ROZDZIAŁ 8

30 3 0
                                    

Gdy weszłam do kuchni po spotkaniu z Aidenem, zauważyłam złożoną białą kartkę na blacie. Zostawiła ją ciocia która, jak się okazało, nie mogła zjeść ze mną śniadania, ale przygotowała mi owsiankę. Było to bardzo urocze z jej strony. Przyzwyczaiłam się do jedzenia sama, zresztą ciocia miała własne życie, sprawy i pracę. Doceniałam, że mimo to troszczyła się o mnie i była w stanie zostawić jakąkolwiek informację.

Constance i Robert Abrams nigdy tak nie robili.

Zjadłam śniadanie, jednocześnie bawiąc się z Kicią, która nagle się wyłoniła. Nie miałam co ze sobą zrobić, więc postanowiłam zajrzeć do biblioteczki cioci i poczytać coś. Nadal między książkami znajdował się mój pusty zeszyt, jednak nie spieszyłam się. Czekałam na wielką inspirację. Taką, dzięki której mogłabym opisać najpiękniejszą historię, dokładnie tak jak obiecałam dziadkowi. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie o nim.

Charles Hughes był w moim życiu jak promyk słońca. Napawał mnie nadzieją i umożliwił względnie normalne dzieciństwo. Niewiele mi po nim zostało, ale właśnie ten ułamek wspomnień i przedmiotów z nim związanych postanowiłam zatrzymać przy sobie na zawsze.

Skierowałam swoje spojrzenie w stronę innych książek, co przerwało moje zamyślenie. Zatrzymałam się w pięknej, zdobionej edycji "Ani z Zielonego Wzgórza". Wyjęłam książkę z biblioteczki i zauważyłam, że znajdujące się na okładce listki mieniły się na złoty kolor. Nigdy nie widziałam tak pięknej wersji. Położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać. Ostatni raz zajrzałam do tej lektury kilka lat temu, dlatego nie zaszkodziłoby odświeżyć pamięci.

Na nowo wciągnęłam się w historię, przez co przestałam liczyć czas. Zatrzymałam się na fragmencie, gdy Ania rozbija Gilbertowi na głowie tabliczkę szyfrową. Moment ten przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi, którego się wystraszyłam na tyle, że aż podskoczyłam.

Wiedziałam, że była to ciocia. W Gold Beach raczej nie było złodziei.

Właśnie, raczej.

Na wszelki wypadek postanowiłam wyjść z pokoju z bronią, a dokładnie z książką, którą czytałam wcześniej. Piękna okładka sprawiała tylko pozory, po twarda oprawa mogła być niezwykle niebezpieczna.

Prowizoryczną broń trzymałam za plecami, by w przypadku niebezpieczeństwa zaatakować. Podeszłam cicho na palcach do salonu.

Odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam stojącą przy blacie ciocię.

- Cześć- powiedziałam, odkładając książkę na szafkę obok.

- Cześć, Char. Przepraszam, że tak znikam. Ostatnio mam urwanie głowy. Chcesz mi pomóc rozpakować zakupy?

Pokiwałam energicznie głową, po czym wzięłam materiałową torbę z produktami spożywczymi.

Kątem oka zobaczyłam, że ciocia zabrała się za gotowanie, przez co z ciekawości spojrzałam na godzinę.

Była już dosyć późna godzina, więc pora była na kolację. Nawet nie wiedziałam kiedy ten czas tak szybko minął.

Podczas gdy ja wyjmowałam pieczywo, ciocia przygotowywała kaszę. Od razu wiedziałam, że na stole pojawi się pyszne kaszotto z kurczakiem i pomidorami.

Po niecałych trzydziestu minutach usiadłyśmy przy stole. Nie zabrakło Kici, która czaiła się na resztki.

- Jak minął ci dzisiejszy dzień?- zapytała ciocia po chwili ciszy.

- Było dobrze. Nic szczególnego się nie wydarzyło- zaczęłam.- Przez większość dnia czytałam książkę z twojej biblioteczki.

Ciocia ożywiła się, przez co mogłam stwierdzić, że ona także była zafascynowana książkami.

When the sun comes down [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz