IV: Łzy nie pomogą

94 13 16
                                    

Nie byłam w stanie stwierdzić ile czasu minęło.
Kiedy otworzyłam oczy nie byłam pewna czy to wciąż trwający koszmar czy rzeczywistość.
Nie byłam pewna czy wciąż byłam w tym wymiarze,czy znalazłam się w jakimś innym miejscu.
Miejscu poza czasem i rzeczywistością.
Miejscu ciemnym,zimnym, opuszczonym i przerażającym.
Nie tak wyobrażałam sobie ten "idealny świat" Bloom. Wyobrażałam sobie, że zobaczę niesamowite rzeczy,a nie widziałam zupełnie nic,nic poza ciemnością.
Ten widok był mi tak dobrze znany, że nie potrzebowałam oczu by go widzieć.
Nie chciałam widzieć ciemności,lecz nawet gdy zamykałam oczy ona wciąż tam była.
Była jeszcze ciemniejsza i bardziej przerażająca.
Choć ciemność od zawsze mnie przeraża ma w sobie również coś uspokajającego.
Coś czego nie potrafię wyjaśnić.
Przeraża mnie,a jednocześnie czuję,że nie mogłabym bez niej żyć.
W ciemności czuję się bezpiecznie,bo wiem, że nikt mnie nie zauważy.
W ciemności pozostaje ukryta przed całym światem.
Światem,który stał się o wiele bardziej przerażający niż ciemność.
Wraz z nadchodzącym świtem powinnam czuć spokój i radość,ale czułam tylko lęk.
Lęk przed tym co przyniesie nowy dzień.

Zastanawiałam się co byłoby jeśli dzień nigdy by nie nadszedł?
Co jeśli już na zawsze pozostałaby noc...ciemność?
Czy wtedy mogłabym czuć się bezpieczna?

Nagle coś usłyszałam.
Coś co sprawiło,że poczułam się jak sparaliżowana.
Odgłos otwieranych drzwi.
Nigdy nie wiadomo kto stał za nimi.
Chciałam wierzyć,że gdy drzwi się otworzą zobaczę w nich Bloom,moje światło i ostatnią nadzieję jaką miałam.
Niestety,za drzwiami zbyt często stał potwór,więc przestałam wierzyć, że po ich otwarciu zobaczę kogoś innego.

Stało się...drzwi otworzyły się,a kilka smug światła wpadło do pomieszczenia oślepiając mnie, przez co odruchowo zasłoniłam twarz rękami. Kiedy odsunęłam ręce,a mój wzrok przyzwyczaił się do światła nie zobaczyłam pięknej,rudowłosej czarodziejki, znów widziałam potwora.
Potwora,który w tej chwili nie wydawał się być taki straszny, wyglądał na...spokojnego,ale czułam,że nie mogę mu ufać.
Potworom nigdy nie należy ufać.
Zawsze czekają na odpowiedni moment,aby Cię zranić.
Nie zrobią tego od razu,będą czekać na moment,w którym będziesz tak słaby, że gdy Cię zaatakują,nie będziesz w stanie się podnieść.
Tego nauczyłam się przez te lata spędzone w zamknięciu.
Bloom miałam rację.
Nie należy ufać nikomu.
Kiedy potrzebujesz pomocy zawsze możesz liczyć tylko na siebie.
Cały zamek wiedział o moim istnieniu.
Wszyscy wiedzieli,że po śmierci Belli mój ojciec,choć nie wiem czy powinnam go tak nazywać, zamknął mnie w tym pokoju na pięć długich lat.
Wszyscy wiedzieli,ale nikt nie odważył się mi pomóc.
Nikt nie wyciągnął pomocnej ręki. Nikt nawet nie pomyślał,żeby czasem przyjść mnie odwiedzić.
On przychodził do mnie co dwa dni.
Zwykle przynosił mi jedzenie i tak po prostu wychodził nawet na mnie nie patrząc.
Nie potrafiłam zrozumieć co zrobiłam źle i dlaczego już mnie nie kocha.
Kiedy dowiedziałam się,że moja biologiczna matka nie żyje przeze mnie już wiedziałam.
Nie próbowałam uciekać.
Nie chciałam być w tamtym strasznym miejscu,ale wiedziałam, że zasłużyłam na to.
Bella odeszła przeze mnie i tak samo stało się z Bloom.
Jestem wiecznym pechem, cierpieniem...Cierniem.
Samotnym Cierniem,który wszystkich rani.
Nawet nie zauważyłam kiedy ten potwór znalazł się przy mnie.
Spojrzałam na niego,ale obraz przed moimi oczami był rozmazany przez łzy.
Znów to samo...
Kiedy wreszcie zrozumiem,że łzy nie pomogą?

Otarłam je szybko ręką i ponownie spojrzałam na niego.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu przez chwilę,po czym On odwrócił się i zbliżył się do drzwi.
Kiedy byłam pewna,że wyjdzie i znów zostawi mnie samą,On niespodziewanie zatrzymał się. Spojrzał na mnie wyczekująco,a ja niepewnie wstałam z podłogi i podeszłam do niego.
Szedł przez ciemne,ponure korytarze,oświetlone jedynie ledwie palącymi się świecami.
Szedł gdzieś przed siebie w znanym sobie kierunku,a ja szłam za nim niczym cień.
Moja noga bolała coraz bardziej z każdym następnym krokiem,ale mimo to szłam dalej za nim. Starałam się nie patrzeć na ranę znajdującą się na mojej nodze,bo bałam się krwi.
Już na samą myśl o niej czułam zawroty głowy.
Mimo to chciałam zobaczyć tę ranę,ale za bardzo bałam się widoku krwi.
Czułam,że nie dam rady dłużej iść za nim przez korytarz,który wydawał się nie mieć końca. Zacisnęłam zęby starając się nie zwracać uwagi na ból,ale trudno było mi go ignorować,skoro z każdą chwilą nasilał się.
Kiedy w moich oczach znów pojawiły się łzy,które jeszcze bardziej uniemożliwiały mi widoczność,zatrzymałam się.
Nie musiałam długo czekać na jego reakcję.
Choć nie spojrzał na mnie ani razu odkąd wyszliśmy z ciemnego pomieszczenia wiedział,że się zatrzymałam.
Odwrócił się w moją stronę i przyjrzał mi się uważnie.
Od razu dostrzegł ranę na mojej nodze,na którą ja bałam się nawet spojrzeć.
Myślałam,że po tych wszystkich latach przyzwyczaiłam się do bólu,ale teraz okazuje się,że przyzwyczaiłam się tylko do świadomości,że on prędzej czy później znów nadejdzie.
Byłam pewna,że zaraz zacznie na mnie krzyczeć lub uderzy mnie za to,że się zatrzymałam,mimo iż wiedziałam,że powinnam iść za nim,ale nic takiego się nie wydarzyło.
Zaskoczyły mnie jego słowa,bo nie spodziewałam się takiego zachowania po strasznym potworze,którym był.

- Mogłaś po prostu powiedzieć - odezwał się cicho,ale dostatecznie głośno bym mogła go usłyszeć.
Podszedł do mnie,a ja,mimo bólu, cofnęłam się.
- Nie chcę zrobić Ci krzywdy - zaśmiałam się w myślach.

Potwór,który odebrał mi moją mamę,odebrał mi dom,rodzinę, nadzieję,wszystko co kochaliśmy...
nie chcę zrobić mi krzywdy.
Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo.
Zbyt dobrze znałam takich jak On,aby móc się na to nabrać.

- Wiem,że nie masz powodu,aby mi zaufać i nie oczekuje tego od Ciebie.
Choć nie odezwałaś się do mnie ani słowem czuję,że jesteś bardzo mądra jak na swój wiek.
Czuję też,że wiele w życiu przeszłaś.
Widzę to w Twoich oczach.
Wiem,że mi nie wierzysz,ale nie chcę zrobić Ci krzywdy.
Wolałbym tego uniknąć.
Pewnie wiesz,że jestem potworem bez serca i uczuć.
Jestem synem Trzech Prastarych Wiedźm. Nie mam litości dla nikogo,tak jak One,ale w przeciwieństwie do nich nie krzywdzę dzieci.
Ciebie też nie chcę skrzywdzić.
Po prostu oddaj mi swoją moc,a pozwolę Ci odejść.

Jak miałam mu powiedzieć,że nie mam żadnych mocy?
Jak miałam mu powiedzieć,że nie jestem czarodziejką?
Pozwoli mi odejść? Kłamstwo...
Nawet jeśli pozwoliłby mi odejść,to dokąd miałabym pójść?
Nasz świat został zniszczony.
Tym,którym udało się przeżyć trafili do jego niewoli.
Wszystkie portale zostały zablokowane jeszcze przed tą straszną chwilą,aby chronić inne wymiary przed nim.
Strażniczką Magicznego Wymiaru nie udało się wygrać...nie tym razem.
Stało się to czego tak bardzo obawiała się Bloom.
Czego tak bardzo obawiałam się ja.
Nadeszło zło,zbyt potężne,aby je pokonać.
Magix i cały Magiczny Wymiar spotkało dokładnie to,co kiedyś spotkało mój świat.
Zły potwór zaatakował go i przejął władzę.
Od tamtej chwili już nic nie było takie jak dawniej.
Zanim znalazłam się w Magix nie wiedziałam,że ten świat może być tak piękny.
Urodziłam się w świecie,w którym panował mrok,cierpienie,smutek i samotność.
Teraz znów znalazłam się w tym strasznym świecie.
To co się stało było moją winą. Bloom walczyła w mojej obronie,aby ON mnie nie znalazł i nie skrzywdził.
Gdyby nie ja,Ona wciąż by żyła.
Wciąż by tu była...gdyby nie ja...

Nienawidziłam tego potwora,ale jeszcze bardziej nienawidziłam siebie.
Nienawidziłam tego jak wyglądam, dlatego rzadko patrzyłam w lustro,choć Bloom zawsze powtarzała,że jestem piękna,a kiedy dorosnę,rozkwitnę jak piękny kwiat,lecz wiedziałam,że nie ma racji.
Cierń nie mógł stać się kwiatem.
Nienawidziłam swojego uśmiechu, dlatego rzadko się uśmiechałam i nie lubiłam,gdy ktoś robił mi zdjęcia.
Zawsze brzydko na nich wyglądałam i niszczyłam cały efekt.
Nienawidziłam mojego głosu,bo zawsze uważałam, że brzmiał dziwnie,dlatego przez większość czasu milczałam.
Nienawidziłam moich łez,bo były oznaką mojej słabości.
Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego wciąż płakałam,choć wiedziałam, że łzy w niczym nie pomogą.
Nienawidziłam tego kim byłam.
Nienawidziłam Cierni...

Nienawidziłam Cierni

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
𝑆𝐴𝑀𝑂𝑇𝑁𝑌 𝐶𝐼𝐸𝑅𝑁́                     𝑬𝒎𝒊𝒍𝒚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz