Rozdział 5

503 33 2
                                    

Czułam się niezwykle dziwnie z tym, że tak szybko poczułam jakąś... taką więź z tą kobietą.
Po kilku chwilach trwania w uścisku, kazała mi usiąść koło siebie i zaczęła mnie wypytywać o... wszystko.
Nie było to dla mnie do końca łatwe.

Nawet, gdy uśmiechała się ciepło w moją stronę i nie miałam jakiegoś poczucia, że może coś mi zrobić, albo dać szlaban jeśli powiem coś, co może jej się nie do końca spodobać, to jednak czułam do niej respekt i... chciałam być w jej oczach dobrą wnuczką. A ponad to, nie martwić jej...

- Życie jedynie z matką na pewno nie było dla ciebie łatwe.

- Nie - przyznałam niepewnie, zwłaszcza, że sama zaczęła ten temat.

- Nie przelewało wam się?

- Nie. Pomimo tego, że mama pracowała, ledwie starczało nam na życie.

Kobieta pokręciła głową.

- A jak ci się podoba tutaj?

- Na razie... - Opuściłam głowę. - Ciężko mi to stwierdzić... dopiero poznaję ten dom...

- Teraz twoje życie się zmieni, kochanie. Wiem, że z pewnością nie jest to dla ciebie proste. Będziesz musiała zmienić nieco swoje przyzwyczajenia. Twój tata zdążył mi przekazać, że byłaś przeciwna zmianie szkoły, ale dobrze, że przemówił ci do rozsądku. Nie powinnaś zadawać się z byle kim.

Zmarszczyłam brwi na jej słowa. Nie wiedziałam, kogo miała na myśli, mówiąc ,,byle kim".

- Wiem, że to dla ciebie szok kulturowy, ale niestety powiedzenie: ,,Z kim przystajesz, taki się stajesz" jest przerażająco prawdziwe. Obracając się wśród ludzi światłych, mądrych, na wysokim poziomie, mimowolnie będziesz dążyła do chociażby zrównania się z nimi, w przeciwieństwie do sytuacji, gdy zadajesz się z prostymi ludźmi, z którymi przebywanie nie wymaga absolutnie żadnego wysiłku intelektualnego. W końcu chyba chcesz pójść na dobre studia i wyjść za porządnego mężczyznę, któremu urodzisz śliczne, zdrowe dzieci.

Aż zaniemówiłam na te słowa.

- Taka jest kolej rzeczy, a my dołożymy wszelkich starań, żeby ci jak najlepiej pomóc. Wiem, że możesz mieć sporo żalu do ojca, ale cieszę się, że chcesz daćmu szansę. Każdy w końcu był kiedyś młody i nie chciał uczyć się na cudzych błędach tylko musiał sam się sparzyć...

- Mamo? - Do salonu wszedł Ditrih. - Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale przyjechała projektantka oraz nasz gość chce już się zbierać. Muszę zatem zabrać Suzie.

- Oczywiście. Nie będę was zatrzymywała. My jeszcze znajdziemy czas na pogawędki o życiu - rzuciła, a ja wstałam kompletnie zmieszana, idąc za swoim ojcem z powrotem do jadalni.

Dopiero widząc Jamesa, przypomniałam sobie, że on również był zmuszony do pogawędki. Po jego minie domyślałam się, że nie przebiegła ona przesadnie dobrze. Wręcz przeciwnie.

Miałam wrażenie, jakby oczy szkliły mu się od łez, ale usilnie je powstrzymywał. Coś było bardzo nie tak i nie zamierzałam tego od tak po prostu zostawić.

- Nie zabroniłeś mu kontaktu ze mną? - zapytałam bez ogródek.

Przy Jamesie tak bardzo nie bałam się Ditriha, a poza tym... nie mogłam go od tak stracić. Nie po tym wszystkim.
Czułam, że tylko on będzie w stanie pomóc mi przeżyć te wszystkie zmiany.

- Oczywiście, że nie. - Uśmiechnął się szeroko, tarmosząc moje włosy, na co od razu się cofnęłam. - Możecie się umawiać, ale w wolnym czasie. Żadnych spotkań kosztem lekcji - powiedział ze śmiechem Ditrih, ale wcale mu nie ufałam, widząc jak dziwnie zachowywał się James.

- Mogę... pobyć trochę z Jamesem?

- Suzie, przyjechała projektantka. Innym razem pogadacie - oznajmił z dziwnym opanowaniem Ditrih.

- James? - podeszłam do niego, gdy tylko się podniósł.

Uśmiechnął się, ale to był tak smutny uśmiech, że aż chciało mi się płakać.

- Nie będę cię zatrzymywał. Pani projektant na pewno już na ciebie czeka, a ty powinnaś myśleć o tym jak będzie wyglądał twój nowy pokoik.

- Nie możesz zostać? - zapytałam zdesperowana.

Tak bardzo chciałam, żeby powiedział mi, o co chodziło. Przecież oczywiste było, że coś się stało.

- Jutro po lekcjach, ale po lekcjach - podkreślił. - zabiorę cię na krótką wycieczkę, okej? - Tylko nie życzę sobie żadnych wagarów. - Zabrzmiał już bardziej jak James.

Niepewnie spojrzałam na krótko na Ditriha, który jedynie wzruszył ramionami.

- Nie mam nic przeciwko - mruknął, ale i tak mu nie wierzyłam.

- Okej - wymamrotałam, więc James, nacisnął mój nos, a zaraz potem odwrócił się z zamiarem odejścia. - Ale przyjedziesz, prawda? - Zwątpienie wygrało, więc złapałam jego rękę, zmuszając go, żeby powiedział to głośno.

Westchnął.

- Tak, Suzie. Przyjadę. Zaraz po zajęciach, będę czekał pod szkołą.

I choć tak bardzo chciałam go przytulić na pożegnanie, nie miałam odwagi tego od niego wymagać na oczach Ditriha. Wystarczająco pokazałam ile znaczył dla mnie James i miałam nadzieję, że ta pokazówka pokazała Ditrihowi, że mu nie wybaczę jeśli zabroni mi kontaltu z Jamesem.

Dlaczego mnie opuściłeś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz