Problem

227 8 5
                                    

Ifrit...

Ifrit dlaczego...

„IFRIT DLACZEGO!!!" Krzykną w stronę starszego ghoula. „Dewy ty naprawdę nie rozumiesz?" „Nie nie rozumiem do cholery" Odpowiedział zirytowany. „nie boisz się Dewbug?" „cholernie się boje ale to nie powód żeby..." Dewdrop zrobił ochronny krok w tył ale ognisty ghoula był szybszy i złapał go za rękę. „chodź ze mną Honeydew" „C-CO?!" „oboje dobrze wiemy że w tym kościele nie czeka nas przyszłość, zrozum że dla siostry jesteśmy niczym Dew, jesteśmy jej sługami" Powiedział stanowczo wyższy. „Na pewno coś da się zrobić Ifrit..." Próbował go przekonać ale szybko mu przerwał. „Myślisz że nas nie zabije? Myślisz że po zabiciu wszystkich trzech braci Emeritus nagle coś jej się odwidzi i powita nas z otwartymi ramionami?" Warkną w moją stronę. „Nie Dewdrop, ona nas wykończy tak jak Terzo, tak jak Secondo, tak jak Primo, zrozum że my się tutaj nie liczymy i jeśli teraz nie uciekniemy to nigdy tego nie zrobimy." Powiedział Ifrit coraz bardziej zbliżając się do niższego. „I co potem Ifrit, uciekniesz i co potem? Wylądujesz na ulicy i umrzesz z zimna lub z głodu." Odsyknął w jego kierunku, zaczął się powoli wycofywać aż jego plecy uderzyły o ścianę, światło lekko zardzewiałej latarni oświetlało drogę za ghoulem który stał centralnie przed nim. „lepsze to niż tortury siostry Imperator Dewdrop. Zrozum to że..." „zostawiasz mnie, mieliśmy trzymać się razem" „Nie opuszczam cię Dew, chodź ze mną... Chodź z nami, Omega, Alpha, Zephyr, Earth i ja. Całym naszym stadem." Ifryt był piękny. Kruczoczarne włosy lekko sięgające mu do ramion, lekko zakręcone idealnie podkreślały jego białą jak śnieg cerę tworząc oszałamiający kontrast na tle zimowego krajobrazu.„A-Ale" Jego głos powoli się łamał, miałem już dosyć, byłem zmęczony. „Żadnych ale Firefly, wyrusz z nami, ty i ja, ogień i woda przeciwko całemu światu, na zawsze razem, i już nigdy nas nic nie rozdzieli..." .Wyciągną w moją stronę powoli rękę, już miałem ją złapać gdy nagle usłyszeliśmy odgłosy kruszonego śniegu i głośnych rozmów. „Ifrit j-ja tak nie mogę ja..." Nie było już czasu na zastanowienia. Ifrit sięgną do kieszeni swojej kurtki i podał mu skrawek papieru. „Masz weź to" Podał mi zgnieciony papierek.„jak coś złego się stanie tobie albo inny, zadzwoń a ja zawszę odbiorę, nie ważne gdzie będe." „Kocham cię Honeydew" Odgłosy się nasiliły a zanim się zorientowałem Ifrita już nie było. Straciłem go. Ścisnąłem mocno kartkę papieru i ruszyłem w stronę hałasu. Łzy powoli spływały mi po policzkach.

Obudził się przykryty lekkim kocem. Trzęsąc się jakby zależało od tego czyjeś życie. Nie mógł przestać płakać. Żołądek skręcał się na wszystkie strony. No tak. Znowu ten sam sen. Ten sam koszmar z przed trzech lat. Nadal żałuję że nie był wtedy odważniejszy i nie uciekł wraz z nimi. Że tamtego dnia został wraz z Aetherem i Mountain w tym przeklętym Ministerstwie.

Mimo dużego bulu w podbrzuszu, Dewdrop zmusił się do wstania z łóżka. Od razu tego pożałował i szybko pobiegłem w stronę toalety. Żołądek od razu wyrzucił z siebie całą zawartość. Czuł jakby miał zaraz wyrzygać własną wątrobę, na szczęście po chwili w miarę mu przeszło i mógł normalnie wstać.

Po szybkim umyciu zębów i ubraniu się w wygodne dresy, ruszył w stronę kuchni. Od razu po przekroczeniu progu w oczy rzucił się sposób w jaki Rain ocierał się o Aether na kanapie w pokoju wspólnym. Normalnie byłoby w porządku gdyby nie to, że od mniej więcej roku on i Aether są razem. Jest zazdrosny o sposób w jaki Aether traktuje Raina. W ich oczach widać czystą miłość. Gdy Aether jest z Dewdrop widać tylko samo podniecenie. Ani grama prawdziwego uczucia. Mimo wszystko i tak do niego szedł, jak ćma w ogień.

Postanowił to zignorować, w końcu to nie pierwszy raz, i ruszył dalej (całe szczęście nie zauważony) do kuchni. Szybko wziął sobie trochę resztek z wczorajszej kolacji i zaparzył sobie szybką poranną kawę. Spojrzał za okno i ujrzał piękny letni dzień. Słońce w niesamowity sposób oświetlało całe ministerstwo a na dworze kątem oka można było dostrzec bawiące się rodzeństwo grzechu. Dzień zapowiadał się wręcz idealny.

Ghost band one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz