VII: Melodia łez

67 12 0
                                    


Siedem lat później...

Pamiętam jak gdyby to wszystko wydarzyło się wczoraj,choć minęło już tyle lat.
Pamiętam jak tego dnia starałam się zapamiętać każdy szczegół...wszytko co się wydarzyło pozostanie już na zawsze w mojej pamięci.
Wydawało mi się,że zapamiętałam wszystko co wydarzyło się tego strasznego dnia,a jednak...zapomniałam o jednym,ale istotnym szczególe...rana na mojej nodze.
Pamiętam,że nocą długo płakałam i w końcu zasnęłam ze zmęczenia.
Kiedy rano obudziły mnie promienie słońca wpadające przez małe okno zdałam sobie sprawę,że rana na mojej nodze zniknęła nie pozostawiając po sobie nawet najmniejszego śladu,jak gdyby nigdy nie istniała.
Cieszyłam się,że zniknęła nie pozostawiając po sobie żadnego śladu,ale zastanawiałam się
co się z nią stało?

Nie odważyłam się na nią spojrzeć ani razu,ale jestem pewna,że tam była.
Pamiętam,że czułam jej ból,czułam strużki krwi spływające po mojej nodze.
Nie wymyśliłam tego sobie,bo przecież...ten potwór też ją widział.

Jak możliwe,że tak głęboka i bolesna rana zniknęła bez śladu z dnia na dzień?
Szkoda, że "rany" znajdujące się w mojej pamięci nie mogą zniknąć bez śladu.
Pozostaną w mojej pamięci na zawsze.
Nawet jeśli kiedyś przestaną być tak bolesne pozostawią po sobie blizny,które nie łatwo będzie ukryć.
Jak możliwe,że zasypiałam na zimnej podłodze,a obudziłam się na materacu okryta kocem,który teraz był już za mały?
Kto zadał sobie ten trud,aby położyć mnie na materacu i na dodatek okryć kocem?
Dlaczego te siedem lat minęło jak jeden dzień?
Jeden niekończący się koszmar?

Od kiedy zamieszkałam na poddaszu każdy mój dzień wyglądał tak samo.
Wstawałam jeszcze przed świtem i wykonywałam ćwiczenia baletowe,aby z każdym kolejnym dniem,miesiącem,rokiem stawać się Cierniem tańczącym pośród cieni.
Od tamtej pory tworzyłam własne przedstawienie,w którym to właśnie ja grałam główną rolę.
Pamiętam jak kiedyś,gdy jeszcze mieszkałam z Bloom i moją rodziną,nocą leżąc w łóżku zastanawiałam się jak nazwę swoje własne przedstawienie.
Nie wiem skąd w mojej głowie pojawiła się myśl,aby nazwać je Cierń,tańczący pośród cieni.
Nazwa wydawała mi się na początku dziwna,ale nic lepszego nie przychodziło mi do głowy,więc uznałam,że na razie może zostać.
W końcu byłam Cierniem i tańczyłam w ciemności,a przecież w ciemności nie można było zobaczyć cieni,które były moją nieistniejącą "widownią".

Te lata ciężkiej pracy na prawdę przyniosły efekty.
Potrafiłam tańczyć tak jak zawsze chciałam.
Niestety,aby to osiągnąć musiałam poświęcić wiele czasu i siły,której po ciężkiej pracy w zamku nie miałam zbyt wiele.
Codziennie po zakończonych ćwiczeniach schodziłam na dół do kuchni,gdzie musiałam pomagać Pani kucharce i innym służącym.
Niestety Pani kucharka nie była miła.
Nawet nigdy nie starała się być.
Starałam się sprzątać i wykonywać wszystkie zadania najlepiej jak potrafiłam,ale Ona zawsze była niezadowolona.
Ciągle krzyczała na mnie doprowadzając mnie do łez.
Z czasem przestałam się tym przejmować i zaczęłam ignorować nie tylko ją,ale wszystkich.
Milczałam nie odzywając się do nikogo ani słowem.
Choć starałam się udowodnić im wszystkim,że mam gdzieś co o mnie myślą,a żadne słowa mnie nie zranią w rzeczywistości było inaczej.
Byłam zbyt wrażliwa.
Byłam Cierniem,który posiadał uczucia i łatwo było mnie zranić.
Posiadanie uczuć było moją największą wadą.
Udawałam silną,ale w rzeczywistości nie dawałam rady.
Płakanie każdej nocy i wracanie pamięcią do tych wszystkich strasznych chwil stało się codziennością.
Nikt w zamku nie był dla mnie miły,ale cieszyłam się z faktu,że większość ze służących i strażników zamiast krzyczeć ma mnie,tak jak inni,po prostu nie zwracała na mnie uwagi,tak jakbym była powietrzem,jakbym...nie istniała.

𝑆𝐴𝑀𝑂𝑇𝑁𝑌 𝐶𝐼𝐸𝑅𝑁́                     𝑬𝒎𝒊𝒍𝒚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz