1.Zaręczycie się.

68 5 7
                                    

Pov:Noah
         Właśnie podjeżdżam z ojcem pod jakas wille chodz nie, bardziej wygląda to jak jakiś zamek ale nie taki średniowieczny tylko taki nowoczesny wielki zamek z przeszklonymi scianami w basenem.
             Nawet nie wiem po co my tu przyjechaliśmy,ojciec mowil coś o ważnej wiadomości która ma odmienić moje życie czy coś. Już i tak się męczę jadac na ten gówniany bankiet.
Otworzyłem drzwi czarnej limuzyny i wysiadłam na zewnątrz. W pobliżu nie bylo żadnych innych budynków.W zasadzie to co się dziwić wsumie to jesteśmy w środku lasu.Budynek był otoczony dość wysoka około na trzy metry czarna brama szczpiczascie zakończona. Po wejściu przez furtkę oczom ukazywał się ogromnych rozmiarów dom z na gorze przeszklona ścianą lecz nie było widać co jest po drugiej stronie, był na oko trzy piętrowy. Po prawym boku budynku byl malu lasek oraz ścieżka prowadzona za dom lecz z lewej strony dochodziło głośne ujadanie psów,nie chciałbym mieć chyba z nimi do czynienia.
            Weszlismy do środka i przy wejsciu przywitał nas mężczyzna na oko był w wieku mojego ojca. Zaprowadził nas do masywnych rozmiarów salonu który był urzadzony w zimnych barwach.
-Usiadźcie i przejdźmy do rzeczy-rozsiadlem się na czarnej kanapie a mój ojciec wraz z mężczyzna na czarnych fotelach po bokach.

W progu pokoju pojawiła się kobieta na oko po sześdziesiątce ze srebrna taca w dłoniach na której stały trzy kryształowe szklanki,jeden kieliszek oraz dwie butelki jedna z bursztynową cieczą a druga chyba z szampanem.

-Leyla,zawołaj prosze moją córkę-odezwał sie mężczyzna.Ja siedziałem rozkojarzony i niezbyt mnie obchodziło o czym rozmawiają.

Kobieta odłożyła tace na szklany stolik przed nami i udała się na szklane schody.Po chwili wróciła z przygnebioną miną i łzami w oczach,gdy zauważyła że na nią patrze szybko się otrząsneła i przybrała postawe radosnej gosposi.

-Panie Wilson.-mężczyzna spojrzał na nią a ja uświadomiłem sobie że gdzieś juz słyszałam to nazwisko-Panna Melody nie jest w dobrym hum...-nie dane jej było dokończyć ponieważ przerwał jej gestem otwartej dłoni

-Nie obchodzą mnie jej humorki i tak nie będzie miała wyjścia-powiedziała z wyższością.

Kobieta gdzieś sie udała a ja rozglądałem sie po całym wnętrzu rozmyslajac.

Wilson,Wilson,Melody Wilson

Nie, to nie mogą być Ci Wilsonowie,to nie może być ta Melody Wilson

Najładniesza dziewczyna w szkole ale nie do osiągnięcia bo jej ojciec jest najbardziej niebezpiecznym człowiekiem w mieście,nikt nie wie co stało sie z jej matka,kiedyś były pogłoski ze uciekła albo że ma to jakieś powiazania z przedawkowaniem.

Z zamyslenia wyrwał mnie stukot obcasów,spojrzałem w strone schodów i ujrzałem kobiecą postać.Gdy zeszła po krętych schodach miałem juz czysty widok na całą jej osobe niestety nie mogłem zobaczyc dokładnie twarzy ponieważ tamto miejsce było zaciemnione i dochodziło do niego tylko światło pełni.

-Ojcze-zbliżyła się bliżej a wtedy ja już wiedziałam że to jednak jest ta Melody Wilson zamurowało mnie.Zwróciła się do swojego ojca z obojętną miną a on wskazał jej miejsce na kanapie obok mnie.

Usiadła,ale w bezpiecznej odległości ode mnie.

-Zaręczycie się.



Pov:Melody

Wyszłam z wanny i owinełam sie białym puchowym ręcznikiem.Po czym udałam sie do mojego pokoju urządzonego w odcieniach beżu i bieli.Sięgnełam po suszarke która leżała na biurku i zaczełam suszyć nia moje ciemno wisniowe włosy.Gdy były juz wystarczajaco suche rozczesałam je i spiełam duża klamrą z tyłu.

Sięgnełam po sukienke z łózka i ubrałam się w nia. Była to czarna długa suknia za kostki z dość dużym rozcienciem do połowy uda.Góra była opięta i sztywna, bez ramiaczek i  z głębokim dekoltem opinajacym moje spore piersi.Na dłonie założyłam czarne pomarszczone rękawiczki do łokci. Gdy prostowałam włosy ktos zapukał do mojego pokoju.Skończyłam czynność i podeszłam do drzwi by otworzyć.

-Mel słonko twój ojciec czeka-Powiedziała łagodnym tonem Leyla

-Tak bardzo nie chce tam isc Leyla...-załkałam nie chcialam tam iść wiedziałam że ojciec na kazdym kroku bedzie mi wypominał że jem za dużo ze sukienka odstaje albo że mam dyskretnij chować pokrowiec na insuline bo nie bedzie sie za mnie wstydził.

-Kochanie damy rade obiecuje że za miesiąc jak tylko skończysz osiemnaście lat zabiore cię z tego miasta i wyjedziemy do ciepłych krajów tak jak chciała to zrobić twoja mama obiecuje-złapała mnie za dłoń i widziałam że w jej oku kręci się łezka.

-Powiedz że zaraz przyjde-rzuciłam oschłym tonem i podziękowałam Leyli za wsparcie zamykajac drzwi.

Od kąd straciałam matke ona mi ja zastępował.

Sięgnełam po wiśniowy perfum i spsikałam sobie nim szyje dekolt oraz okolice za uszami. Sęgnełam po czarną torebke do której wcześniej włożyłam najpotrzebniejsze takie jak telefon,insuline,papierosy i zapalniczke.Przejrzałam się jeszcze ostatni raz w lustrze,dzis postawiłam na mocniejszy makijaż najbardziej z niego podobają mi sie bordowe pełne usta.

Wyszłam z pokoju sięgając przy wyjściu po długie czarne futro i ruszyłam długim jasnym korytarzem do schodów.Schodziła powoli i ostrożnie bo tym razem ubrałam naprawde wysokie botki.Jest początek grudnia i chodź jest dopiero siedenasta trzydzieści na zewnatrz już się ściemnia.

-Ojcze-podeszłam do ojca i przywitałam się z nim kiwnięciem głowy.Pokazał mi ze mam usiąść obok chłopaka na kanapie.Kojarzyłam go ze szkoły i chyba miał na imie Noah.Nie kojarzyłam za wielu ludzi ze szkoły ponieważ nie bywałam tam za często.

Usiadłam obok niego ale w bezpiecznej odległości tak żeby nie stykać sie z nim żadną częścią ciała.

-Zaręczycie się.

Zamarłam. Na początku nie wiedziałam o co chodzi ale gdy to do mnie dotarło juz chciałam się odezwać lecz mój ojciec był szybszy.

-Nie wyrażam zgody na jakikolwiek sprzeciw.Prawda Williams?-pytanie kierowane było do faceta siedzącego na drugim fotelu.

-Oczywiście-spojrzał na syna ja zrobiłam to samo chlopak wyglądał tak jakby własnie wygrał na loterii uśmiechał sie szeroko i patrzył się wprost na moją osobe.

-Wszystko dogadamy jutro na wspólnym obiedzie a teraz ruszmy sie bo spóźnimy sie na bankiet-wstał z fotela i dodał-A i jeszcze jedno na dzisiejszym bankiecie wszyscy się o tym dowiedzą-wskazał na nas- a wy jesteście zakochaną para i jedziecie razem.

Wiedziałam że jestem na przegranej pozycji i cokolwiek bym teraz powiedziała tylko i wyłącznie pogorszyło by moją pozycje.Wyszłam z domu nie odzywajac się do chłopaka który także nie był skory do rozmów.Wsiedlismy do mojego czarnego Lamborgini, ja prowadziłam bo kochałam to robić.Ruszyliśmy z pod domu i w końcu Noah przerwał tą niezręczną cisze.

-Yyyyyyyy... To ten jesteś moją narzeczoną i wsumie fajnie by było jakbyś już pierwszego dnia nie zabiła wybranka swojego serca jadąc w tych buciorach tak czułym samochodem.

-Nie pierwszy raz to robie-burknełam-a i nie jesteś wybrankiem mojego serca.Może i mój ojciec jest stuknięty i przez niego będe musiała wyjsc za kogoś kogo praktycznie nie znam a ty jestes przystojny lecz obaj jesteście w błędzie nie zakocham się w tobie nagle i bez opamietania wogóle sie w tobie nie zakocham będziemy najprawdopodobniej razem mieszkać i wsumie czasami sie poobściskiwać przy ludziach na nic więcej nie licz.

-Jeszcze zobaczymy-zaśmiał się i przez reszte drogi się nie odezwał.

Sprawnie zaparkowałam na wyznaczonym miejscu i wyszłam z samochodu, chłopak zrobił to zaraz po mnie i ruszyliśmy przed siebie.Samochodu ojca nigdzie nie widziałam więc najprawdopodobniej jeszcze go nie ma. Staneliśmy przed budynkiem i ruszyliśmy do wejścia.Nagle poczułam silne ramie obejmujące mnie w tali.Spojrzałam w góre i zatopiłam się w czarnych tęczówkach wpatrzonych w moje zielone.Uśmiechnełam sie do niego delikatnie i weszliśmy do środka.






The Devil's DautherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz