Rozdział 5

266 26 1
                                    

Siedziałem przed szkołą, czekając na Nialla, który był aktualnie w szatni po wf. Minął tydzień od tamtego dnia. Na całe szczęście ciocia Maura załatwiła mi całkowite zwolnienie z zajęć z Louisem. Co było zbawieniem. Niestety jedynie na dwa tygodnie.

Mimo to trochę bałem się, co będzie jak go zobaczę. Postanowiłem, że będę się martwić tym, gdy przyjdzie czas. To była nowa szkoła, nowi ludzie. Nie chciałem być wyrzutkiem, jak w poprzednim miejscu.

Wiem, że prędzej czy później i tak to nastąpi. Jednak im dłużej odwlekam to w czasie, tym jest coraz lepiej. Mój wilk uspokoił się, na szczęście zrozumiał całą sytuację. Trochę było z nim walki, ale ostateczne dał za wygraną.

Zauważyłem Nialla, który wychodził ze szkoły ze skwaszoną miną. Wyglądał podobnie jak wtedy, gdy coś go boli.

— Niall! Co się stało? — zapytałem, podchodząc do niego i obejmując go ramieniem.

— Ten pierdolony chuj, po tym jak upadłem i zrobiłem sobie coś z kostką, kazał mi ćwiczyć, bo myślał, że symuluje — zagotowało się we mnie. — Wcześniej był wredny, ale teraz zachowuje się, jakbym zrobił mu krzywdę.

Czy on w ogóle jest normalny? Czy mści się na Niallu przeze mnie?

— Chodź, daj klucze zawiozę cię na szpitala. Zobaczymy, co się stało. A w najlepszym wypadku też będziesz miał zwolnienie — uśmiechnąłem się, biorąc go pod ramię i ruszyliśmy do auta.

Trochę zajęło, zanim dotarliśmy do samochodu, parking był już prawie pusty.

Pomogłem wsiąść bratu do samochodu i zamknąłem za nim drzwi.

— Dokąd myślisz, że się wybierasz Harry? — usłyszałem za sobą głos, na który od razu każda komórka w moim ciele się spięła, a mój wilk zaczął się tarzać i wyć z radości. Przecież tyle czasu jej tłumaczyłem.

— Zawieźć brata do szpitala, bo ledwo chodzi — mruknąłem, podchodząc do drzwi od kierowcy. — Zrobił coś sobie w nogę i ledwo chodzi. Tak że przepraszam bardzo PANA — dodałem, dając nacisk na ostatnie słowo.

— Cóż, jego wina, że jest ofermą i nie patrzy, gdzie idzie — gdybym mu przywalił, to wyrzuciliby mnie? — Powodzenia, w takim razie.

— Nie jest ofermą. Nie obrażaj go — warknąłem, odwracając się w jego kierunku. — Nie masz prawa.

Moja omega aktualnie była rozemocjonowana. Czuła szczęście i radość, ale też złość. Nasze omegi traktowały się jak prawdziwa rodzina. A rodziny trzeba bronić.

Nie odpowiedział już nic, tylko kiwnął głową. Chyba wiedział, że przegiął. Wsiadłem do auta i uśmiechnąłem się do Nialla.

— Czego chciał? — popatrzył na mnie, doszukując się, chociaż cienia skrzywienia na mojej twarzy.

Jak mogłem wcześniej nie zauważyć, że Louis jest takim kutasem?

— Chciał pogadać. Ale spławiłem tego chuja. Kurwa, nie był taki wcześniej. Dobrze, że mam to zwolnienie — mruknąłem, odpalając auto. Wycofałem i spojrzałem przez chwilę w lusterko. Stał tam dalej, patrząc się na mnie. Pokręciłem jedynie głową i z piskiem opon ruszyłem na SOR.

— On zawsze był taki, nie znam go z innej strony Hazz.

Może faktycznie byłem zaślepiony. Dojechaliśmy do szpitala kilkanaście minut później. Starałem się zaparkować jak najbliżej wejścia, tak, aby Niall nie musiał za dużo chodzić.

— Nie wiem. To było okropne. A to niby ja się zachowuję jak dziecko — prychnąłem, wysiadając z auta. Podbiegłem szybko na drugą stronę, by otworzyć drzwi Niallowi. Miałem powoli już dość dzisiejszego dnia.

The Forbidden Fruit Tastes The Sweetest » L.S; Z.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz