Prolog

26 4 0
                                    

                                                               (Allison – 4,5 lat, Luke – 1,5 roku)

Obudziłam się gwałtownie. Wyczuwałam dym. Niezbyt wiele widziałam. Niezbyt wiele pamiętałam. W domu coś wybuchło. Z krzyków mamy zapamiętałam jedynie, że to mógł być gaz. Musiałam szybko wziąć małego braciszka z jego twardego łóżeczka, które było bardzo blisko gazu.

Mieliśmy malutki domek, daleko od miasta w biednej dzielnicy niedaleko Nowego York'u. Podsłuchiwałam dużo rozmów rodziców (w zasadzie to kłótni), z których można było wnioskować, że ledwo wiązali koniec z końcem. Nasz dom był mały: mała kuchnia, pokój rodziców połączony z wejściem do domu, mały pokoik mój i Luka, w którym kiedyś była spiżarnia, a obok niego łazienka, w której nie było miejsca nawet na małą wanne. Tata nas zostawił pół roku temu. Był jedynym środkiem utrzymania naszej rodziny. Po jego odejściu wszystko się zepsuło, a mamie ledwo brakowało na jedzenie, ciuchy i pieluchy dla mojego młodszego braciszka.

Kiedy wybuchł gaz, straciłam przytomność. Nawet nie pamiętałam, gdzie byłam, jak miałam małego brata na rękach. Ściskałam go tak mocno, że aż zaczął płakać. Przypuszczam, że z bólu. Taki uścisk może spowodować ból dla tak małego, bezbronnego dziecka.

Ocknęłam się. Już nic mi się nie rozmazywało przed moimi przerażonymi, błękitnymi oczami. Leżałam na zimnej ziemi. Podniosłam się i obróciłam głowę. Widziałam to.

Widziałam to na własne oczy.

Nasz dom płonął.

Nie wiedziałam co się dzieje. Nawet nie zwróciłam uwagi, że piekło mnie w okolicach oczu. Kiedy przystawiłam palce do mojego lewego oka, czułam piekielny ból i pieczenie. Kiedy je odsunęłam i spojrzałam na nie, widziałam krew.

Za dużo krwi.

Zdecydowanie za dużo jak na czteroletnią dziewczynkę.

Spojrzałam na moje nogi, bo wyczułam na nich ciężar. Leżał na nich mój brat. Ulżyło mi, kiedy nic mu nie było. Nie płakał. Sprawdziłam jego tętno i oddech. Wszystko było w normie.

Dzięki Bogu.

W końcu spostrzegłam moją mamę. Była nieprzytomna. Miała na sobie krew.

Dużo krwi.

Za dużo krwi.

Następny przesyt. Znowu za dużo.

Myślałam, że zwrócę jedzenie sprzed tygodnia.

Szybko zerwałam się z ziemi i poczołgałam się do niej, bez braku jakichkolwiek sił.

Jej krótko ścięte czarne włosy, były rozczochrane. Jej ciemna karnacja zbladła, a bandaże które miała na rękach przesiąkły krwią...

Boże, za dużo krwi...

Szturchałam ją cały czas, bo była nadzieja, że się z powrotem obudzi. Że znowu na mnie popatrzy jej błękitnymi oczami. Że znowu się do mnie uśmiechnie, jej zmartwionym i pełnym miłości uśmiechem. Byłam przerażona, jak dalej się nie ruszała. Ani drgnęła.

- Mamo! - wrzasnęłam z przerażeniem. - Mamo obudź się! Proszę! - byłam spanikowana. Nie wiedziałam co robić.

Dalej nie odpowiadała. Ani mową werbalną, ani niewerbalną.

Spanikowałam. Wybuchłam ogromnym płaczem, nie zwracając przy tym uwagi, że obudzę mojego, małego i bezbronnego braciszka. Zakryłam swoją małą twarz, swoimi małymi rękami. Nie chciałabym, żebym przyznawała się do swojej słabości.

Nienawidziłam tego...

Nienawidziłam tego, że byłam słaba...

Nie chcę być słaba, mimo, że mam prawie pięć lat...

Nie chciałam być słaba, odkąd tata nas zostawił na lodzie. Zbyt dużo razy widziałam załamaną mamę. Ten widok był... Dziwny.

Postanowiłam sobie, że nie będę słaba, ale teraz...

Teraz to wszystko nie ma sensu.

Naśladuję po prostu swoją mamę, nie oszukujmy się.

Nadal płakałam. Płakałam po prostu jak bóbr.

- Allison... - powiedziała moja mama z bólem w jej głosie, który był bardzo wyczuwalny. Od razu przestałam płakać, przynajmniej próbowałam. - T-to ty...! - Mamo! - krzyknęłam dosyć cicho. Piszczałam przez łzy. - Już się bałam, że nigdy się nie obudzisz!

Mama patrzyła się na mnie z bólem w oczach. Nie wiedziałam, o co jej może chodzić. Uśmiechnęła się do mnie, tym swoim ciepłym i czułym uśmiechem.

- Słuchaj Alli... J-ja już raczej nie wsta-nę...

Przestraszyłam się tego, co mi powiedziała.

- Jak to nie wstaniesz?! Mamo, nie gadaj głupot!

- P-pamiętaj, że świat może być o-okrytny dla takich lu-ludzi jak m-my... - przerwała, aby wziąć cichy jęk bólu. - Za-zaopiekuj się L-luk'iem... N-nie ufajcie ni-nikomu...

Po tych słowach, zapadła cisza. Oczy mojej mamy nie drgnęły. Tak samo jak i ciało. Dotknęłam jej policzka, żeby stwierdzić, jaki jest jej stan.

Stało się to, czego się najbardziej obawiałam.

Moja mama umarła.

Moja kochana mama, zostawiła mnie na lodzie.

Coś w stylu deja vu?

Zostałam sama.

Jak mam się niby zająć prawie dwó letnim dzieckiem?!

Kochałam moją mamę, ale nienawidziłam tego, że zostawiła mnie samą. Zostawiła mnie, jak kiedyś tata zostawił nas. Nie chciałam nigdy tego doświadczyć.

Obróciłam głowę i patrzyłam na ogień, który palił pozostałości po domie. I tak chcieli nas wywalić z niego i zrobić jakąś dzielnice, żeby dołączyć ją do miasta.

Przestałam płakać.

Nie czułam już nic.

Odczuwałam...

Nic. 

Akt TrzeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz