3. Amelia

423 25 0
                                    

Wsypuję do kubka czarną zmieloną kawę i zalewam ją wrzątkiem. 

Kupiłam ekspres, ale go nie używam. W szkole średniej nauczyłam się pić kawę z fusami i tak mi zostało. Pomyśleć, że my, Polacy, jesteśmy jednym z niewielu narodów, który wciąż jeszcze pija taki napar. W Hiszpanii czy we Włoszech ludzie mają kawiarki indukcyjne, wyglądające jak małe czajniczki, które służą do zaparzania kawy, i codziennie za ich pomocą zaparzają w bardzo tani sposób prawdziwe espresso. Ale my nie. Jeżeli nas nie stać na ekspres, przeważnie parzymy fusy w szklance. Gdy byłam nastolatką, to nawet te fusy zjadałam. Teraz biorę je do peelingu, więc mam chociaż wytłumaczenie dla swojego zachowania. Ale to nie jest istotne. Ważne jest to, że kawa mnie pobudza i sprawia, że jakoś funkcjonuję. 

Jeszcze. 

Od kilku dni wyglądam jak menel. Przetłuszczone włosy, rozmemłany szlafrok, zarośnięte nogi. Patrzę sama na siebie z niesmakiem. Nie poszłabym ze sobą do łóżka. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek tak się zapuściła. 

Upijam łyk kawy, przypominając sobie, że ja przecież piję kawę z mlekiem. Ale nie mam mleka, bo nie kupiłam. Mam za to syf w mieszkaniu. Przejeżdżam wzrokiem po plamach na kafelkach i stercie prania, które czeka, aż je wyprasuję. Naprawdę mam bajzel... Wzdycham ciężko. Będę musiała posprzątać.Od kilku dni siedzę w mieszkaniu zaryglowana na cztery spusty, nie sprawdzam maili i nie odbieram telefonów. Zamawiam tylko jedzenie na wynos i zażeram swoje smutki. Moje życie rozsypało się na kawałeczki wraz z informacją, że inwestor zrezygnował. Mój niedoszły wspólnik nie miał nawet czelności powiedzieć mi tego w twarz. 

Na dworze jest mróz. Aż strach wyglądać na balkon, a drzwi wejściowe otwieram tylko wtedy, kiedy muszę, czyli aby odebrać jedzenie lub pocztę.A mówiąc o poczcie. Spoglądam na dużą tekturową kopertę, którą przedwczoraj przyniósł mi kurier. Musiałam potwierdzić dowodem osobistym jej odbiór. Dostałam list z W&P, przyszedł z samego Nowego Jorku. Ha, dobre sobie, nawet nie otwieram, bo wiem, że nie znajdę tam nic innego jak tylko odmowę współpracy. Jakiś czas temu zgłosiłam się do ich nowej kampanii reklamowej. Po co się dołować? Może od razu wyrzucę to do kosza? 

Podchodzę do półki na listy i chwytam tę przesyłkę w ramach demonstracji buntu. Człapię do kuchni i kiedy już chcę ją wrzucić do kubła, mam wrażenie, że koperta pali mnie w dłoń. Coś podobnego! Spoglądam na nią srogo – jakieś dziwne fluidy mi wysyła, franca jedna.

Zdenerwowana warczę jak pies i mnę ją w dłoniach, aż rozdzieram gruby papier. Zdaję sobie sprawę, że wyżywanie się na rzeczach materialnych nie jest dobrą formą terapii na zszargane nerwy, ale jestem tak rozbita, że zachowywanie się jak wariatka przychodzi mi całkowicie naturalnie i wcale się tym nie przejmuję.Ze sztywnej koperty wysypują się na podłogę dokumenty... No pięknie, teraz jeszcze narobiłam sobie większego bałaganu. Wzruszam ramionami i patrzę na to z niesmakiem. Kątem oka zauważam bilet lotniczy. Na dzisiaj.

 Dokładnie za cztery godziny mam lot do Nowego Jorku. 

Co jest, do jasnego wafla? 

Pospiesznie podchodzę do rozsypanych dokumentów, zbieram i wygładzam je. I czytam. Po angielsku. 

Szanowna pani Amelio,jako notariusz pana Williama Paca pragnę poinformować panią o odczytaniu testamentu, które odbędzie się 16.01.2022 w rodzinnej rezydencji. Jak się pani domyśla, informacja ta zostaje do pani wysłana, gdyż Matthew Pac oraz pani jesteście jedynymi spadkobiercami majątku zmarłego. W kopercie załączam potrzebny bilet lotniczy na pani nazwisko, wizę, niezbędne dane kontaktowe i adresowe oraz według woli zmarłego zaproszenie do jego rodzinnego domu na ten czas.Bardzo proszę o potwierdzenie przybycia, gdyż jest to szalenie ważne dla dobra całej sprawy. 

Z wyrazami szacunkuAaron Willson 

Że, kurwa, co? Robię tak wielkie oczy, aż bolą mnie oczodoły. Spoglądam w szoku na numer kontaktowy.Nie wierzę w to, co czytam.To chyba jakaś pomyłka.Albo ponury żart.

Przeglądam to wszystko kilka razy i nadal nie ufam własnym oczom. Na bilecie lotniczym widnieją moje dane, więc to nie może być pomyłka. Jednak nic z tego nie rozumiem. Jak to możliwe, że TEN William Pac, ten, który ma jedną z najwyżej postawionych marek na świecie, zaznaczył mnie w testamencie? Przecież to nawet nie jest logiczne.Jestem skołowana do tego stopnia, że siedzę rozkraczona na podłodze, otwieram i zamykam usta, nie wiedząc, co mam zrobić. Wyglądam teraz niczym karp przed Bożym Narodzeniem. I chyba też tak się czuję. 

Ja, Amelia Werner, całkowicie obca mu osoba, zostałam zaznaczona w jego testamencie tuż obok boskiego Matthew.Przełykam ślinę i jeszcze raz wertuję wszystkie dokumenty, pełna obaw i niedowierzania. Fukam raz po raz i rozkładam dłonie. Jeżeli ktoś podrobił te papiery, to naprawdę dobrze się postarał, bo wygląda na to, że faktycznie przyleciały z Nowego Jorku.Muszę sprawdzić ich autentyczność. Przecież nie polecę na drugi koniec świata, łudząc się, że to prawda. 

Chwytam za telefon, by zadzwonić do Artura. Trochę mi głupio po tym, jak go potraktowałam, ale jest jedyną osobą, która może mi coś podpowiedzieć. 

Pół godziny później Artur jest już u mnie. Chyba wyczuł interes, a może po prostu miał czas. Ledwie zdążyłam wziąć prysznic, więc tak szybkie przybycie mnie zaskakuje. Na szczęście nie reaguje na bałagan w moim mieszkaniu. 

– Amelio, pokaż, co tam masz – mówi natomiast i mimowolnie zagląda w rozchylone poły szlafroka, pod którym nie mam zupełnie nic, przez co odczuwam skrępowanie. 

Spoglądam na niego krzywo i podaję mu wszystko, co otrzymałam. 

Artur przegląda w zamyśleniu papiery, mówi, że musi je zweryfikować i chwilę to potrwa. Korzystam więc z okazji i idę spakować najpotrzebniejsze rzeczy. To może i szaleństwo, ale mam zamiar zacząć się szykować. Jeżeli to prawda, nie ma czasu na zwłokę.Kilkanaście minut później już spakowana wyglądam z sypialni i widzę, że Artur wciąż rozmawia przez telefon po angielsku. Jest ożywiony i zaniepokojony, co można zauważyć w mowie jego ciała. W ręku ściska klucze od samochodu, aż bieleją mu knykcie. Krąży po pomieszczeniu nerwowym krokiem. 

Wchodzę do salonu, siadam na brązowej kanapie z zamszu. Artur pokazuje mi palcem, że potrzebuje jeszcze minutki, i po chwili kończy rozmowę. 

– Czego się dowiedziałeś? 

– Spadek jest autentyczny, jesteś do niego wpisana. Nie znam treści, do otwarcia testamentu jest poufna. Nie chcieli udzielić mi żadnych informacji – odpowiada gniewnie. – Gdybym miał czas, poleciałbym z tobą. Nie podoba mi się to wszystko, skoro nie znasz tych ludzi osobiście. Pamiętaj, by w razie potrzeby dzwonić. Dobrze? – Patrzy mi uważnie w oczy i czeka, aż potwierdzę, że zrozumiałam. 

– Tak.– Musisz na siebie bardzo uważać. – Rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie. – Ktoś będzie na ciebie czekać na lotnisku i zawiezie cię do rezydencji Paców. Powinnaś już teraz zamówić sobie lot powrotny, byś nie koczowała na lotnisku. Bilet niestety jest tylko w jedną stronę. 

– Przydadzą mi się wakacje, więc wynajmę sobie na kilka dni jakiś hotel i zwiedzę to miasto. Dzięki za wszystko – szepcę skonsternowana i czekam, aż się zbierze, by wyjść. 

– Zabukuj lot, koniecznie – mówi, po czym zostawia mnie samą. 

NA ROK (SPADKOBIERCY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz