ROZDZIAŁ 1

51 5 0
                                    

Właśnie zakończyłam pewien etap swojego życia. Wyszłam z ogromnego budynku zbudowanego w klasycznym stylu. Wyglądał jak większość szkół prywatnych z filmów dla nastolatków. Ogromny dziedziniec, bogate wyposażenie. Dla większości, czyli dla bananowych dzieci, ta szkoła spełniała jedynie minimalne standardy. Uczęszczały do niej dzieci sławnych polityków, lekarzy czy osób posiadających wysoką rangę w tym kraju. Dla niektórych szkoła ta była szansą na lepsze życie, rozwój kariery i osiągnięcie czegoś wielkiego.

Wśród tych wszystkich uczniów znajdowałam się także ja- Charlotte Abrams. Zakończenie nauki w tym miejscu sprawiło, że poczułam się jakby z ramion właśnie spadł mi ogromny ciężar. Miałam serdecznie dość tego toksycznego środowiska, nastolatków nagadujących samych na siebie, wyśmiewających biedniejszych czy po prostu „innych". Nie chciałam już więcej udawać, byleby przetrwać i nie zostać ośmieszonym przy całej szkole. Nawet nie chciałam tam być. Prestiżowe liceum sprawiało, że moi rodzice wymagali ode mnie jeszcze więcej- udział w dodatkowych zajęciach, lekcje przygotowujące do egzaminów wstępnych na prawo, nieskazitelne oceny i doskonała średnia końcowa.

Dlatego teraz stałam przed bramą wjazdową do budynku, trzymając w ręce świadectwo z paskiem i dyplom ukończenia szkoły średniej.

Rozejrzałam się wokół siebie. Zauważyłam grupki popularnych dziewczyn upamiętniających ten wielki dzień, szoferów podjeżdżających po niektórych uczniów. Dało się także dostrzec rodziny gratulujące swoim dzieciom. Niestety był to rzadki widok w tej szkole, pewnie dlatego więc sprawił lekki uśmiech na mojej twarzy.

Stałam też ja- sama, bez członków rodziny, bez znajomych poznanych w ciągu tych kilku lat. Czy było mi przykro? Trochę tak, jednak te myśli zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Im mniej byłam przywiązana do tego miejsca, tym łatwiej było mi się z nim rozstać. Podczas mojej edukacji byłam dosyć popularna, sama nie wiedziałam dlaczego, jednak nigdy nie trzymałam się z innymi popularnymi dziewczynami. Wolałam stać na uboczu, omijając szerokim łukiem zawiść i zazdrość powszechnie występującą na tym terenie.

Spojrzałam ostatni raz, zapamiętując każdy szczegół. Byłam pewna, że po latach szkoła ta wywoła u mnie dobre wspomnienia. Przypomni o tym jak udało mi się wyrwać z tego świata, w którym nie chciałam żyć. I do którego nie pasowałam. A przynajmniej miałam nadzieję by to osiągnąć, bo przede mną była jeszcze długa i kręta droga by sięgnąć tego celu.

Odwróciłam się i wsiadłam do samochodu, który właśnie po mnie podjechał. Był, typowo, czarny, a szofer nosił garnitur i czarne okulary, nawet gdy promienie słońca nie zawadzały mu podczas jazdy. Moi rodzice byli bardzo surowi co do moich stosunków ze „służbą", jak to oni mieli w zwyczaju mówić. Ja jednak nigdy tak nie myślałam. Victor- mój szofer, okazał się świetnym kompanem do porannych rozmów przed szkołą. Często polepszał mi humor swoimi głupimi żartami i powiedzonkami, za co byłam mu wdzięczna. Jako jeden z niewielu okazywał w stosunku do mnie ludzkie odruchy i dbał o moje uczucia. Mogłabym powiedzieć, że był tak jakby moim przyjacielem. Nie mówiłam mu nigdy o moich problemach dokładnie, jednak gdy tylko widział że byłam smutna, robił wszystko by na mojej twarzy pojawił się chociaż cień uśmiechu.

Można powiedzieć, że wspieraliśmy siebie nawzajem. Od kiedy zaczęliśmy naszą znajomość, kibicowałam mu gdy zdawał egzaminy i starałam się wspierać jak najbardziej mogłam. Victor był tylko kilka lat starszy ode mnie. Zatrudnił się u moich rodziców tuz po osiągnięciu pełnoletności by dorobić. Jednocześnie cały ten czas studiował, za co bardzo go podziwiałam. Do ukończenia jego wymarzonych studiów pozostało mu już tylko kilka egzaminów końcowych, o które byłam pewna, że zda celująco.

- Cześć- odezwał się blondyn, obserwując mnie w lusterku spod ciemnych okularów.- Jak zakończenie?

- Dobrze- odpowiedziałam lekko wzdychając. Podniosłam swoje świadectwo i machnęłam nim, chociaż nie miałam pewności, że chłopak to zauważył.- W końcu zakończyłam tę szopkę.

When the sun comes down [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz