Light in the dark

160 9 3
                                    

Maszerował ulicami miasta. Ręce trzymał w kieszeniach i zaciekawionym wzrokiem rozglądał się po okolicy. Zawsze interesowali go śmiertelnicy i ich życie. Byli dla niego fascynujący.

Nie patrzył na chodnik przed sobą, tylko przyglądał się autom pędzącym po drodze. To sprawiło, że niemal wpadł na dziewczynę, która niespodziewanie wybiegła z mieszkania obok. Zachwiał się, ale mimo wszystko zdołał utrzymać równowagę, w przeciwieństwie do śmiertelniczki, która wywaliła się na chodnik.

- Nic ci nie jest? - spytał, lekko zaniepokojony. Wyciągnął w jej stronę rękę, żeby pomóc jej wstać.

- Nie, dziękuję - odparła, kiedy już podniosła się z ziemi i otrzepała ubrania. Rzuciła szybko spojrzenie na towarzysza. - Jest pan nowy w mieście?

Zaskoczyło go to. Nie sądził, że aż tak się wyróżnia.

- Tak, dopiero przyjechałem.

- Może potrzebuje pan przewodnika? - dziewczyna posłała mu uśmiech.

- Nie, nie trzeba.

- Nawet nie musi pan płacić. Oprowadzanie ludzi po najciekawszych miejscach to moje hobby.

Chciał po raz kolejny odmówić, ale optymizm śmiertelniczki był zaraźliwy.

- No dobrze, prowadź. - uśmiechnął się do niej.

Uśmiech na twarzy dziewczyny się poszerzył. Zaczęła prowadzić go tymi samymi ulicami, co wcześniej podążał samotnie. Opowiadała różne ciekawostki na temat budynków, polecała najlepsze restauracje i kawiarnie. Zeszło im na tym ze dwie godziny, słońce zaczęło już powoli zachodzić. Zwiedzanie dziewczyna zakończyła przy miejskim parku.

- Mam nadzieję, że zachęciłam pana na dłuższe pozostanie w naszym mieście - oznajmiła, uśmiechając się. Przez całą wycieczkę uśmiech nie schodził jej z twarzy, a teraz stał się nawet szerszy.

- Każdą osobę tak oprowadzasz? - zainteresował się.

- Hm, może nie każdą, ale jak spotkam kogoś nowego, to mu to proponuję. A czy mogłabym panu mówić po imieniu? Bo wydaje mi się, że jesteśmy mniej więcej w tym samym wieku.

Uśmiechnął się lekko. Dobrze wiedział, że jego wygląd nie ukazuje tego, ile naprawdę ma lat.

- Oczywiście. Jestem Ronodin - odparł, wyciągając w jej stronę dłoń.

- Dosyć nietypowe imię - stwierdziła, ściskając ją.

- Moi rodzice byli dosyć oryginalni. - od zawsze wiedział, że jego imię dziwi śmiertelników. Zazwyczaj przedstawiał się jakimś fałszywym imieniem, ale teraz nabrał dziwnej ochoty, żeby przedstawić się tym prawdziwym.

Dziewczyna się uśmiechnęła.

- Ja jestem Colette. Miło było cię poznać, Ronodinie. Do zobaczenia. - odwróciła się i pomaszerowała z powrotem ulicami, a mężczyzna powoli i z uśmiechem na ustach skierował się w stronę swojego obecnego mieszkania.

~★~

Mroczny jednorożec nie sądził, że jeszcze zobaczy Colette. Jednak, ku jego zaskoczeniu, natknął się na nią już ledwie tydzień później w jednej z kawiarni, które mu polecała. Uśmiechnął się do niej, a ona owy uśmiech odwzajemniła. Niemalże od razu zniknęła jednak w kuchni, więc nie mieli okazji zamienić słowa.

Ronodin usiadł przy stoliku i zamówił kawę. Po dostaniu zamówienia nie zdążył nawet upić dwóch łyków, kiedy na miejsce naprzeciwko niego niemalże wskoczyła Colette.

Zbiór baśnioborskich one shotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz