Rozdział 16 Bluszczowa maska

11 1 0
                                    

Imperium sine fine dedi - Dałem im imperium bez końca

Spojrzałam przerażona na Cassa. Z jego twarzy nic sie nie dało rozczytać, był tylko chłód i powaga, którą zabijał przeciwnika. Jego maska. Maska władcy i następcy tronu.

Przełknęłam siłę.

-Zabierz broń. – warknęłam, starając się jak Cas ukryć moje zdenerwowanie i strach.

-Jako rebeliantka jesteś wzięta... – mówił dalej żołnierz w zielonej w zbroi. Jego twarz była zakryta oprócz, oczu, które miała piwny odcień, a skora była ciemna, czyli był tubylcem.

-Jako następczyni tronu Luxaria rozkazuje ci opuścić miecz. Nie tak się postępuje z władcami, no chyba że chcesz doświadczyć mojego gniewu. – odwarknęłam. Skąd ja brałam taką pewność siebie nie miałam pojęcia.

Miecz odpadł. Odwróciłam się i spojrzałam na strażnika, który jeszcze chwile mierzył do mnie z broni. Byliśmy ze wszystkich stron otoczeni.

-Księżniczka Amberly? – zapytał mężczyzna przede mną lustrując mnie wzrokiem jakby nie był pewny czy mi wierzyć.

-I książę Cassian, następca tronu Tineanebris. - odezwał się pełnym powagi głosu Cas stając w ramię w ramię ze mną

Strażnicy skłonili głowę.

-Wasze wykokoście, niestety z powodów tego, ze nie wiemy o waszym pojawieniu musimy to uznać, za atak i...

-Chce rozmawiać z królem. – powiedziałam donośmy głosem – Zabierzcie nas do niego teraz. – zażądałam.

-Jego wysokość jest zajęty.

-Są ważniejsze rzeczy niż spotkanie z innymi władcami?

Strażnik wymienił spojrzenia z innym.

-No właśnie. – odparł mój narzeczony.

-Zapraszam na łódź. - powiedzieli tylko.

Ruszyliśmy za nim, ale wciąż byliśmy okrążeni.

Trzymałam głowę wysoko uniesioną. Nikt nie mógł nawet podejrzewać jak bardzo byłam zdenerwowana.

Wsiedliśmy na łódkę i odpłynęliśmy. Był to podłużny prawie plaski kawałek drewna, z silnikiem z tylu i barierkami po obu stronach.

Czułam przez cały czas ich wzrok na sobie.

Przysunęłam sie bliżej Cassa.

-Przynajmniej nas od razu nie zamordują. – szepnął.

-Nie mogą.

-Cii...- spojrzałam na Scarlett, która nas uciszyła – Uszy. – zapomniałam po tym, ze Fae z tą mają o wiele lepszy słuch niż normalne.

Kiwnęłam głową.

W tedy wyłapałam wzrokiem Avery. Jej oczy były duże i mówiły: w co my sie wpakowaliśmy!

Wzruszyłam ramionami.

Westchnęła.

Wpłynęliśmy na rzekę i po bokach zaczęły pojawiać się domy. Wszystkie były brązowe jakby z drzew, ale wiedziałam, że to była tylko zmyłka. Wszystko było w leśnych barwach. Z daleka nawet dobry kamuflaż. Fae pracujący nad oprawami nad rzeka popatrzyli się na nas z zaciekawieniem. Były tam małe pomosty z malutkimi łodziami, których używali Fae tego dworu do poruszania się. Dachy domów pokrywały liście palm. Wszędzie były kwiaty, uprawy i drzewa. Zwierzęta chodziły swobodnie jakby one też tu żyły. Wszyscy żyli zgodnie z naturą.

VidiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz