Rozdział 12

328 28 1
                                    

Czułam się beznadziejnie. Wisiałam w beznadziejnej przestrzeni wyrzutów sumienia, obwiniania się, bólu, rozczarowania i rozpaczy.

Nie potrafiłam sobie poradzić z tym, co się stało. Było dużo gorzej niż wtedy, gdy James uknuł intrygę, że niby odchodzi.

Nic nie potrafiło poprawić mi humoru. Z grymasem na twarzy jadłam moją ulubioną czekoladę i płakałam, bo nawet ona nie potrafiła poprawić mi humoru.

James był moim wszystkim. Już sama jego obecność poprawiała mi humor. Najwyraźniej myliłam się i to potwornie, twierdząc, że jednak ktoś będzie w stanie się we mnie zakochać.

Taka beznadziejna... żałosna...

Pukanie do drzwi, w których znów stał Ditrih.

Opatrzył wzrokiem pokój, gdzie wszystko było porozrzucane, w totalnym nieładzie, a następnie skupił zbolałe spojrzenie na mnie.

Roztrzęsionej nastolatce, siedzącej pod kołdrą na łóżku z laptopem na kolanach.

Nie mogłam uwierzyć, że miał rację. Nie chciałam w to wierzyć, ale zbyt dużo rzeczy nie pasowało w tej układance, żeby zaufać i dać szansę Jamesowi.

- Słoneczko... - Westchnął, po czym wszedł bardziej do środka. - Wiem, że to był twój pierwszy poważniejszy związek, ale nie możesz płakać nad nim kolejny tydzień. On nie był i nie jest tego wart. Zrobił coś okropnego...

- Nic nie rozumiesz... - Zaśmiałam się pod nosem.

Dla obserwatora to wszystko wydawło się takie proste. Nic go nie łączyło z Jamesem, pewnie nawet skrycie bardzo cieszył się, że to był koniec. Alse strasznie bolał mnie ten... brak zrozumienia.

Nie mogłam od tak się pozbierać. Był moim ideałem. Był moim aniołem stróżem. Gdyby wtedy nie zamieszkał z nami... nie wiem, co by się ze mną działo. Na pewno nic dobrego. Od dawna sobie nie radziłam, a on mnie dźwignął. Pomógł mi się jakoś ogarnąć, odzyskać sens, poczuć... piękną i ważną. A teraz?
Teraz wyszło na to, że to wszystko było kłamstwem, żeby moim kosztem pobawić się w DDlg.

- Suzie. Trzeba żyć dalej. Jesteś wartościową osobą i nie powinnaś tracić dni na płakanie za tym dupkiem.

- Ja go kochałam - wymamrotałam pod nosem, na co Ditrih zmieszał się.

Długi czas nic nie mówił, aż w końcu jego głos nabrał dziwnej powagi.

- Suzie. Miłość istnieje tylko w bajkach dla dzieci. Świat realny jest pełen okrucieństw. Ludzie nie wiążą się ze względu na miłość. Robią to dla własnych korzyści. Z różnych względów. Jedni robią to dla majątku, inni dla strefy seksualnej, jeszcze inni, chcą, żeby ktoś wyręczał ich w niektórych czynnościach życia codziennego, a jeszcze inni robią to, bo tak trzeba. Bo z dziada pradziada, wciąż było pytanie: ,,kiedy się ożenisz?", ,,kiedy wyjdziesz za mąż?. Wielu jednak dorabia sobie do tego cukierkowa otoczkę, bo prawda nie jest ładna. Może to nie najlepszy moment na takie wyznania, ale nie bez powodu miałem obiekcje wobec waszych spotkań. Starsi mężczyźni często szukają sobie młodszych dziewczyn i wiedzą jak takim niedoświadczonym można namieszać w głowie. Cieszę sie tylko, że wydało się teraz. Mam nadzieję, że nim zdążył... - Przerwał.

Milczałam. Nie chciałam wierzyć w to, co mówił. Przecież to oznaczałoby, że ten świat jest okropniejszy niż myślałam. Bo oznaczałoby, że każde uczucie jest kłamstwem.

- Chodź. Zabiorę cię na zakupy. To na pewno poprawi ci humor - stwierdził, na co od razu pokręciłam głową.

- Nie chcę. Wolę zostać w domu.

- To może coś razem obejrzymy?

- Wybacz, chcę zostać sama.

Ditrih pokiwał głową.

- Jutro wracasz na zajęcia. Może to pomoże ci trochę odwrócić uwagę od tej sytuacji - rzucił, po czym wyszedł.

***
Całe zajęcia wyobrażałam sobie scenariusz, że nagle drzwi wejściowe otworzą się, a w nich stanie James.

Nie zamierzałam od razu rzucić się na niego uradowana, ale po namowach mogłabym posłuchać jego tłumaczeń.

Albo może czekał aż skończę naukę i chciał zabrać mnie nim przyjedzie po mnie kierowca?

Nawet nie wiedziałam, czemu chciałam, żeby James to robił.

Chyba chciałam, żeby pokazał jak bardzo mu zależy. Żeby zawalczył o nasz związek, a nie od tak odpuścił, pokazując w ten sposób, że to wszystko faktycznie było kłamstwem.

I kiedy wychodziłam ze szkoły, naprawdę miałam nadzieję, że go dojrzę; że zobaczę w nim coś co powie mi, że był niewinny. Albo chociaż da powód do powątpiewania w wersję Adelaide.

Ale Jamesa nie było. Czekał na mnie szofer.

- Hej, Suzie! - Zatrzymał mnie Ian.

- Hej! - Uśmiechnęłam się krzywo.

- Organizujemy domówkę. Może chcesz wpaść?

- Mam złe wspomnienia z ostatniej domówki. Rodzice się nie zgodzą.

- Tym razem to impreza zamknięta. Nie wyjdziemy nawet z domu, a sąsiedzi nie będą przeszkadzać.

- Raczej spasuję...

- No weź... zabawisz sie trochę - rzucił. - Wierzę, że będziesz. Uwzględniam cię w alkoholu. - Mrugnął do mnie, po czym szturchnął lekko i ruszył przed siebie.

Może to nie był taki zły pomysł.

Dlaczego mnie opuściłeś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz