama możesz sobie wszytsko ustawić- wtrącił się Embry.
-Po prostu pytam.
-Taa i co jeszcze może..
-Przestań- wciął mu się w słowo Dan. - Jutro wieczorem już wszytsko powinna być gotowe. Czyli po jutrze rano zaczniemy.
-Okej- nagle do sekretariatu wbiegła zadyszana Kora. Ledwo łapał oddech a jej twarz nie zdradzała nic prócz tego, że zdarzyło się coś wielkiego.
-Giselé...OCZAMI SILAS'A
Wszedłem szybkim krokiem do sali. Giselé tak jak przez ostatnie dwa tygodnie, leżała w pół uśmiechnięta.
Ile jeszcze będę ją taką widzieć?
Ile jeszcze będę czekał aż spojrzy na mnie i mnie jebnie. Aż uśmiechałem się na tą myśl. Mógłbym znosić wiele godzin bólu by tylko znów zobaczyć jej uśmiech, by tylko móc ją przytulić i powiedzieć że..przepraszam.
Nie mogę już dłużej patrzeć na jej piękne ciało leżące na jebanym stole do tenisa stołowego. Kora powiedziała, że jeśli się obudzi to tym jebanym stołem będzie można ją przemieszczać, bo ma kółeczka. Z trudem powstrzymałem kolejny atak histerii. Gdybym tylko mógł, rozjebał bym wszystko wkoło. Bo czemu by nie? Westchnąłem i przysunąłem krzesełko do pięknej, bladej istotki, na której życiu zależało mi bardziej niż na własnym. Najgorsze jest to, że ostatnie co jej powiedziałem, przed tym...zdarzeniem to -,,Nie przesadzaj".
Jak mogłem być aż takim chujem.Położyłem dłoń na policzku Giselé. Oddychała miarowo, tak spokojnie i równo. Nawet teraz była prześliczna. Nie wyobrażam sobie, że istnieje piękniejsza osoba od niej. Pogłaskałem ją czule po skroni i przysunąłem się lekko by złożyć jej delikatny pocałunek. Gdy oderwałem usta od ukochanej, zatkało mnie.
-Kurwa, Silas..- powiedziała zmarnowanym i zmęczonym głosem.- Czuje się jak na jebanym kacu.-dodała.
-JAPIERODLE GISELÉ!- rzuciłem się na nią i zacząłem całować po policzkach i czole. Poryczałem się jak dziecko lecz nie przeszkadzało mi to. Teraz liczyła się tylko ona. Moja gwiazdka wróciła do życia. Moja miłość.
-JUŻ! KONIEC!- krzyknęła najgłośniej jak potrafiła i się roześmiała. Jej głos ciągle drżał i był słaby, lecz i tak był najlepszą rzeczą jaką mogłem usłyszeć.
-Kocham cię..- powiedziałem przykładając czoło do jej czoła. Była spocona a jej oczy świdrowały we wszystkie strony. Ciężko oddychała.W tym idealnym momencie, który trwał może minutę, choć wydawała się to wieczność, weszła do sali Kora, aby jak codziennie zobaczyć co u Gis.
Upuściła sprzęt do badania ciśnienia, który znalazłem w aptece jakiś tydzień temu, na podłogę i stanęła jak wryta. Dopiero po kilku sekundach uświadomiła sobie, że Giselé właśnie patrzy w jej stronę i się uśmiecha.
-O mój boże...O MÓJ BOŻE! TY ŻYJESZ!- krzyknęła i podbiegła do nas. Mocno przytulił pacjentkę, aż syknęła z bólu. Mimo że powiedziała że nic się nie stało, Kora przepraszała ją tak jakby właśnie potrąciła jej psa, którego z resztą nie miała, ale zawsze mówiła, że chciałby takiego Labradora o złotej sierści. Mówiła, że nazwała by go Pikuś. Według mnie chujowe imię dla psa, ale to ona miała być szczęśliwa. Gdy Kora przestała w końcu przepraszać Gis, wysłałem ją po Lily. Jak wyszła, ponownie zacząłem przytulać moją księżniczkę.
-Twoja dziewczyna nie będzie zazdrosna że tu ze mną siedzisz?- spytała z rozżaleniem.
-Serio? Obudziłaś się po długim czasie i nie spytasz co się dzieje ani w ogóle gdzie jesteś, ale pytasz o Amber?
-Jak długim czasie?
-Eh..nie wiem jak ci to powiedzieć..
-Silas?
-Byłaś w śpiączce trzy lata..
-KURWA CO?!- krzyknęła.
-Nie no żartuje.- w ty momencie dostałem pięścią w ramie.- Ałć, co tak mocno.
-Zasłużyłeś dupku. Więc? Ile?
-Dwa tygodnie.
-Nie jest źle. Więc co się pozmieniało?
-Właściwie nie dużo.Ta młoda ze sklepu ma na imię Olimpia. Gdy zniknęli dorośli, schowała się w galerii aby mieć stały dostęp do jedzenia, ciuchów i tak dalej.
-Mądrze.
-No. Jest strasznie inteligentna jak na 11 lat. Więc, Dan pracuje nad radiem a Lily przejęła miano przywódcy, i w ogóle nikt jej nie lubi.
-Co? Czemu?
-Bo przez nią tu byłaś..
-Co? To nie była jej wina, ja się zamyśliłam i wbiegłam w te jebane kosze...-łzy zaczęły zalewać jej twarz.
-Cii, no nie płacz już. Wszystko wyjaśnisz później. Teraz odpoczywaj.Giselé zamknęła mokre od płaczu oczy. Jej piękna twarz nie wyglądała już tak spokojnie. Denerwowała się. Pogłaskałem ją czule po policzku.
Tak bardzo nie lubię, gdy jej piękna twarzyczka zalewa się łzami.
Ja...Po prostu bardzo ją lubie. A ona? Czy ciągle chce bym był przy niej? Po tym co jej ciągle robię? Po tym jak ją ranie? Tak bardzo chcę być przy niej, nawet gdyby to oznaczało, że muszę się poświęcić.-----------------------------------------------------------------
1155 słów
CZYTASZ
Youngers World
Mystery / ThrillerZastanawia mnie tylko jedno. Czy oni wszyscy na to zasłużyli? Zniknęli, każdy dorosły. Co do jednego. A najgorsze jest to, że zostawili po sobie tylko wspomnienia... Czy zrobili to świadomie? Czy wiedzieli? Zagadki, tajemnice, emocje i przygody. Za...