Ten jeden błąd

161 8 1
                                    

Kiedy kroki Kendry i eskortujących ją wróżek ucichły, Ronodin upadł na kolana, przygnieciony ciężarem wyrzutów sumienia i cierpienia. Z trudem nałożył na siebie czar sprawiający, że nikt go nie widział i nie słyszał, zanim z jego oczu popłynęły łzy. Przez lata zdążył zapomnieć o tym zdarzeniu i nauczył się ignorować wyrzuty sumienia, ale gdy Kendra o tym wspomniała, wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. Stare blizny ponownie się otworzyły, zalewając jednorożca falą bólu tak silnego, jak jeszcze nigdy. Łzy płynęły mu po policzkach i kapały na ziemię, przynosząc tylko minimalną ulgę.

To przez niego Król Wróżek został pojmany przez Gorgroga. Przez jego cholerne błędy.

Chciał dobrze, bo jakżeby inaczej? Ale spieprzył wszystko. Wszystko.

Gdyby tylko zrobił to tak, jak mu kazał wujek. Gdyby tylko odniósł tę cholerną Rochiskazę na miejsce.

Ale nie. Za bardzo się bał. Był cholernym tchórzem. Wolał stać się mrocznym jednorożcem, odciąć się od rodziny i przyjaciół. Odciąć się od tych, których kochał.

Nienawidził siebie za to. Tak cholernie się za to nienawidził. Ciotka przyjęła go do siebie po tym, jak jego ojciec umarł. Opiekowała się nim, wspierała go. Tak samo Paprot.

A on sprowadził na nich nieszczęście. Odciął ich od ojca i męża. Sprawił, że jego kuzyni musieli żyć bez ojca.

A teraz dodatkowo przejął Krainę Wróżek. Dlaczego? Dlaczego to zrobił?

Po paru minutach ból serca zelżał, ale z oczu Ronodina nadal ciekły łzy. Czuł, że ma coraz większe mdłości.

Chciał to wszystko zakończyć. Zginąć, zrezygnować z istnienia na tym świecie i na zawsze odciąć się od bólu.

Ale nie potrafił. Nie miał odwagi tego zrobić. Uśmiechnął się gorzko do siebie. Był tak wielkim tchórzem, że nawet nie potrafił się zabić. Nie potrafił targnąć się na swoje życie, bo brakowało mu odwagi.

Ból rozdzierał go od środka. Z każdą kolejną łzą czuł się coraz gorzej, coraz bardziej rozbity. Czuł, jakby sztylet wbijał mu się w klatkę piersiową, chociaż ból, jaki przeżywał, był nieporównywalnie większy.

Ronodin zamknął oczy i ze złością i żalem uderzył pięścią w ziemię. Ból rozchodzący się po ręce na chwilę złagodził ten gorszy, psychiczny rodzaj bólu.

Łzy nadal ciekły na ziemię, a mroczny jednorożec nie wiedział już czy spędził w tej pozycji pięć minut, czy parę godzin. Czas zlewał się w jedną całość i nie miał znaczenia.

Zostanie ukarany. To było pewne. Nie zdoła utrzymać tej władzy, czuł to całym sobą.

Miał nadzieję, że go zabiją. Że stwierdzą, że za dużo szkód wyrządził i to było jedyne wyjście, żeby już nie przeszkadzał. Jeśli on tego nie umiał zrobić, niech zrobi to ktoś inny.

Chociaż szczerze mówiąc, Ronodin już był martwy. Wewnętrznie. Ból i cierpienie, którego doświadczył po przybyciu Kendry, zabiło w nim wszystko. Nie zostało nic, żaden cel, żadna nadzieja. Tylko wielka pustka.

Ból serca przerodził się w lekkie łaskotanie. W brzuchu zżerało go ze stresu. Gardło miał zaciśnięte i z trudem oddychał. Mało brakowało, a by zwymiotował.

Czuł się fatalnie. Wymęczony, targany sprzecznymi emocjami.

Ronodin zacisnął oczy i wziął parę głębokich wdechów, starając się uspokoić. Nie czas rozpominać stare czasy. Nie czas martwić się o nowe. Czas, żeby działać i cieszyć się tą częścią życia, która mu została.

Zbiór baśnioborskich one shotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz