11

12 1 0
                                    

Siedziałam na historii, tupiąc cicho nogą. Myślałam tylko o wcześniej umówionym z Tracy wypadzie na rowery. Ona miała
Pojazd, ja akurat nie, ale na szczęście jej mama powiedziała, że pożyczy mi swój.

Po lekcjach wyszłam, ze szkoły, gładko stąpając po ziemi. Szłam prosto i nie zatrzymywałam się, a jak na mnie to nie mały wyczyn.

Z dziewczyną miałam się spotkać pod jej domem.

Spoglądałam wzrokiem na stojącą obok budynku Tracy, ubraną w biały koronkowy top na ramiączkach i czarne sztruksowe spodnie, na jej szyi wisiały świecące się perły. Miała lekki makijaż, rozświetlacz na czubek nosa i kąciki oczu, róż na policzkach, kreski eyelinerem i błyszczyk na ustach.

Uśmiechnięta trzymała dwa rowery po obu stronach.

- Ten jest twój. - Odparła i przekazała mi do ręki niebieski rower z cienkimi oponami. - A ten jest mój. - Postawiła ręce na kierownicy swojego czarnego pojazdu z koszyczkiem z przodu.

Obniżyłam lekko siodełko, po czym wygodnie na nim usiadłam.

- Gdzie jedziemy dokładnie? - Zapytałam chwytając za kierownicę.

- Jest takie jedno miejsce. - Uniosła głowę do góry patrząc w niebo. - Zobaczysz jak dojedziemy. - Zaśmiała się. - Jedź za mną. - Pogoniła mnie.

Wsiadłyśmy na rowery i ruszyłyśmy.

Tracy zapierdalała jak pojebana, gdy ja na spokojnie wlokłam się za nią.

- Szybciej! - Krzyknęła do mnie obracając głowę do tyłu.

Wywróciłam oczami, i tak jak mi kazała, lekko przyspieszyłam, pozostając nieustannie w tyle.

Wiatr powiewał mi we włosy, które dzięki czemu wpadały mi do ust, a ja musiałam je wypluwać i odgarniać, więc nieco zbaczałam z trasy, zatrzymując się.

- To już zaraz. - Powiedziała Tracy gdy tylko ją dogoniłam.

Zobaczyłam jezioro, z pomostem z drewnianych desek, dookoła mieściły się wysokie drzewa, które  się minimalnie kołysały na wietrze, a z ich koron spadało regularnie kilka liści co około trzydzieści pełnych sekund.

- Tu jest tak masakrycznie ładnie. - Zabrało mi dech w piersiach.

- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak to miejsce wygląda o zachodzie słońca. - Wyszczerzyła zęby, rechocząc pod nosem.

Podeszłam bliżej wody, a moje włosy łagodnie powiewał wiatr. Kilka osób, siedziało na piasku, rozmawiając, a obok nich znajdowała się Kobieta na oko czterdziestoletnia z Golden Terrierem, na smyczy, po czym pochyliła się nad nim i odpięła ją, tym samym puszczając go luzem. Był słodki, merdał ogonem, kopał w piasku, następnie pobiegł pluskać się na brzegu jeziora.

Uśmiechnęłam się na jego widok, wypełniłam się słodkością. Zwierzak był taki wesoły. Przeciętny człowiek nie byłby tak szczęśliwy na widok jeziora, a on to tak doceniał, mimo że psy podobno nie myślą, to jestem przekonana że ten jednak to potrafił.

- Patrz jaki słodki psiak! - Odparłam rezolutnie po kilkunastu sekundach oglądania go, pokazując głową w jego stronę. - Tak merda tym ogonem. Sama słodycz. - Złożyłam ręce jak do modlitwy przykładając je do podbródka.

- Wyobraź sobie, że teraz do ciebie podbiegnie i rozszarpie na kawałki. - Roześmiała się niepokojąco.

Pozostawiłam to bez komentarza, przewracając oczami i kręcąc głową.

- Tam jest knajpka. - Wskazała palcem na drewniany domek, obok którego mieściły się stoliki z krzesłami. - Chcesz coś zjeść? - Zaproponowała łagodnie.

Plane To Heart Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz