Kierowca jechał jeszcze przez kilka minut, po czym skręcił w boczne uliczki. Zaparkował tuż przy podjeździe, więc gdy tylko wysiadłam z auta, zobaczyłam dom w pełnej odsłonie. Wyglądał trochę inaczej niż go zapamiętałam. Elewacja była odświeżona i pomalowana śnieżno-białą farbą. Na ganku znajdowała się huśtawka i pufy. Do samego domu prowadziła dróżka z szarych kamieni. Wszędzie były rośliny, dosłownie. Rosły koło dróżki, były posadzone tuż przed gankiem, a także znajdowały się w doniczkach i umiejscowione były na parapetach. Wszystko to sprawiało, że można było wyczuć rodzinną, spokojną atmosferę. W tamtym momencie byłam kompletnie zmylona i nie wiedziałam co sądzić o cioci. Możliwe, że cały wygląd domu to tylko pozory i tak naprawdę czeka mnie istne piekło.
Odwróciłam się szukając drogi ucieczki. Niestety kierowca już odjechał i nawet nie zdążyłam mu podziękować za przyniesienie walizki. Wzięłam głęboki oddech i wolnym krokiem posunęłam się w kierunku drzwi wejściowych. Gdy już się przy nich znalazłam, odczekałam kilka sekund. Nie zauważyłam żadnego dzwonka, więc zapukałam kilkukrotnie. Na początku nikt nie otwierał, przez co przeszło mi przez myśl, że może nikogo nie ma w środku.
Moje wątpliwości zostały jednak szybko rozwiane. Przede mną stała w pełnej okazałości Teresa Hughes. Przełknęłam nagromadzającą się ze stresu ślinę gdy tylko zobaczyłam kobietę lekko po trzydziestce, patrzącą dumnie przed siebie z miną którą doskonale znałam. Taką samą jaką nosiła na co dzień matka. Mimo to z wyglądu były różne. Miała rude włosy, podczas gdy moja matka brązowe. Ciotka miała także emeraldowe oczy, moja matka była brązowooka.
Kobieta po chwili popatrzyła się za mnie, jakby czegoś szukała. Najwidoczniej tego nie znalazła, bo po chwili wyraz jej twarzy zmienił się na szczęśliwy. Byłam w takim szoku, że na początku nie zarejestrowałam, że ciocia przytuliła mnie ciasno w niedźwiedzim uścisku.
- Czemu nie powiedziałaś, że nie ma z tobą rodziców?-zapytała kojącym głosem.
- Liczyłaś na to, że się pojawią?- wymamrotałam.
- Nie rozmawiajmy o tym teraz. Tak się cieszę, że w końcu tu jesteś!
Czyli ciocia była szczęśliwa bo nie było rodziców. Nie dziwiłam jej się.
- Nie będziemy tu tak stać- powiedziała, wyswobadzając mnie z uścisku.- Wchodź do środka.
Ciocia zaprosiła mnie ruchem ręki, po czym chciała wziąć moją walizkę. Nie pozwoliłam jej jednak na to i sama zabrałam bagaż, po czym weszłam do wnętrza domu. Miejsce to prezentowało się bardzo uroczo. Dominowały jasne kolory, głównie biel, róż i niebieski. Od razu można było dostrzec, że miejsce to urządziła kobieta. Nie było dużo miejsca tak jak w rezydencji, lecz nie przeszkadzało mi to. Było bardzo swojsko, co tylko dodawało uroku temu miejscu.
Zaczęłam się rozglądać po innych pomieszczeniach i zauważyłam jadalnię, w której znajdowały się ogromne okna z widokiem na morze. Od razu wyobraziłam sobie jak pięknie musiało tu być podczas wschodu, czy zachodu słońca.
Obok jadalni znajdował się nieoddzielony niczym salon. Był niewielki, ale miał wszystko co potrzeba, czyli białą kanapę okrytą kocem i wiklinowe fotele z białymi poduszkami. W pomieszczeniu znajdował się także mały telewizor. I książki. Dużo książek. Poczułam się przez to jak w niebie.
Zaczęłam wychylać się w poszukiwaniu innych pomieszczeń, lecz zostałam szybko złapana przez ciocię.
- Zaprowadzę cię do twojego pokoju- powiedziała, po czym praktycznie zaciągnęła mnie tam.- Wiem, że może nie jest to jakiś wielki pokój, ale starałam się go urządzić żebyś poczuła się jak w domu. Ostatnio remontowałam dom i pokój gościnny nie był dokończony, więc jak się dowiedziałam że masz przyjechać, zabrałam się szybko do pracy. Jeśli chcesz możesz coś pozmieniać. W końcu spędzisz tu całe wakacje
CZYTASZ
When the sun comes down [WOLNO PISANE]
Genç KurguŻycie Charlotte Abrams nie jest łatwe. Jedna sytacja sprawia, że rodzice wysyłają dziewczynę do cioci. Tam spotyka Aidena Lawrence'a- specyficznego bruneta, który szybko staje się dla niej kimś ważnym. Drogi młodych się krzyżują, a ich więź pogłębia...