Kolejne dni wyglądały identycznie. Poranne i wieczorne treningi z Avery lub Cassem, wspólne posiłki i tak w kółku. Czy chciałam by było coś więcej? Nie wiem.
Było dobrze, normalnie, nudno, szaro.
Choć jednak mi to pasowało, mogłabym tak przeżyć życie gdyby nie te myśli. Cały czas miałam w głowie te zwłoki i krew na rękach. Za każdym razem kiedy zamykałam oczy je widziałam. Czemu? Przecież zrobiłam to by przeżyć. To taka wielka zbrodnia?
Przecież wielu zabiło i żadne z nich tak nad tym nie rozmyślało. Więc czemu ja? Czemu o tym w kółko myślałam i przerabiałam każdy scenariusz, w którym mogłabym zrobić coś innego. Każdy kończył się identycznie. Umierałam.
Uznałam w tedy, ze moje życie będzie cenniejsze od jego, ale czy na prawdę tak było? On mógł mieć rodzinne, dzieci, które za nim teraz płakały. A jeżeli zrobił to z przymusu? Może nie chciał w ogóle atakować? Może chciał tylko wrócić do kochającego domu?
A ja mu to uniemożliwiłam.
Bo w końcu do czego ja wracałam?
Nie miałam rodziny, która by za mną płakała, a resztki, które z niej zostały pewnie by się cieszyły z mojej śmierci, czyli moja matka. Nie miałam domu, do którego mogłam wrócić. Nie miałam chłopaka, a Avery by zrozumiała. A jeżeli ona wolała by gdybym tam zginęła?
Co jeżeli mnie znienawidzi? W tedy już nic mi nie zostanie. Będę sama.
Westchnęłam i oparłam się plecami o krzesełko.
Siedziałam przed sztalugą, którą jakimś cudem Cassian mi ogarnął. Sam nawet wyszedł z inicjatywą i kiedy odmówiłam to tylko powiedział, ze jutro mi ją da. Dupek.
Na moich ustach wypłynął lekki uśmiech.
Z jednej strony chciałam rysować, ale co? Nie czułam tej wewnętrznej siły, która mnie przyciągała.
Odsunęłam włosy z twarzy i wstałam.
Nogi mi zdrętwiały, zaczęłam chodzić w kółko. Miałam dość siedzenia bezczynnego. Chciałam coś zrobić, cos co odciągnie moje myśli.
Narzuciłam na ramiona szlafrok i tym razem nałożyłam puchate kapcie.
Wyszłam z komaty.
Szczerze nie miałam pojęcia gdzie idę.
Było już późno i zamiast łazić powinnam się położyć, ale te wyjście nie przemawiało do mnie. Czułam, że dziś znowu nie zasnę. Nawet nie byłam tym zaskoczona. To w końcu norma.
Ruszyłam przed siebie i skręciłam kilka razy.
Po chwili doszłam do mocarnych drzwi.
Otworzyłam je i zobaczyłam ogromną bibliotekę. Była identyczna do tamtej, ale nie było w niej tej atmosfery i magii.
Dodatkowo były tu różne małe detale na regałach posrebrzane, a także o kilka więcej foteli.
Zaczęłam chodzić między regałami. Nie szukałam niczego konkretnego, oprócz oderwania się od rzeczywistości.
Nagle jedna książka mnie zaciekawiła. Była ona gruba w brązowej okładce.
Wyciągnęłam ją z półki i usiadłam na ziemi.
Opowiadała o wszystkich władcach obu krain.
Zaczęłam przewracać strony.
Ostaniom władczynią z królewskiego rodu była moja matka.
Zdjęcie przedstawiło młodą kobietę z czarnymi jak noc włosami do ramion i błyszczącymi szczęściem niebieskimi oczami. Na jej głowie znajdowała się korona Solis.
CZYTASZ
Vidi
FantasíaPrzyszła królowa Solis nie spodziewała się, że sprawy przybiorą taki obrót. Kto by pomyślał, że znajdzie się w samym sercu konfliktu. Dodatkowo dziwne wizję się nasilają i czuje, że stary wróg, który powinien od lat nieżyć powraca z zdwojoną siłą. J...