Rozdział 10 - Kolejne zwierzenia?

601 24 12
                                    

Nigdy nie byłam osobą strachliwą. Rzadko, kiedy się czegoś bałam. Mama zawsze była panikarą i cały czas powtarzała mi, żebym na siebie uważała. Jednak tata nauczył mnie stąpać twardo po ziemi. Pokazał mi świat pełen chaosu i zła, z którym trzeba było obcować na co dzień.

Teraz, dzięki niemu radziłam sobie w życiu. Nie miałam problemu, z tym żeby komuś coś powiedzieć. Tylko konsekwencji nie brałam nigdy pod uwagę. Umiałam ryzykować. Czasami musiałam płacić za to poważną cenę, ale nigdy nie żałowałam.

Mimo wszystko rodzice nieświadomie obdarowali mnie strachem. Strachem przed prowadzeniem samochodu czy innego pojazdu. I owszem, wypadek nie był ich winą, ale ilekroć widziałam siebie za kierownicą, przed oczami pojawiali mi się rodzice, a później ponowna fala wspomnień.

Kiedy tylko David wysiadł z samochodu, zaczęłam panikować. Nie tak wyobrażałam sobie powrót do jazdy. Właściwie w ogóle go sobie nie wyobrażałam.

Nagle chłopak znalazł się przy moich drzwiach i szybko je otworzył.

- Wysiadaj - powtórzył.

- Ja nie mogę. Włączę telefon i dojedziemy. Mam połowę baterii. Damy radę. Wsiadaj. Już włączam telefon - mówiłam szybko, zdenerwowana tym, że to ja będę musiała jechać.

- Znasz się na motorach, więc nie uwierzę, że nie umiesz jechać samochodem. Wyskakuj - powiedział zniecierpliwiony.

Oczywiście, że umiałam. Nie raz ścigałam się z Olivią po mieście sportowym samochodem taty. Wspólnie odwiedzałyśmy, także tory wyścigowe, aby ćwiczyć i spędzać wolny czas. Ale teraz wszystko uległo zmianie.

- Nie mam prawa jazdy - skłamałam.

- A ja nie mam dużego fiuta - odpowiedział, puszczając mi oczko.

- No to zapewne jest prawdą - odparłam z politowaniem.

Na pewno nie było prawdą.

Brunet zmarszczył brwi i zacisnął szczękę, po czym siłą wyciągnął mnie z samochodu. Niósł mnie na rękach, po czym usadowił po stronie kierowcy. Cały czas się wyrywałam, jednak on miał siłę pierdolonego stada byków.

- Jedziemy - powiedział. - Ale najpierw daj telefon, włączę nawigację.

- Nie ufasz mi? - powiedziałam.

- Z twoją orientacją terenu dojechaliśmy na jakieś pierdolone zadupie, więc dawaj ten jebany telefon.

Nie miałam siły się już kłócić, więc mu go dałam. Byłam wystarczająco wystraszona tym, w jakiej sytuacji się znalazłam.

Chłopak po wzięcie telefonu, zatrzasnął drzwi po stronie kierowcy, a następnie zajął miejsce pasażera. Ja natomiast z niechęcią zaczęłam ustawiać krzesełko i lusterka.

- Ręce ci się trzęsą. - powiedział nagle.

Jebany Sherlock Holmes. Co za spostrzegawczość.

- Nie tak szybko - rzekł, po czym złapał mnie za rękę, gdy chciałam odpalić silnik. - Najpierw przestań się trząść, jak jakaś chihuahua.

- Myślisz, że to takie kurwa proste?! - krzyknęłam

- Opowiedz mi

I znowu znaleźliśmy się w tym momencie, w którym miałam mu wszystko wyśpiewać. Nie tym razem - pomyślałam, po czym wysiadłam z samochodu. David zrobił to samo.

- Mogę stać tu do rana. Nie pojadę. Nie ma nawet takiej opcji! - krzyknęłam.

- To, że rodzice zginęli w wypadku nie oznacza, że też musisz się tego obawiać - powiedział, stając naprzeciwko mnie.

Świetnie.

- Nawet jeśli, to jesteś ze mną. A lepszy partner do śmierci nie mógł Ci się przytrafić - dodał.

Szkoda, że tylko on tak uważał.

Na jego twarzy znów pojawił się ten cyniczny i pewny siebie uśmiech. Mimo to parsknęłam cicho śmiechem. Zaczynałam się rozluźniać, a stres zaczął ze mnie powoli schodzić.

Nagle brunet zaczął zbliżać się powoli w moją stronę, przez co przylgnęłam do samochodu, chcąc zmniejszyć jakoś dystans. Nie udało się. Nasze ciała zaczęły się ze sobą stykać, a ja znów poczułam falę gorąca, która zawsze towarzyszyła mi, gdy był blisko.

Jedna z jego dłoni powędrowała w stronę mojego policzka, z którego zaczął odgarniać włosy. Po chwili zbliżył usta do mojego ucha i szepnął:

- Wcześniej mówiłem o kuchni, ale ta lokalizacja też mi odpowiada.

Poczułam ucisk w podbrzuszu i wiedziałam już, że przez ten cały czas nie chodziło o głód. Chyba, że głód w innym tego słowa znaczeniu...

Odsunął się trochę, po czym stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha:

- A ja wciąż życzę Ci, aby ptak nasrał Ci na twarz.

Może i psułam moment, w którym byliśmy, ale nie mogłam się powstrzymać. Zwłaszcza, gdy w jego oczach zobaczyłam chęć mordu.

- Czemu z tobą jest tak trudno? - odpowiedział wyraźnie zdenerwowany.

- Zabawne, mogłabym zadać Ci to samo pytanie.

Wciąż staliśmy naprzeciwko siebie. Czułam jak jego klatka odbija się od mojej. Oddychał szybko.

- Co inne są prostsze? Ciekawe czy do nich też przychodzisz, mając na sobie perfumy innych lasek?

- Że co? - powiedział, odsuwając się trochę ode mnie. Tym samym dając mi jakąkolwiek przestrzeń.

- Wieczór, kiedy przyszedłeś do mnie cały we krwi - powiedziałam, jednocześnie przypominając sobie sytuację z sypialni. - Przez twojego fiuta musiało przewinąć się tyle lasek, że nawet nie było czuć twoich perfumy, a jakieś jebane nuty kwiatowe - dodałam, zakładając ręce na piersi.

Po co ja to powiedziałam? 

Brunet parsknął śmiechem, po czym ponownie zmniejszył dystans.

- Ja ci nie wypominam nocnych wiadomości z moim bratem - odparł, przybliżając swoje usta do moich, w taki sposób, że wraz z wypowiadanymi słowami, jego wargi ocierały się o moje. 

Jezu czemu tu jest tak gorąco?

- Nie musisz być zazdrosna - dodał.

- Nie jestem,  po prostu tracę wtedy zainteresowanie - odparłam.

Co ja kurwa mówię. Muszę jakoś z tego wybrnąć - pomyślałam.

- Jeżeli liczyć na to, że zaczniemy się całować, to grubo się mylisz - dodałam.

- Nie całuję, gdy nie kocham.

- A ja nie jeżdżę, gdy nie mam ochoty.

Po tych słowach odsunęłam go od siebie, a następnie ruszyłam w stronę drzwi pasażera. Nagle poczułam szarpnięcie. Brunet przysunął mnie do siebie, a następnie złapał za moje gardło i pchnął o samochód. Chwilę patrzyliśmy na siebie, po czym wpił się ustami w moją szyję.

Mogłam się domyślić, że tak się to skończy.

Moim ciałem zawładnął ogień. Czułam jego język na swojej szyi. Z każdym pocałunkiem obejmował moją talię coraz mocnej, powodując większe podniecenie. Wyswobodziłam dłonie, a następnie przyciągnęłam go bliżej siebie. Miałam wrażenie, że obydwoje chcemy pochłonąć drugą osobę.

Po kilku minut David odsunął od mojej szyi usta, a następnie spojrzał mi w oczy. Stykaliśmy się ze sobą, oddychając w swoje wargi.

- Zapomniałem dodać - wyszeptał wyraźnie zadowolony z siebie. - Nie całuję w usta.

A storm, you don't expect Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz