Wiadomość od autora: naprawdę bardzo przepraszam, że ten rozdział był tak bardzo opóźniony, ale nie miałam motywacji by go skończyć. Na dodatek pojechałam na ponad tygodniowy obóz i po prostu nie było czasu.
☆彡
Chmura poczuła pod łapami kamienistą ścieżkę, która wiła się między większymi skałami. Tutaj brzeg jeziora stał się srebrzysty i gładki, a między szarymi punktami przeplatały się ziarnka piasku i nieco ziemi.- Jestem głodna! - narzekała Jagódka, marszcząc się, gdy ogon idącej przed nią Różyczki połaskotał ją w nos.
- Już niedługo zatrzymamy się na polowanie - rozległo się stłumione przez zioła trzymane w pysku miauknięcie Lilli, która zamykała szereg. Czarno biała kotka idąca na przedzie przyspieszyła kroku, teraz już truchtem brnąc przed siebie. Gdy zerknęła przez bark w tył, uznała, że inni podążyli jej śladem. Przewodniczka otworzyła pysk, pozwalając zapachom powędrować do jej podniebienia.
W powietrzu wisiała burza, w oddali już było słychać szum grzmotów. Brązowa pręgowana koteczka, która dreptała tuż przed swoją matką, wydała z siebie cichutki, zaniepokojony pisk. Różyczka, idąca przed przestraszoną malutką kotką, czule przesunęła koniuszkiem ogona po pyszczku Jagódki. Chmura także była zaniepokojona. Jeśli rozpęta się burza, będą musieli jak najszybciej znaleźć ciepłe schronienie.
Poczuła nieprzyjemne pulsowanie w obolałych łapach, poobijanych przez kamienny brzeg. Ukojenie przynosiły jej małe, lecz miękkie kępki trawy, które odkształcały się pod wpływem nacisku łap kotów, zostawiając płaską powierzchnię. Przewodniczka orszaku uniosła oczy ku górze. Ciemne kłęby chmur, ciężkich od deszczu, połykały ciepłe światło słońca, zamykając je gdzieś głęboko w swoim ponurym wnętrzu. Nawałnica była coraz bliżej, jakby ścigała wędrowców panicznie szukających schronienia. Czarno biała łaciata kotka zaczerpnęła powietrza raz jeszcze.
Dotarł do niej świeży zapach, charakterystyczny dla zalesionych terenów. Nagle zamarła. Jej oczy rozszerzyły się, promieniując niepokojem. Ze świstem nakazała gwałtowne zatrzymanie, wzbijając w powietrze pojedyncze kamyki wraz z wilgotnym piachem.
Do jej nozdrzy dotarł zapach wroniej karmy. Jakby ktoś zostawił swoją zdobycz na pastwę robactwa. Jednak nie była to mała, pojedyncza zwierzyna, inaczej zapach byłby lżejszy. Jednak ten przeszywał całe ciało Chmury niczym długi pazur, poczynając od czubka nosa, kończąc na koniuszku ogona.
- Dlaczego stoimy? - miauknęła nieco poirytowana Różyczka. Najwyraźniej jej nos jeszcze nie był na tyle wrażliwy, by od razu wyczuć okropny zapach zgnilizny i śmierci.
- Rusz nosem, a zobaczysz dlaczego. To nieco podejrzane. - parsknęła przewodniczka, nie z własnej złośliwości, a z napięcia, które świdrowało jej umysł. - Jakby coś tutaj zginęło, coś dużego. Ale co zakończyłoby swoją wędrówkę po ziemi akurat tutaj? Na surowym, kamienistym wybrzeżu? - wymamrotała Chmura, bardziej do siebie, niż do reszty kotów.
Lilia najwidoczniej nie znalazła odpowiedzi, tylko wykrzywiła się z obrzydzeniem, kiedy ona też wyczuła odór. Czarno biała kotka stojąca na czele na zgiętych łapach podkradła się w stronę zapachu, zdecydowanym ruchem ogona nakazując reszcie zostać w tyle. W jej uszach szumiała krew, łapy ją świerzbiły aby spiąć wszystkie mięśnie i uciec. Jednak coś podpowiadało jej, że musi zostać. Kiedy łuk skalny zamknął się wysoko nad jej głową, poczuła, że futro staje jej dęba od nagłego wychłodzenia.
Skała rzucała obszerny cień na smukłą sylwetkę przewodniczki. Kiedy wypełzła z mroku, parę długości zajęcy od niej ujrzała rude stworzenie. Było nieco większe od niej, jego ogon był średniej długości, puszysty, zakończony białą plamą. To musiał być młody lis. Z niechęcią podeszła bliżej, aby lepiej przyjrzeć się nieszczęsnemu zwierzęciu.
Na swoim zimnym ciele miało wiele śladów pazurów, jednak z pewnością te zadrapania to nie było dzieło kota. Były grubsze i dłuższe, oraz o wiele głębsze. Zbliżyła nos do zaschniętej krwi, próbując odgadnąć, co tak załatwiło tego lisa. Początkowo wszystkie inne zapachy przytłumił smród krwi , jednak potem wyczuła coś jeszcze. Nigdy jeszcze się z tym nie spotkała. Trop prowadził do zarośli, które znajdowało się kilka długości borsuka od martwego stworzenia.
Intuicja nakazała jej podkraść się w stronę nieznajomego zapachu. Pod jej łapami zaszurał drobny żwir, który po chwili przerodził się w wilgotną glebę mokradeł. Gdy uniosła głowę, ponad drzewami dojrzała wysokie skały. Strzeliste cienie sosen odcinały się na tle szarych szczytów górskich. Chmura postawiła łapę na podmokłej glebie usłanej sosnowymi igłami, krzywiąc się na każdy drobny szelest wywołany przez stąpanie po igliwiu. Przewodniczka rozwarła szczęki, pozwalając sobie na postój, aby skoncentrować się na otoczeniu. Dziwny zapach nasilał się, kiedy usłyszała ciężkie kroki.
658 słów
CZYTASZ
𝐖𝐄̨𝐃𝐑𝐎𝐖𝐂𝐘 - Zakłócona cisza - WOLNO PISANE 𖦹
Action𖦹 „Strzeż się sowiego dzioba, nie szponów, bo język tnie głębiej niż pazury. Oraz pamiętaj: jedna dodatkowa gwiazda w naszych zastępach jest lepsza niż sześć" Dotknięci katastrofą Wędrowcy Zachodzącego Słońca nareszcie odzyskują nadzieję, kiedy do...