Od razu weszłam do swojego pokoju, by odświeżyć się trochę przed kolacją. Pomieszczenie wyglądało jak miejsce dla typowej zorganizowanej nastolatki. Meble były białe, tak samo jak ściany. Dało się zauważyć kilka drewnianych elementów w jasnym kolorze. Na ścianie wisiały biało-czarne obrazy, zastępujące pustą przestrzeń. Łóżko było wykonane z białego drewna i miało naprawdę wygodny materac. Na podłodze leżał jasny, puchaty dywan, na którym często tarzałam się gdy miałam jakieś załamanie nerwowe. Jakimś sposobem to działało i od razu czułam się lepiej.
Podeszłam do szafy i wybrałam ubranie na przebranie. Postawiłam na prostą spódniczkę, koszulę i beżowy sweterek. Od razu skrzywiłam się na swój wybór. To nie tak że nie lubiłam spódniczek czy sukienek, właściwie kochałam w nich chodzić. Preferowałam jednak zwiewniejsze, lżejsze, i nie aż tak „poważne". Te przypominały mi cały czas, że mam być idealną wersją siebie.
A nigdy nie byłam idealna.
Dla otoczenia- może i owszem. Dla rodziców? Musiałam taka być. Inaczej stałabym się tą wyrodną córką, która jako jedynaczka powinna robić wszystko by uszczęśliwić „wspaniałych" rodziców. Cała otoczka mojej rodziny mogła być opisana jednym słowem- „idealna". Przez osiemnaście lat mojego życia tak było, i miałam tego serdecznie dosyć.
Westchnęłam cicho na moje przemyślenia. Mogłam uważać co chciałam, ale moje myśli nie mogły ujrzeć światła dziennego.
Dlatego pisałam.
Z początku robiłam to dla siebie. Chciałam wyrzucić z mojej głowy kłębiące się myśli i opisać je na nieidealnie białych kartach. Udało mi się skończyć kilka dzienników, do których jednak wolałam nie wracać. Trzymałam je schowane w pudełku pod łóżkiem- tak na wszelki wypadek.
Nie tak długo później pisanie stało się moją pasją. Nie umiałam określić kiedy dokładnie- po prostu tak się zdarzyło. W mojej głowie pojawiało się wiele pomysłów na fabułę. Zapisywałam je kolejno w moich notatnikach. I chociaż pasja została, a z nią chęć zostania pisarką, wiedziałam że moi rodzice by na to nie zezwolili.
Moim przeznaczeniem było zostanie prawniczką- dokładnie tak jak oni.
Miałam zagwarantowaną dobrą uczelnie, a właściwie najlepszą w kraju. List akceptacyjny z Harvardu dostałam kilka dni temu. Postanowiłam powiedzieć rodzicom o tym dzisiaj. Dostałam się do szkoły o której marzyło wiele osób, lecz mimo to nie cieszyłam się. To nigdy nie było moje marzenie.
Wiedząc, że moje szanse są marne zapisałam się na pisarstwo na dwa uniwersytety. Nie dostałam wiadomości od żadnego z nich, z czym zresztą liczyłam się. Jednak tkwiła we mnie przez cały czas ta iskra nadziei. Mimo, że i tak nie mogłabym tam uczęszczać, wiedziałabym przynajmniej że może nie byłam taka beznadziejna i miałam jakiś talent.
Wyrwałam się szybko z zamyślenia i poszłam się przebrać. Przyjrzałam się sobie w lustrze by sprawdzić jak wyglądam. Naniosłam ostatnie poprawki i spojrzałam na godzinę, przez co wzięłam kopertę do ręki i od razu wybiegłam z pokoju. Była już osiemnasta, co oznaczało tylko jedno z mojej strony.
Spóźnienie.
Moi rodzice nie tolerowali nawet przyjścia minutę później, co często wpędzało mnie w kłopoty. Biegnąc korytarzami by znaleźć się w jadalni liczyłam na to, że może tym razem mi się upiecze.
Praktycznie wskoczyłam do pomieszczenia, jednak gdy zobaczyłam rodziców opamiętałam się i automatycznie zwolniłam kroku. Przybrałam także minę, która nic nie wyrażała.
Czasem wśród mojej, paradoksalnie, najbliżej rodziny czułam się jak wyrzutek, niepasujący puzel, którego najlepiej byłoby się pozbyć. Miałam wrażenie jakbym była wśród wrogów i musiała udawać osobę zupełnie inną niż byłam. To było tak bardzo męczące.
CZYTASZ
When the sun comes down [WOLNO PISANE]
Teen FictionŻycie Charlotte Abrams nie jest łatwe. Jedna sytacja sprawia, że rodzice wysyłają dziewczynę do cioci. Tam spotyka Aidena Lawrence'a- specyficznego bruneta, który szybko staje się dla niej kimś ważnym. Drogi młodych się krzyżują, a ich więź pogłębia...