IX: Miejsce dawnego szczęścia

44 12 0
                                    


Powoli szłam drogą stworzoną przez płatki róż,zastanawiając się dlaczego to właśnie one,a nie ciernie,pokazują mi drogę.
Przez chwilę nawet zapomniałam o tym gdzie jestem i o tym co wydarzyło się tu siedem lat temu.
Nawet przez moment wydawało mi się,że Mroczny Las z płatkami róż na ziemi wcale nie wygląda tak mrocznie,jednak zaraz po tym zdałam sobie sprawę z tego,że płatki róż są jak piękna maska, która stara się ukryć to co znajduje się pod nią naprawdę.
Nawet nie wiedziałam,że dzięki tej "pięknej masce" udało mi się znaleźć to czego szukałam.
Stanęłam przed żelazną furtką i przez chwilę wpatrywałam się w to,co kiedyś było moim domem, choć tak naprawdę to nie zamek był najważniejszy.
Każdy dom...jest niczym bez rodziny. Teraz jest tylko zwykłym budynkiem,takim jak każdy inny,lecz skrywa w sobie coś,co nawet bez rodziny,czyni go domem. Skrywa tajemnicę...przez wszystkich zapomniane wspomnienia i choć (sądząc po tym jak wygląda)od wielu lat stoi opuszczony,duchy przeszłości wciąż w nim żyją.
Będą żyć wiecznie jeśli tylko ktoś będzie o nich pamiętać.

Pchnęłam lekko zardzewiałą, żelazną,skrzypiącą furtkę i przeszłam przez nią.
Szybkim krokiem poszłam w stronę drzwi,tak jak gdyby bojąc się,że za chwilę ktoś może mnie powstrzymać. Weszłam po kilku schodkach i delikatnie pchnęłam drzwi. Spodziewałam się,że będą zamknięte,lecz ku mojemu zaskoczeniu były otwarte.

Kiedy przekroczyłam próg domu poczułam dziwne uczucie spokoju.
Tak jakby cały ból,strach i wszystkie negatywne emocje zostały gdzieś za mną...za drzwiami.
Wzięłam głęboki wdech i poczułam coś dziwnego.
To był zapach kurzu i jednocześnie czegoś znajomego.
Niewiele myśląc ruszyłam dalej, przez chwilę jeszcze przyglądając się odłamkom szkła i potłuczonej porcelany znajdującej się na podłodze.
Weszłam po schodach na górne piętro przechodząc długim ciemnym korytarzem.
Szłam tak przez chwilę mając wrażenie,że korytarz,którym kiedyś przechodziłam tak wiele razy,nie ma końca.
Wreszcie dotarłam na miejsce.
Stanęłam przed drzwiami,z których odpadały odłamki białej, już lekko pożółkłej farby.
Chwyciłam klamkę i ze skrzypieniem otworzyłam drzwi.
Sypialnia moich rodziców wyglądała tak jak ją zapamiętałam.
Nie licząc brudnych ścian, kolejnych odłamków szkła na podłodze,zniszczonego łóżka, pękniętego lustra i skrzypiącej podłogi przy najlżejszym kroku.
Powoli przeszłam na balkon.
Z góry można było zobaczyć martwy,zapomniany prawie przez wszystkich ogród.
Miejsce,z którym wiązało się tyle wspomnień.

Każdy, nawet najdelikatniejszy podmuch wiatru szczypał moje policzki.
Wyszłam z balkonu i opuściłam dawną sypialnie moich rodziców.
Chciałam wejść do pomieszczenia, które kiedyś było pokojem moim i mojej siostry,ale niestety coś,co znajdowało się przy drzwiach, uniemożliwiło mi ich otwarcie.
Tak samo było z dawnym pokojem mojego braciszka.

Poczułam łzy zbierające się pod powiekami na myśl o mojej rodzinie...moim rodzeństwie.
Czy Oni jeszcze gdzieś tam są?
Czy żyją?
Czy jeszcze kiedyś znów się spotkamy?

Odwróciłam się i zaczęłam powoli iść przed siebie.
Nagle coś zwróciło moją uwagę... drzwi. Drzwi do pokoju Bloom.
Nie byłam pewna czy chce tam wchodzić,lecz ciekawość i tajemniczość tego miejsca przyciągały mnie do siebie.
W jednej chwili poczułam się jak gdybym była w jakimś transie.
Chwyciłam klamkę i delikatnie pchnęłam drzwi. Nie usłyszałam znajomego dźwięku skrzypienia, którego się spodziewałam.
Przekroczyłam próg i weszłam do środka. Pokój wyglądał tak jak go zapamiętałam...każdy nawet najmniejszy szczegół był taki sam.
Wszystkie meble były w prawie idealnym stanie. Gdyby nie kurz i jego drobinki,które bez przerwy unosiły się w powietrzu,można by pomyśleć,że ktoś wciąż tu mieszka.
Zamknęłam oczy czując ten magiczny zapach...jej zapach.
Zapach Ognistych róż,które tak kochała.
Czułam jak gdyby tu była.
Jakby stała tuż obok mnie.
Chciałam w to wierzyć.
Chciałam wierzyć,że Ona wciąż tutaj jest.
Chciałam wierzyć,że kiedy otworzę oczy zobaczę ją tak piękną i szczęśliwą jaką była zanim Valtor odszedł na zawsze.
Oczami wyobraźni wiedziałam jej piękne,błękitne oczy,jej aksamitną prawie porcelanową cerę,jej długie,ogniste i lekko kręcone włosy opadające na odkryte ramiona. Widziałam jej złoty wisiorek w kształcie serca wiszący na jej szyi. Tak pięknie wyglądała w swojej niebieskiej sukience z małymi,białymi,wychawtowanymi różyczkami i szklanych pantofelkach niczym z Kopciuszka.
Wyglądała jak księżniczka z pięknej bajki.
Bajki zbyt pięknej,by mogła stać się rzeczywistością.
Tak bardzo chciałabym kiedyś tak wyglądać. Tak pięknie jak Ona.
Tak bardzo chciałabym być nią.
Chciałabym być piękną,
Ognistą różą,ale byłam tylko Samotnym Cierniem.
Chciałabym być kiedyś jak piękna księżniczka z bajki,które Bloom czytała nam w dzieciństwie.
Chciałam choć raz być jak Kopciuszek,lecz wiedziałam,że żadna dobra wróżka nie przybędzie,aby spełnić moje marzenie.
Kiedyś marzyłam,że stanę się motylem,ale zapomniałam o tym, że byłam już Cierniem.
Cierń nie może być ani dobrą księżniczką ani pięknym motylem.
Nawet gdybym kiedyś mogła stać się motylem byłabym motylem ze złamanymi nie tylko skrzydłami,ale też sercem.
Motylem zbyt kruchym by latać i zbyt brzydkim by zachwycić.
Gdybym była księżniczką byłabym zbyt nieczuła,by móc kogoś pokochać.
Od zawsze chciałam być tym wszystkim co było dobre i piękne.
Chciałam być wszystkim,ale nigdy nie chciałam być sobą.
Nigdy nie chciałam być Cierniem.
Bloom była tym wszystkim co piękne,dobre i kruche.
Była tym czym ja zawsze chciałam być...czym chciałam się stać.

𝑆𝐴𝑀𝑂𝑇𝑁𝑌 𝐶𝐼𝐸𝑅𝑁́                     𝑬𝒎𝒊𝒍𝒚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz