Rozdział 4 Krew na duszy

16 1 2
                                    

Danse Macabre - Taniec śmierci

Spanie to najgorsza czynność w całym życiu, a bardziej zasypianie. Tak bardzo bym chciała nie mieć z tym problemu. Bo ile można zasypiać?! To jest takie wykończające. Dodatkowo wpływa na cały dzień i później jestem nie do życia, a czasu na drzemki nie ma. Nie wiem czemu tak jest i nawet mnie to nie obchodzi, chce tylko zasnąć!

Próbowałam już wszystkich metod zasypiania i na nic. Raz nawet jak mi się chciało to do liczyłam do miliona. Tym razem też nic to nie dało! Wielkie zaskoczenie.

A może po prostu powinnam przed snem mniej myśleć? Ale to też na nic. Wszystko mnie zawsze rozprasza i jak próbuje nie myśleć to jakby kolejny głos w mojej głowie się odzywa i mówi nie myśl. I w tedy myślę. To jest dobijające i idiotyczne.

Przewróciłam się na bok.

To też nie pomogło.

Westchnęłam i wstałam.

Miałam dość. Może przynajmniej coś zrobię użytecznego. Ubrałam na luźną koszulę nocną czarny szlafrok, który był tak mięciutki jak kotki. Kapci nie mogłam znaleźć, więc to po prostu olałam.

Otworzyłam ogromne szklane drzwi na balkon i owiał mnie chłodny wietrzyk. Taki przyjemny.

Dotknęłam stopami śniegu. Był zimny. No to mam odkrycie.

Podeszłam do balustrady i spojrzałam na widok gór Timeo. Tam znajdował się ten pałac. Miejsce, w którym mogłabym zostać do końca życia. Mogłabym zniknąć i po prostu cieszyć się samotnością. Avery nie mogłaby tak żyć, zawsze potrzebowała akcji, uczuć, by coś się działo. Podobnie było z Brie. Pewnie Xander też wybrałby życie w towarzystwie innych. A Nichollas... Teraz nie byłam pewna. Kiedyś bym powiedziała, że chciałby zamieszkać w domku na wsi, bez walk, strachu, tylko spokój i cisza. Pewnie by mieszkał tak z żoną i dziećmi. Byłoby to jego spełnienie marzeń, kiedyś. Skąd miałam wiedzieć, czy to było też kłamstwo.

Cassian...powiedział, że chciałby mieszkać w pałacu, ale teraz w to wątpiłam i to bardzo.

Ja, mogłabym mieszkać z nim, nawet jeżeli miałabym się pozbyć swoich marzeń. Z nim czułam się po prostu bardziej żywa niż całe swoje żyje. Nawet jeżeli teraz byliśmy w połowie kłótni.

Opatuliłam się bardziej szlafrokiem.

Czy ja zwariowałam?! Przeziębię się na sto procent. I tak się nie ruszyłam. Nie wiem czemu teraz, ale miałam wielką ochotę pozwiedzać.

Idealna pora.

Wyszłam z balkonu i podeszłam by wsiąść czołówkę, którą dostałam od Brie. Zawsze miałam w nocy dziwne pomysły.

Mogłam również porysować, ale do tego nie miałam weny. Gdybym to zrobiła pewnie bym siedziałam przed pustą kartkę następną godzinę i może bym coś narysowała, ale na razie po prostu nie umiałam.

Wyszłam z komnaty i skierowałam się nie wiadomo, gdzie. Czy była jakaś szansa, że się zgubie? Tak i to duża.

Przeszłam na kolejne piętro. Korytarze były skapane w ciemności i tylko oświetlał je mały promień światła z czołówki. W pewnym momencie, kiedy patrzyłam idąc na obrazy zauważyłam ogromny balkon.

Otworzyłam na niego drzwi. Były tu kanapy, fotele, stoły i pianino.

Uśmiechnęłam się delikatnie.

Podeszłam do balustrady. Tym razem wychodziła ona na wschód i las. Odetchnęłam chłodnym powietrzem i wyłączyłam czołówkę. Pięknie. Mogłam tak stać i podziwiać tylko widoki. Napawały mnie spokojem.

VidiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz