OczamiLea'i
-Lea. To prawda że spotkałaś tego mordercę? Jakim cudem przeżyłaś? A no tak, to ty- klasa nie dawała mi spokoju- A dlaczego wypuścili cię tak szybko ze szpitala?
- Powoli..- Uciszyłam ich- Tak, spotkałam Jeffa. A ze szpitala wypisał mnie ojciec bo nic mi nie było i nie chciałam tam przebywać- nie mogłam im powiedzieć że ojciec zabrał mnie na siłę.
Klasa do końca lekcji nie dawała mi spokoju. Gdy w końcu usłyszałam ostatni dzwonek szybko wyszłam ze szkoły zanim klasa zdążyła mnie zatrzymać. Udałam się do szpitala odwiedzić Adama. To w końcu przeze mnie od tam leżał w takim stanie.
Weszłam do jego pokoju i usiadłam przy łóżku. Brunet nie spał. Delikatnie sie uśmiechnął na mój widok.
- Dobrze cie widzieć Lea. Jak się czujesz? Już cie wypuścili?- spytał się
- A już jest dobrze. Tata mnie wczoraj wziął do domu, a jak ty si3 czujesz? Trochę głupio mi że przeze mnie tu wylądowałeś- powiedziała mnogość smutno
- Nic mi nie jest. W poniedziałek już będę w szkole. I to nie twoja wina, ale.. Tak właściwie o co chodziło temu.. Jak ty go nazwałaś? Jeff'owi? Skąd go znasz?- poczułam się zakłopotana
-No, bo.. Kiedyś już go spotkałam, ale to było już dawno. Wtedy mi darował życie, ale jak widać nie chce tego zrobić tym razem- nie mogłam mu powiedzieć że to był mój przyjaciel kiedyś.
Siedziałam u Adama jeszcze chwilę po czym wyszłam. Poszłam do parku. To co zobaczyłam mnie mocno zdziwiło..
Oczami Jeff'a
-Hej Maksiu. Co słychać?- spytałem się chłopca siedzącego na podłodze, wchodząc akurat przez okno.
Mały szybko odwrócił główkę i spojrzał na mnie. Szeroko się uśmiechnął.
-Jeff! Przyszedłeś do mnie!- zawołał wesoło- Pobawimy sie? Chce się bawić w to co Ty!- spojrzałem na niego zdziwiony. Max nie przestawał mnie zadziwiać.
- Ale ja jestem mordercą. Bardzo długo się uczyłem by dobrze zabijać, a ty jesteś małym chłopcem- wytłumaczyłem mu. Ciekawy byłem co teraz powie.
-No twak..- powiedział trochę smutno, lecz szybko na jego twarz wrócił uśmiech- Jeff.. Mam do ciebie prośbę.. Zostań moim nauczycielem. Naucz mnie jak zabijać- powiedział z wielkim entuzjazmem.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Przez długi czas milczałem i się wpatrywałem w młodego. Jego wypowiedź naprawdę mnie zszokowała.
-Ale co powie twoja mama jak tak poprostu znikniesz? Napewno się zmartwi..- nie chciałem mu ruinować życia.
- Jak będę wracać na odpowiedni czas to i tak nie zauważy. Mamusia o 15:00 idzie do pracy, a dopiero o 8:10 wraca do domciu- powiedział spokojnym głosem- a tak to siedzę sam..
Co za wyrodna matka. Pomyślałem. Jaka matka zostawia 5-letnie dziecko same na tak długi czas?
- No.. Dobrze młody..- spojrzałem na zegar na ścianie. Była 15:20- no to chodź. Pójdziemy się pobawić..
Maksiu wstał i zaczął skakać z radości. Podszedł do mnie i mnie mocno przytulił. Po raz kolejny nie wiedziałem jak zareagować. Pomogłem chłopcu wyjść przez okno po czym wzięłem go na barana. Mały śmiał się wesoło. Po pewnym czasie byliśmy w parku. W zimę mało tu ludzi chodziło więc nie martwiłem się że za dużo osób nas zauważy. Młodemu zrobiło się zimno więc dałem mu swoją bluzę. Zabawnie w niej wyglądał.
Zaczailiśmy się za drzewem na ofiare. Po chwili zauważyliśmy jakiegoś mężczyznę.
-Patrz i ucz się- szepnąłem do chłopca. On kiwnął entuzjaztycznie i przyglądał się uważnie każdemu mojemu ruchowi.
Podszedłem do mężczyzny od tyłu i przyłożyłemmu nóż do gardła.
-Cii.. Idź spać..-przeciągnęłem nóż po jego skórze, a spod niej wypłynęła czerwona ciecz. Zaśmiałem się psychopatycznie, a Maksiu zaczął wesoło klaskać.
-Teraz ja ce, ja ce!- skakał jak nakręcony. Chwilę się zastanawiałem po czym podałem mu nóż. Mały szybko go złapał i usiadł na ciele mężczyzny. Zaczął rozcinać mu brzuch, gdy..
-Jeeeff!! Co ty zrobiłeś z Maksiem?!- usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem się w stronę dźwięku. W naszą stronę szła Lea.
-Jeff mnie uczy zabijać..- powiedział chłopczyk z zadowoleniem- bo go poprosiłem- zaśmiał sie słodko- Lea jest zła?
Dziewczyna patrzyła to na mnie, to na małego ubrudzonego krwią. Nie mogłem wyczytać nic z jej twarzy. Nie wiedziałem czy zaraz rzuci się na mnie ze sztyletem, czy może odejdzie. Stała tak dłuższą chwilę po czym odeszła całkowicie bez słowa.
-Maksiu chodź. Na dziś koniec. Kiedy indziej się pobawimy- mały kiwnął że się zgadza po czym wskoczył mi na plecy. Pobiegliśmy do jego domu..
Oczami Lea'i
Jak on mógł? To jeszcze dziecko. Co z tego że on chciał, ale to dziecko.. Westchnęłam cicho. Przechodziłam akurat przez lasek. Wskoczyłam na moje ulubione drzewo. To najstasrsze i największe. Pamiętam jak mnie nauczył walczyć. To przez niego zaczęła się moja pasja do różnych sztuk walki i do kolekcjonowania sztyletów i scyzoryków. Skoro mały chce sie stać taki jak Jeff.. Znów westchnęłam i spojrzałam na zegarek i gdy zobaczyłam która godzina to aż spadłam z drzewa. Na szczęście byłam na najniższej gałęzi, lecz i tak odezwały się stare rany i optłuczenia. O kurde. Była 16:30. Już jestem spóźniona do domu. Szybko wstałam i pobiegłam do mieszkania. Weszłam do środka, zdjęłam kurtkę i buty po czym pobiegłam do pokoju. Ojciec pijany spał u siebie w pokoju pijany więc nawet mnie nie zauważył. Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać moje ostrza. Wybrałam jeden ze sztyletów. Nie za duży, lekki, o delikatnie zdobionej rękojeści. Zaczęłam go polerować i ostrzyć. Po pół godzinie skończyłam. Schowałam go za paskiem tak samo jak mój ulubiony. Zeszłam do salonu.
- Tato, wychodzę!- krzyknęłam i tak postąpiłam
---------------------
Przepraszam że ak długo mnie nie było, ale szybka w telefonie mi pękła i mam gorszy dostęp do neta i wattpada. Piszę teraz na tablecie, ale to nie mój więc nie mogę w nim cały czas siedzieć.
Jak się podoba rozdzialik? Posłuchałam was i oszczędziłam Maksia. Jak myślicie? Co Lea zrobi ze scyzorykiem?
CZYTASZ
"Lea and Jeff the Killer"
FanfictionCześć. Jestem Lea i mam 17 lat. Mieszkam z moim ojcem. Matka zginęła w wypatku gdy byłam mała. Ojciec sie o wszystko czepia i znęca sie nade mną. Pewnego dnia ktoś do mnie przyszedł.. To był Jeff. Stałam sie jego ofiarą..