UWAGA - Prolog, tak samo jak pierwsze rozdziały, był napisany trochę dawno. Mogę zapewnić, że mój styl pisania itd się nieco poprawił!
Jasnoszary kocur wysunął pazury, wbijając je głęboko w miękkie poszycie lasu. Mierzył wrogim, bursztynowym spojrzeniem rudego kocura stojącego powyżej niego na skale, która lśniła w blasku pełnego księżyca.
- Czy twierdzisz, że Wieczni Wędrowcy popełnili błąd powierzając mi dar reinkarnacji? Czy lekceważysz wszystko, co zrobili dla nas wszystkich nasi przodkowie? - kocur stojący na skale nastroszył sierść na ogonie i wygiął uszy do tyłu. Każdy mięsień jego łap rysował się wyraźnie pod jego gęstym futrem, gotowy do skoku.
- Jak można lekceważyć coś, co nie istnieje? Lisie, Wieczni Wędrowcy to bajki dla kociaków. Jak możesz być tak krótkowzroczny? - syknął przerażająco szary kocur, który podążył za śladem Lisa i także nastroszył sierść.
- Już od wielu sezonów ślepo czcimy koty, które i tak już nie chodzą po tym świecie. Nie ma sensu stosowania się do ich głupiego kodeksu. Podążmy własną ścieżką. Pomyśl tylko! - kot stojący poniżej rudego kocura nie dostał odpowiedzi. Lis zeskoczył ze swojego miejsca na skale, jego oczy jarzyły się furią. Mogłoby się wydawać, że zaraz rzuci się na pobratymca.
- Sowo, twój tok myślenia jest niezmiernie nieprawidłowy. Jeśli nadal będziesz utwierdzać się w przekonaniu, że Wieczni Wędrowcy są bezsilni, zachowaj to dla ... - Sowa nie pozwolił dokończyć rudemu przewodnikowi, wymierzając cios w jego nos. Lis zareagował od razu, rzucając się na bark szarego kocura.
Zatopił w nim zęby, a Sowa syknął z bólu. Lis wyminął kolejne zamachnięcia pazurów przeciwnika, orząc mu bok szybkim ciosem. Szary wojownik obkręcił się, próbując dosięgnąć przewodnika. Sowa wymierzył trafny cios w grzbiet rudego kota, rozpłaszczając go na ziemi. Lis nie dał za wygraną, wściekle machając pazurami na oślep. Szary kocur wgryzł się w kark przewodnika, przytrzymując go płasko na zakurzonej ściółce. Rudy kot coraz słabiej próbował się oswobodzić.
Nagle rozległy się wrzaski bitewne, przerażająco rozrywając nocne, wilgotne powietrze. Sowa nastroszył sierść i z oczami rozszerzonymi ze strachu w podskokach schował się w mroku. Kilka kotów pogoniło go jeszcze chwilę, reszta pospiesznie zwróciła się w stronę przewodnika.
- Gdzie jest Kruk? On potrzebuje uzdrowiciela! - zawołał ktoś z boku. Na polanie poznaczonej świeżą krwią zapanował gwar. Kilka kotów wróciło w stronę koczowiska, panicznie nawołując ciemną jak noc uzdrowicielkę. Gdy w tłumie rozbłysnęły jej bursztynowe oczy, całe zbiorowisko rozstąpiło się, tworząc korytarz prowadzący do Lisa.
Kruk kurczowo ściskała w pysku liście szczawiu, za nią dreptała Lilka z długimi, mocnymi liśćmi i kępką twardej trawy. Uzdrowicielka od razu zabrała się za przeczesywanie futra rudego kocura, leżącego bezwładnie na szeleszczącej od suchych liści ściółce. Wyglądała na bardzo skupioną i spokojną, jednak jej ogon drgał nerwowo. Poleciła Lilce rozgryzienie liści szczawiu na okład, a sama zajęła się czyszczeniem zadrapań. Gdy skończyły nakładanie opatrunków, dwóch silnych strażników podpierało Lisa, by ulżyć mu w drodze do legowiska.
440 słów
CZYTASZ
𝐖𝐄̨𝐃𝐑𝐎𝐖𝐂𝐘 - Zakłócona cisza - WOLNO PISANE 𖦹
Akcja𖦹 „Strzeż się sowiego dzioba, nie szponów, bo język tnie głębiej niż pazury. Oraz pamiętaj: jedna dodatkowa gwiazda w naszych zastępach jest lepsza niż sześć" Dotknięci katastrofą Wędrowcy Zachodzącego Słońca nareszcie odzyskują nadzieję, kiedy do...