Vanessa siedziała na krześle i przesuwała długopis w rękach. Wyraźnie czuła jego każdą, nawet najmniejszą, nierówność.
Kobieta westchnęła. Nieważne, ile czasu spędziłaby na badaniu powierzchni przedmiotu, nadal nie wiedziałaby, jakiego on jest koloru i czy ma jakieś napisy. I pomyśleć, że wystarczyła sekunda opóźnienia, żeby zmienić całe jej życie.
Żałowała, że nie zamknęła wtedy od razu oczy, gdy usłyszała krzyk Kendry. Żałowała, że chwilę zwlekała. Jej mlecznobiałe oczy idealnie pokazywały, ile ją ten błąd kosztował.
W głębi duszy wiedziała, że Raxtus nie da rady jej uleczyć, jednak trzymała się nadziei do samego końca. A kiedy okazało się, że Źródło dało radę uzdrowić rany Setha zadane Srogim Ostrzem, miała wrażenie, że to było zbyt piękne, by było prawdziwe.
I miała rację. Magia Źródła nie była w stanie przywrócić jej wzroku. Pozostało jej jedynie nauczyć się na nowo żyć posługując się innymi zmysłami.
Ale mimo, że od tamtego zdarzenia minął już rok, ona nadal nie przyzwyczaiła się do funkcjonowania bez możliwości zobaczenia świata. Jedynie chodzenie nie sprawiało jej zbyt wielu kłopotów.
Ktoś, kto ją bardzo dobrze znał, mógłby powiedzieć, że jej nie poznaje. Vanessa w niczym nie przypominała już tej silnej kobiety, którą była wcześniej. Po nieudanej próbie uzdrowienia przez Źródło, narkobliks się załamała i poddała. Mimo wszystko jednak starała się pokazać, że jest zupełnie inaczej, chociaż wszyscy znali prawdę.
Kobieta odłożyła długopis na stół, oparła o niego łokcie i położyła głowę na dłoniach. Najbardziej brakowało jej uśmiechu Warrena i błysku w jego oczach, kiedy rzucał się na kolejną ryzykowną i najpewniej samobójczą misję, żeby wszystkich uratować.
— Cześć, kochanie. — cichy szept dotarł do uszu Vanessy i po chwili obok niej usiadł Warren, obejmując ją. — Wszystko dobrze?
Narkobliks mruknęła potwierdzenie w odpowiedzi.
— Ale jesteś świadoma, że wszyscy i tak zauważyli, że nie jesteś już taka jak dawniej i że coś cię dręczy?
Kobieta prychnęła.
— To skoro to widać, to po jaką cholerę się pytasz?
— Bo chciałbym to usłyszeć od ciebie. — mężczyzna chwycił ją za dłonie i zmusił do spojrzenia w jego kierunku. — Van, co się dzieje? Naprawdę się o ciebie martwię.
Troska w jego głosie była aż nadto słyszalna.
— Warren, nie mam ochoty na rozmowę.
— Ale ja mam. Wiesz, że Ruth zaczęła rozdawać mieszkańcom rezerwatu naleśniki? Satyrowie uzależnili się niemal od razu.
Vanessa parsknęła śmiechem.
— No dobra, niech ci będzie. Powiem ci. Ale nie zanudzaj mnie opowieściami o naleśnikach. — kobieta odwróciła wzrok od towarzysza. Przez chwilę milczała, po czym westchnęła.
— Mam wrażenie, że tylko wam przeszkadzam — powiedziała w końcu, bawiąc się zapinką zegarka na ręce. — Nie mogę się wam do niczego przydać. I wiem, że chcecie mnie wesprzeć poprzez zajmowanie się moimi zwierzętami, ale one sprawiają wam tylko problemy. Czasami myślę, że lepiej by było, gdyby jakiś smok mnie zabił.
Vanessa usłyszała, jak jej chłopak wciąga gwałtownie powietrze.
— Vanesso, chyba zwariowałaś.
Kobieta wzruszyła ramionami.
— Mówię tylko, jak jest. I myślę, że w głębi duszy każdy z was tak uważa.
— Nie mam pojęcia, skąd takie coś przyszło ci do głowy. — głos Warrena był stanowczy, kiedy ponownie zmusił kobietę do zwrócenia się w jego stronę. — Van, my wszyscy chcemy ci pomóc, ale nie pomaga fakt, że nas odtrącasz.
— Nie potrzebuję waszej pomocy.
— Tylko dlatego, że się poddałaś. Ale ja nie mam zamiaru patrzeć, jak popadasz w coraz większą depresję.
— Nawet jeśli, co takiego niby możecie zrobić? Wzroku mi raczej nie przywrócicie.
— Nie, ale możemy pomóc ci na nowo nauczyć się żyć. Wkrótce wszystko z powrotem się ułoży. Po prostu mi zaufaj.
— Warren...
— Zaufaj mi — powtórzył mężczyzna, a coś w jego głosie sprawiło, że kobieta zamilkła. Tak wielką pewność w jego głosie słyszała tylko parę razy.
Vanessa poczuła, jak w jej oczach zaczynają gromadzić się łzy. Wiedziała, że Warren miał rację, wiedziała, że za wcześnie się podała, ale dopiero teraz do końca sobie to uświadomiła.
Kobieta pokiwała głową, czując, jak po policzkach płyną jej łzy. Nie widziała tego, ale była niemal pewna, że w tym momencie twarz mężczyzny rozjaśnił uśmiech.
— Dziękuję — powiedział cicho, zanim złączył ich usta w pocałunku.
CZYTASZ
Zbiór baśnioborskich one shotów
FanfictionNo one shoty z uniwersum Baśnioboru i Smoczej Straży Spis treści: ~Zabójca olbrzymów [Ronodin] ~Niedoceniany [Knox] ~Never give up [Paprot/Brackendra] ~W pułapce [Eva/Seva] ~Trust me [Vanessa/Warrenessa] ~Ten jeden błąd [Ronodin] ~White rose [Paprot...